Jeśli ktoś pyta, skąd w Iławie tak dramatycznie niska frekwencja na ostatnich wyborach samorządowych 2010, to odpowiedzi może poszukać w sposobie traktowania przez władzę lokalną obywatelskiej aktywności podczas sesji – np. tej poświęconej zmianom w planie zagospodarowania przestrzennego miasta.
Henryk Witkowski
Radni nie znaleźli czasu ani najmniejszej woli na głosowanie w sprawie, którą przedstawiali ludzie mieszkający w pobliżu parkingu dwóch marketów przy ul. Dąbrowskiego. Mieli obawy co do lokalizacji w tym akurat miejscu stacji paliw. Prosili o przeniesienie tego pomysłu np. kilkaset metrów dalej, czyli w stronę wyjazdu na Kamień. Argumenty mieszkańców poparte były podpisami całej tamtejszej społeczności. Nie były to protesty pojedynczych osób.
Przewodniczący rady Roman Groszkowski (PO) był „przygotowany” do dyskusji – zachował się zabawnie, wręcz komicznie. Wspomniał o „anty-proteście” podpisanym przez „pewną panią” (anonimową) mieszkającą przy ulicy... Ostródzkiej. Nie wyjaśnił, co ma Ostródzka do Dąbrowskiego.
Czasami dowcipy potrafią być nieeleganckie. Burmistrz Włodzimierz Ptasznik (PO) stwierdził łaskawie, że jemu „też nie będzie przeszkadzała mała stacja paliw” (mieszka dalej, po przeciwnej stronie Dąbrowskiego, w głębi osiedla domków). Dorzucił, że w tej chwili korzysta z „podobnej stacji po drodze do Olsztyna i jest tam taniej o kilkadziesiąt groszy na litrze paliwa”. To dopiero geniusz! On już wie, jaka będzie tutaj cena paliwa.
Nie chcę rozpisywać się o wielu rozsądnych argumentach przeciwko budowie stacji paliw w tym akurat miejscu, bo kogo interesuje np. lokalizacja o kilkaset metrów dalej, na obrzeżach strefy zamieszkanej. Ma być tu! Koniec!
Nie znalazł się nikt, kto zaproponowałby głosowanie nad odrzuceniem lokalizacji dla stacji paliw. Radny Eugeniusz Dembek był po stronie mieszkańców, gości na sesji. Nie na nim jednak spoczywał obowiązek postawienia wniosku głosowania nad odrzuceniem lokalizacji stacji paliw na parkingu między marketami. Inicjatywa należała do przewodniczącego rady. Nie powinien był tego robić nikt inny. To byli niejako jego goście. Tym ludziom należała się odrobina szacunku od „marszałka” rady. Mieszkańcy przyszli i nie doczekali się choćby próby rozstrzygnięcia ich propozycji. Kto spodziewał się innego potraktowania aktywnych społecznie wyborców...?
Jeśli ktoś jest aktywny, to zwykle wierzy w zmiany, jest optymistą. Czy w interesie władzy, takiej jak w Iławie (absolutna dominacja PO), jest jakakolwiek aktywność społeczna...? Często wiele złego mówi się o prywacie rządzących, o odchodzeniu od interesu społecznego, o nepotyzmie... Czy ma ktoś ochotę dopasować to do Iławy...? Chyba uzasadnione jest rozciąganie takich podejrzeń z areny krajowej na podwórko lokalne... Niestety.
HENRYK WITKOWSKI