Ponieważ tego roku w styczniu jak w garncu, bo „przeplata trochę wiosny, trochę lata”, pobuszujemy trochę w zbożu tematycznym – raz ruszając kwestię owsa, innym razem żyta bądź pszenicy z jęczmieniem. Kolejny raz przekonuję się tutaj, że słowo pisane w „Kurierze Iławskim” niesamowitą niesie w naród jezioracki (i dalszy!) moc sprawczą.
Leszek Olszewski
Nie wiem czy Allach z Zaratustrą albo jakieś inne bóstwo czuwają nad tym co piszę, ale kilka wysuwanych ostatnio przeze mnie apeli – tych zwykłych jak i strzelistych – przyniosło spodziewany i jakżeż miły do konstatacji skutek. Poprawia się wokół wiele, w czym nie sposób nie dostrzec zasługi nie tylko mojej, ale choćby i Jamesa Bonda, patrona roku z liczbą „007” w środku. To ostatnio miało miejsce w roku 1007, kiedy o Bondzie jeszcze mało kto słyszał albo nikt – trudno ustalić.
– 1 –
Pierwszy więc złoty medal za zasługi dla krzewienia cywilizowanej rzeczywistości przyznaję Straży Miejskiej w Iławie, która przestała nękać niedzielnych studentów z Włodkowica za stawianie wokół szkoły samochodów, nawet i wzdłuż wewnątrzosiedlowej jezdni. Trudno, przejechać tam mimo wszystko można, a miasto skoro reaguje na pojawienie się podobnej placówki któryś rok milczeniem, nie zaś serią strategicznych działań mających na celu przystosowanie okolicy do nowych wyzwań, to to jest właśnie główny i jedyny winny zaistniałego bałaganu.
Gdańskie Rębiechowo jak aktualnie stało się lotniskiem żyjącym z emigracji zarobkowej na Wyspy, też nagle stanęło w obliczu problemu, że nie doszacowało (mówiąc oględnie) liczby miejsc parkingowych do panującego na co dzień ruchu. Tam auta też stawiane są po okolicznych łąkach, trawnikach i polach, ale mandatów Straż Miejska czy Policja nikomu nie wlepiają za cichą sugestią swego szefostwa. Ot po prostu elementarny przykład elastycznego stosowania prawa, w zgodzie a priori z zasadami logicznego i trzeźwego myślenia.
To zaś flagowa cecha służb porządku cywilizowanych państw świata. Wychodźmy czym prędzej ze schematów właściwych Białorusi, Iranowi czy Federacji Rosyjskiej z odnogą w Czeczenii, a będzie tu naprawdę miło i może kiedyś bogato. A wszystko w atmosferze wzajemnej życzliwości i przyjaznego uśmiechu. Skoro udaje się to na co dzień Szwedowi, Holendrowi czy gościom z Nowego Jorku, to jest pod kogo równać, tak? Jak to nie!
– 2 –
Przyznajemy też drugi medal – dla odmiany srebrny, bo jeszcze niekompletny sukces przychodzi odtrąbić, a jego zalążek. Na odczuwalnie wyższy poziom wskoczyło w ubiegłym tygodniu forum internetowe Kuriera (www.nki.pl/forum) i to temat świeży, bo już z nowego roku. Tam to całość do niedawna opanowana była przez politykierów, rewanżystów i anonimowych frustratów, co to chcą się wzajem wdeptać w ziemię. To jeszcze pół biedy i ich problem. Gorzej, że ludzie odrobinę mniej znerwicowani jęli omijać tę całkiem fajną w zamyślę inicjatywę netową szerokim kołem.
I tak zrobił się z tego klub trzech na krzyż aktorów, no może pięciu. Dość, że co kilka razy tam wszedłem, to już mnie nie było. Fizycznie bolały oczy od brnięcia w sygnalizowane problemy. Dziś już powiało tam „nowym” – ktoś szczęśliwy doniósł o sukcesach siatkarek z jakiejś szkoły średniej, pojawiło się też kilka innych sensownych i nieobciążonych dynamitem wpisów. Coś więc drgnęło w kierunku dyskursu i wymiany informacyjnej z – roboczo to nazwijmy – zauważalnym pozytywem w tle. Spychając jad i ganianie się z siekierami z pozycji absolutnego dominanta, do – miejmy nadzieję niedługo – marginalnych zasieków. Marginalnych na tle forum ogólnie przyjaznego klimatycznie ludziom dobrze wychowanym, o wysokiej kulturze obcowania z innymi. Do tego mających coś realnie interesującego do wypisania, bądź też podzielenia się z otoczeniem.
Są przecież jakieś wyjazdy grup szkolnych zagranicę, grupy teatralne, można umieścić zaproszenie, podziękować za coś, opisać piękno zwizytowanego miejsca, jego historię. Polecić film, wydarzenie w mieście etc. Kto zna język angielski niech poczyta adekwatne fora nawet tamtejszej prowincji – jakżeż im galaktycznie daleko do polskiego pieniactwa i anonimowej soldateski, której na forum Kuriera – tony! Prawie jak w przededniu czystek etnicznych. Śmieszne to i żenujące, ale w fazie – ufam – schyłkowej. Oby więc z dnia na dzień ubywało tam toksyn, przybywało zaś zrelaksowanych i uniwersalnej treści postów – i czym prędzej to nastąpi tym lepiej. Trzymam kciuki i przechodzę do nagrody głównej!
– 3 –
Platynowy medal, za to w dziedzinie „jak spaprać sobie życie”, pora przyznać iławskiemu przybytkowi handlu pt. „market LIDL z ulicy Kościuszki”. Budowany i otwarty z wielką pompą sklep okazał się być z perspektywy czasu kompletnym niewypałem. Dziwi to, bo wchodził na rynek mając przywilej naocznego wglądu w dotychczas postawione tu markety. Zyskiwał więc niebywałą szansę stania się w dniu swej inauguracji niekwestionowanym „numerem jeden”. Dziś klientelę opustoszałego generalnie hangaru obsługuje jedna kasjerka, kolejek nie ma, na noc zaś dyrekcja wpadła na oszczędność z lat rozkwitu PRL-u, gasi mianowicie wewnątrz wszystkie światła, co z perspektywy ulicy wygląda wręcz upiornie.
Po co więc jacyś tam decydenci w centrali zdecydowali się w 2006 roku ruszyć ze szpadlami na czołgi, skoro asortyment stamtąd gdyby go zagęścić to zmieściłby się z grubsza do większego spożywczego? Konia ze śledziem temu, kto sensownie odpowie. Zachodzę nawet w głowę czy to nie jakiś koń trojański dla miasta, ale jakoś stoi to, nie wybucha, więc chyba nie! Chociażby Kaufland czy InterMarche pękają dosłownie w szwach od tysięcy produktów jakie oferują. Pierwszy z nich właśnie rozpoczął rozbudowę.
Polityka Lidla zaś zdaje się była i jest taka: budujemy olbrzymią halę, wykładamy tam dwa worki z cementem i jeden z klejem i interes powinien zacząć się kręcić – mimo kilku sąsiednich świetnie zaopatrzonych po sufit hurtowni. No i patrzcie – optymistyczny scenariusz zawiódł, plan niby genialny, ale geniusze zwykle bywają niezrozumiani i to z pewnością przypadek ludzi Lidla kompleksowo tłumaczy...
LESZEK OLSZEWSKI