Nie brakuje mi spostrzeżeń, którymi będę się dzielić z mieszkańcami Iławy. Byłem czynnym obserwatorem kolejnej, drugiej już sesji Rady Miejskiej w Iławie (przed Bożym Narodzeniem). Zanim jednak napiszę o miłych szczegółach czy dziwnych manewrach w trakcie sesji, odniosę się jednak do tego, co wygaduje się względem mojej osoby...
Henryk Witkowski
Ponoć jestem „największym przegranym” niedawnych wyborów. Nie podoba mi się takie stawianie problemu w wyborach samorządowych. Nie jestem bohaterem z mydlanego serialu w Wilkowyjach. Nie będę pobierał lekcji od Czerepacha. Nie grałem (o fotel burmistrza), więc nie mogę być przegranym. Burmistrz Ptasznik też kiedyś mówił do mnie na sesji, że „gra się kończy”. Ja w działalności publicznej nie podejmowałem nigdy jakiejkolwiek gry. W co niby miałbym grać? Co miałbym przegrać? Nie mieści mi się w głowie, by stawiać problem grania czy przegrania... Ileż w tym musi być braku odpowiedzialności, buty, arogancji.
Ponoć jestem znowu jedynym, który nie wstał przy ślubowaniu radnych na sesji inauguracyjnej. Wyjaśniam. Chciałem być niezauważonym, nie podnosiłem się, nie wyglądałem spoza barierek balkonu. W trakcie ślubowania z tych to właśnie powodów też się nie podniosłem. I zrobiono z tego manipulację: brak kultury osobistej u Witkowskiego. Ale mają ludzie marzenia...
Nie da się inaczej? Nadal traktowany jestem i komentowany jak „osoba publiczna”. Niech tak będzie. Nie mam zamiaru wpisywać się w żaden z układów, czy to partyjniackich, czy to kolesiowskich, koteryjnych.
Zamierzam przyglądać się sesjom rady i publicznie zabierać głos w istotnych dla Iławy zdarzeniach z obrad Rady Miejskiej. Na podstawie dotychczasowego przebiegu posiedzeń można wnioskować, że opozycji tam nie uświadczysz. Znajduję w tym jeden z pretekstów do dalszej mojej społecznej aktywności. I, co powinno być ważne dla zgorzkniałych obserwatorów życia w Iławie, będę aktywny bez diet radnego. Pasuje?
Jeśli opozycja ma być konstruktywna, zajmująca się ważnymi sprawami, to nie można ograniczać się do komentarza o rozmiarze korony drzew, na których siadają ptaszki i brudzą stojące pod nimi samochody. W społeczności lokalnej można nabijać sobie punkty za takie tematy. To też pewnie jest ważne. Ale dlaczego nikt nie zauważył, nie skomentował następnego, ogromnego, bo 5-milionowego kredytu zaciągniętego jeszcze w tym roku, już na poczet następnego. Tuż po wyborach jednym ruchem wskaźnik zadłużenia wzrasta o ponad 5 procent! Ogromna zmiana w budżecie jeszcze tego roku.
Mile zaskoczony jestem postawą radnego Eugeniusza Dembka. On jeden „miał czelność” spytać czy zauważyć zmianę wskaźnika zadłużenia. Reszta: cicho sza. Cóż tam następne 5 milionów do spłacenia.
Osobiście mam też czelność przypomnieć o kredycie 10-milionowym. Był zaplanowany na 2010 rok. Nowa łączna kwota długu, po doliczeniu 5 kolejnych milionów, to blisko 57 milionów! Kto ma ochotę na pytanie: gramy dalej? Nawet nie śmiałbym proponować: grajmy dalej...
Bardzo lubię słuchać biskupa Zawitkowskiego. Niedawno w „czerwonym” kościele z przyjemnością słuchałem tego niesamowitego człowieka na mszy poświęconej m.in. ofiarom stanu wojennego. Ile w tym biskupie miłości do drugiego człowieka, ile patriotyzmu... Ile w nim troski o Polskę... Jego zadumanie czasami dla mnie zbyt szybko się rwie... Ale to nie chaos... Ten ogromny potok myśli bierze z wielkości serca...
Z wyżyn zejdźmy powolutku, niziutko, na ziemię, do Iławy. Jesteśmy na sesji. Przewodniczący rady nie osiągnął konsensusu przy ustalaniu składu Komisji Rewizyjnej. Propozycja składu komisji (komisję buduje się w trakcie sesji) odzwierciedla cichą koalicję. Oczywiście „nowym” przewodniczącym jest radny Jerzy Sochacki (PO). Członkowie: Eugeniusz Chomik (PO), Elżbieta Prasek (PO), Anna Zakrzewska (SLD) i Lech Żendarski (SLD). Stare, dobre małżeństwo PO i SLD.
Może i dobrze, że w składzie komisji rewizyjnej nie ma nikogo z PiS. Kto wierzy w rzetelność kontroli burmistrza przy takim składzie? Monolit partyjniacki zawsze grozi chorobą...
Już w ubiegłej kadencji, przy „sprawnie” prowadzonej „kontroli” pod przewodnictwem swojego radnego z PO (Jerzy Sochacki), nie było siły, by znaleźć jakiekolwiek nieprawidłowości w działalności burmistrza czy miejskich jednostek organizacyjnych. Podział odpowiedzialności zupełnie zatrzymany, już nawet nie pozorowany – jak w poprzedniej kadencji. Gramy dalej?... A może, jak fataliści, czekamy na krach...
Dobra wiadomość – też z sesji: cena wody bez zmian. Gdybym został burmistrzem, to namawiałbym do innej „gry”: kilkugroszowej podwyżki. By później, może za rok, odbyło się to łagodniej. Ale to takie moje widzimisię...
Dziwnym manewrem na sesji było obchodzenie tematu wynagrodzenia burmistrza. Auto-propozycja burmistrza polegała na pozostawieniu zarobków na tym samym (moim zdaniem – bardzo wysokim) poziomie. Jeden z radnych (PO) teatralnie nie zrozumiał jednak samoograniczenia burmistrza i zaproponował, mimo wszystko, zwiększenie zarobków. Konsternacja wśród radnych nie była chyba udawana i dziwny manewr: przerwa. Po przerwie, już uspokojeni radni, zdjęli z porządku obrad punkt o wynagrodzeniu burmistrza. Też dziwny manewr, bo na początku sesji głosowano i przyjęto ustalony wcześniej porządek obrad. Czego się nie robi dla „dobra sprawy”.
Przy ustalaniu zarobków burmistrza ktoś w kuluarach proponował, by wcześniej zauważyć doskonały podział obowiązków dla dwóch zastępców burmistrza. Pozostaje pytanie: jeśli jego zastępcy ogarniają pełen zakres zadań przeznaczonych dla władzy wykonawczej, to co do roboty ma sam burmistrz? Nie bądźmy jednak drobiazgowi. Przy odrobinie dobrej woli można znaleźć zadania i dla burmistrza... Następnym razem opiszę jeszcze kilka subiektywnych obrazków z obrad Rady Miejskiej. Opis będzie subiektywny, ale mam nadzieję, że nie wykrzywiony karykaturalnie.
HENRYK WITKOWSKI