Umrzeć. Tego nie robi się rodzinie. To się zwyczajnie po ludzku nie opłaca. Śmierć jest niedochodowa. Nie jest nawet zabawna. Tylko życie się opłaca. Nie można tak po prostu się skręcić i nie być. Wszystko jest przecież kwestią ceny. Rodzina musi być w całości. Wszystko można kupić, za wszystko można zapłacić. Za człowieka też, wszyscy to wiedzą. Życie jest kwestią odpowiedniej stawki.
Tomasz Reich
Czerwiec ciągnął się leniwie. Żar lał się z nieba na przemian z potężnymi ulewami, które tratowały wszystko na swojej drodze. Dominik miał plan, żeby dotrzeć do domu bez kłopotów. Pomyślał sobie, że tym razem ominie nawałnicę, bo wysiedział przy biurku najgorsze opady deszczu. Mógł więc ruszyć spokojnie na Ursynów. Zaledwie sto metrów dzieliło go od stacji z biura. Zamknął komputer i wyszedł z budynku. Wtedy też usłyszał dzwonek telefonu.
– Kto to może być do diabła? Przecież jest już po piątej – krzyknął.
Komórka natarczywie jęczała i nie dawała mu nawet cienia szansy na święty spokój. Zirytowany mężczyzna wyjął ją w końcu z kieszeni marynarki. Na wyświetlaczu pojawił się numer jego ojca.
– Nawijaj, bo dopiero co z roboty wyszedłem. Trzaska mnie wszystko więc byle szybko. Co tam?
– Ratuj mnie. Ratuj. Znajdź go. Pomóż mi. Rozumiesz, pomóż. Umieram – powiedział ojciec. Dominik usłyszał złamany głos własnego ojca, który szlochał.
– Nie kumam. Co jest? Jaja sobie robisz, czy jakiś żart. W czym mam ci pomóc?
– Znajdź lekarza. Proszę.
– Człowieku, to nie moja branża. Jakiego znowu lekarza?
– Mam raka. Załatw mi lekarza. Proszę.
Dominika Piątka zamurowało z wrażenia. Aż usiadł na ławce pod pomnikiem Starzyńskiego na pl. Bankowym. Nagle wszystko stanęło w miejscu. Ludzie mijali go niczym mgła, która ogarnia po deszczu łąki. Wszystko wokół stało się dla niego kompletnie nieczytelną masą. Przez kwadrans nie mógł zrozumieć czemu ojciec zadzwonił akurat do niego skoro nigdy nie mieli ze sobą najlepszego kontaktu. Co też takiego się stało w domu?
Kilka dni później schorowany Leon Piątek przyjechał do Warszawy. Na szczęście do Iławy pociągi jeżdżą w miarę regularnie. Choć Dominik po wypadzie do Sopotu w poprzedni weekend miał uraz do PKP. Sześć godzin spędzone w tłoku i smrodzie wyraźnie go zniechęciły do kolejnych eskapad z przyjaciółmi nad Bałtyk. Piątek zresztą zdecydowanie bardziej lubił melanż na mieście niż poza stolicą. Miał już 30 na karku, ale wciąż nie dorósł do małżeństwa, bo jak twierdził to za duże obciążenie dla jego psychiki. Zdecydowanie bardziej wolał pochlać z kolegami i pozarywać laski na noc w klubie. Ale teraz wszystko musiało zejść na drugi plan, bo ojciec w końcu poprosił go o pomoc. Leon dotarł na miejsce jakoś wieczorem. Dominik był wnerwiony, bo nie spodziewał się, że ojciec przyjedzie tak późno. Spojrzał na ojca tylko i nadziwić się nie mógł.– Trochę się posypałeś dziadku. Siwy jakiś jesteś i pomarszczony. Jutro wpadniemy do konowały na Grochowie. Zobaczymy, co ci powie.
– Nie podasz mi ręki na przywitanie?
– Co mamy być niby rodziną po latach? Wyluzuj. Obiecałem twojej kobiecie zdrowego odstawić to tak też zrobię. Spokój.
Rano Dominik zwlekł się na kacu z kanapy w gościnnym, bo własne łóżko odstąpił ojcu. Obaj dotarli do szpitala około południa. Koledzy z pracy mówili mu, że tu są najlepsi specjaliści od nowotworów. Lekarz Adam Kowalski przejrzał papiery Leona w dziesięć minut po czym oznajmił obu mężczyznom, że chce rozmawiać tylko z synem. Piątek był trochę zaskoczony, ale zgodził się na to. Wszedł do obskurnego gabinetu i usiadł.
– No nawijaj pan temat.
– Jak się nazywasz? – zapytał lekarz.
– Dominik. Czemu pan pyta?
– Widzisz, też mam syna. On już dawno zrozumiał, co robię i czym się zajmuję.
– No, i?
– Lekarz, to nie jest człowiek, który leczy pacjenta. Wcale nie jest nigdzie powiedziane, że pacjent ma wyzdrowieć. Po prostu mamy kompletnie inne zadanie.
– Wie pan co? Nie kumam tego bajeru. Wolę jak ktoś mówi do mnie prostym tekstem. Poezję to może pan na wieczorku poetyckim nawijać. Bez ściemy! Mój tatunio będzie zdrowy. Kumasz?
– Dobra, powiem tak. Może wyzdrowieć, ale to kosztuje. Rozumiesz.
– Aaaa, chcesz kasy? Jesteś do kupienia? Lekarze to szmaty? Jak lale na godziny? Kumam bazę. Chcesz hajsu, żeby mój stary był zdrowy. Ile?
– To nie jest sprawa pieniędzy. Możemy się dogadać. Naprawdę, tylko hamuj te nerwy.
– Dla mnie jesteś śmieciem. Zwykłą dziwką. Ile jest dla ciebie wart koleś? Bierzesz od łepka? Bawisz się w tego na górze? Masz pecha ziom, totalny gnój ci zrobię. Nagrałem wszystko. Palancie.
Dominik wstał z krzesła i z całą złością trzasnął drzwiami. Lekarz chyba był zszokowany tym, bo nie spodziewał się, że ktoś tak po prostu może odmówić mu zapłaty. Przecież każdy bierze i wszyscy płacą. Ten chłopak jest jakiś nieżyciowy i w dodatku może narobić mu w pracy „gnoju”. Wstał ze swojego fotela i wyszedł na korytarz za chłopakiem. Piątka jednak nie było na oddziale onkologii. Po prostu wybiegł wściekły z budynku. Do lekarza dotarło, że chłopak nie żartował i przez rozmowę z nim może mieć poważne kłopoty, bo przecież on nagrał całą rozmowę na telefon.
Piątek sprawę przekazał do prokuratury. Jego ojcem zajęli się lekarze w innym szpitalu na Grochowie. Podobno w najlepszym szpitalu wojskowym w Polsce. Leon spędził tam ponad trzy miesiące. Operacja na szczęście się powiodła. Dominik w tym czasie dostawał na głowę, bo przez cały czas krążył między biurem a szpitalem. Dopiero, gdy ojciec doszedł do siebie opowiedział mu o wszystkim. Leon był zaskoczony, że syn odmówił pieniędzy lekarzowi.
– Przecież byłem przygotowany na to, że trzeba zapłacić. Nawet panu doktorowi, co mnie leczył, chcę dać pieniądze.
– Ojciec, za leczenie się nie płaci. Koniec tematu.
Kowalski wyleciał ze szpitala dyscyplinarnie. Koledzy po fachu mówili, że miał pecha, bo umoczył. Dominik pogodził się z ojcem, jak twierdzą jego znajomi bardzo się zmienił, także przez chorobę ojca. Przestał się włóczyć po knajpach i pić z kumplami. Po chorobie dotarło do niego, że wszystko ma swoją cenę. Ale zdrowie tylko jedno i bez możliwości wykupienia pakietów dodatkowych.
TOMASZ GÜNTHER REICH