Przysłuchiwałem się spotkaniu Pani skarbnik miasta Iławy JANINY OKOŁOWSKIEJ z młodzieżą szkolną w czytelni miejskiej. Nastolatkowie usłyszeli trochę o konstrukcji budżetu, o wysokościach poszczególnych składników dochodów i wydatków miasta w 2010 roku. Czego się nauczyli?
Henryk Witkowski
Nie będę przytaczał potoku kwot z budżetu – ograniczę się do niezbędnego minimum. Nie miałem okazji, by zapoznać się z wieloma wielkościami budżetowymi (w złotówkach). Z tego, co usłyszeliśmy, wykonanie budżetu – zarówno po stronie dochodów, jak i wydatków – było niższe o około 10 mln zł w stosunku do planu. Dług publiczny Iławy to wielkość blisko 57 mln zł, a deficyt budżetowy tylko za 2010 rok sięgnął aż 17,5 mln.
Te sumy dla młodzieży licealnej są chyba z kosmosu. Nikt z nich nie zachwycił się tak wysokimi kwotami. Może nie skojarzyli sobie ogromnego długu Iławy z ogólnonarodową akcją „Wielkiej Orkiestry” pod przewodem Jurka Owsiaka. Zebrano potężną kwotę około 40 mln zł.
A może już tylko młodym chodzi po głowie, by jak najszybciej móc zarabiać u Niemców... Może to już nieważne, ile lat jeszcze spłat kredytów pozostało przed Iławą... (do roku 2029). No po cóż zajmować się małą uroczą Iławą, gdy żyjemy w jednej wielkiej rodzinie, w Europie, bez granic...
Był na tym spotkaniu jeden taki słuchacz, co pytał o bezpieczeństwo naszego miejskiego budżetu Iławy. Według Pani Okołowskiej „trzeba umieć żyć z długami”. Czyżby tylko „umiejętność” życia na krechę wystarczyła do zachowania bezpieczeństwa...? Jak się definiuje taką „umiejętność”? Może chodzi o to tylko, żeby po prostu zamknąć oczy i zatkać uszy...? I jakoś to będzie...?
Młodzi licealiści próbowali jako tako aktywności na spotkaniu z Panią skarbnik. Pytali np. o muzeum oraz promenadę nad rzeką Iławką. Pytali również o możliwość dokonania się upadłości miasta. Usłyszeli od głównej księgowej, że miasto nie może być postawione w stan upadłości, ponieważ gdy wskaźnik zadłużenia będzie zbyt wysoki, wtedy do boju rusza zarząd komisaryczny – już nie samorządowcy, ale urzędnicy państwowi, od wojewody. Czyli zawsze gdzieś tam na końcu czai się wytrych „jakoś to będzie”.
Zapytałem i ja też. Co musiałoby się zacząć dziać w budżecie miasta, by się o niego zacząć realnie bać? Strach o dochody byłby czynnikiem, który mógłby rodzić obawy przy konstrukcji budżetu miasta na kolejny i przyszłe lata.
Otóż częścią dochodów w 2010 roku miała być np. prywatyzacja, czyli sprzedaż miejskiego majątku energetyki cieplnej (przy ul. Wojska Polskiego). To miało dokonać się jeszcze w ubiegłym roku. Oby przedłużający się proces sprzedaży zaowocował wpływem do budżetu sumy większej od planowanych 8 mln zł.
Kwoty uzyskane ze sprzedaży majątku ciepłowniczego nie przesądzają jeszcze o udanej transakcji. W tak strategicznych sprzedażach potrzebna jest jeszcze dalekowzroczność. Czy możliwe jest pogodzenie chęci zysku prywatnego inwestora ze zbiorowym interesem mieszkańców miasta...? O zysk zadba sam inwestor. Czy jednak interes mieszkańców jest dobrze pilnowany, chroniony...?
Przykładem kiepskiej ochrony interesów Iławy jest wszystko to, co wyprawia się przy okazji zmian w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego Iławy. Gdyby zajrzeć do „studium uwarunkowań”, to być może idzie doszukać się tam zmian już w roku 2008, tak? Tereny po starych zakładach drobiarskich przy ul. Dąbrowskiego sprzedano pod koniec 2007 roku. Gdyby jeszcze zmiany w studium dotyczyły tego terenu, to oznaczać może, że już w 2008 r. pomyślał ktoś o „spowolnieniu gospodarczym” i znaczną część z ponad 7 ha ziemi można teraz bezproblemowo (bezproblemowo dla właściciela terenu, nie budżetu miasta) próbować zabudować apartamentowcami... Przypadek?
W poprzednim felietonie pytałem o ewentualne straty z niezbyt rewelacyjnej dla interesu budżetu miasta sprzedaży 7 ha ziemi po zakładach drobiarskich. Chodzą mi po głowie jeszcze pytania o celowość zmian w planie zagospodarowania w tamtym miejscu. Jeśli poprzedzone były one zmianami w studium uwarunkowań, to może warto zapytać również Pana burmistrza Ptasznika i jego otoczenie? Ono przecież wywiera na niego wpływ „raz dobry, raz zły”. Być może otoczenie wtłacza go w przeróżne sytuacje, które skutkują np. brakiem czasu na spełnienie określonych procedur.
Aby być konstruktywnym w komentowaniu najistotniejszych dla Iławy decyzji o sprzedaży miejskiego majątku, ośmielam się zaproponować swoją osobę do straży nad procedurami – szczególnie tymi, których termin istotny jest przy sprzedaży miejskiego majątku. Jestem na emeryturze, mam kilka zniżek, więc jestem też w stanie pracować za 50% wynagrodzenia dobrego „doradcy ds. różnych”. Nie można wszystkiego składać na grzbiet jednej osoby. Istnieje przecież potrzeba umiejętnego podziału pracy.
Nie chciałbym, aby po przeczytaniu tego felietonu ktokolwiek pozostawał w „bulu”. Nie chciałbym również przydawać zbyt wiele „nadzieji” na poprawę w temacie sprzedaży miejskiego majątku. Proszę tylko nie powtarzać pałacowych kłamstw udając, że nie widzi się ogonka litery „y”, bo wcale nie chodziło o słowo „obiat”, lecz o przymiotnik „miły” z linijki wyżej. Nawet w pałacu można palnąć ortografa, bo to zdarza się nawet najlepszym. Nie wypada natomiast iść z kłamstwem w zaparte i kłamstwo taranować kłamstwem kolejnym.
HENRYK WITKOWSKI