Emocjonalne rozgorączkowanie Macieja Radtke w tekście opublikowanym w lubawskim Głosie Magistrackim, było dość niezwykłe. Rzucił Radtke na szalę niezwykłe środki leksykalne, jak również osobliwą miłość dla własnego intelektu. Ma Radtke samoocenę niezwykle wysoką, a także wie, na czym polega praca początkującego felietonisty w prowincjonalnej gazetce.
Andrzej Kleina do Macieja Radtke
Powiadasz Maćku drogi: „Panie Andrzeju i Franciszku. Nie wystarczy pisać, trzeba pisać do rzeczy”. W rzeczy samej, kolego! Jesteś jedyną osobą, która w sposób publiczny zwróciła mi uwagę na auto-mizerię intelektualną, a także uzmysłowiła, iż Opatrzność czuwa nade mną, iż fachu psychologa nie wykonuję. Po raz kolejny błąd kosmiczny, dotyczący oceny człowieka, popełniłem.
Rozczarowałeś mnie chłopcze drogi, nie powiem, boleśnie. Święcie bowiem przekonany byłem, żeś człowiekiem jest niezwykłej kultury osobistej. Inteligentnym, oczytanym, a również przyzwoitym... Rozczarowałeś... Nie tym jednak, żeś kulturę osobistą utracił, czy przyzwoitość, bo nadal wierzę (i tu może błąd popełniam kolejny, bo do tej oceny nie narzędzia religijne są potrzebne), że cechy te posiadasz – w coraz większym co prawda uśpieniu – a jedynie „gumki emocjonalne” ci puściły.
Zamiast skoncentrować się na kontroli własnych emocji, „emocje (własne) w małych dawkach podajesz, starając się za długo nie mówić, żebym tekst twój dobrze zrozumiał i czytając nań się nie pogubił”. Dzięki ci, dobry człowieku, za życzliwość i zrozumienie wieku starczego niemalże, ale troska zbędna to chyba, bo dowodów zarówno alogii (termin pokrewny to parafrazja), aleksji, czy też afazji – na forum publicznym nie wykazywałem. Nazywasz mnie też chłopcze, niepotrzebnie zgoła, „bokserem damskim”, co, jak sądzę z pewną nieśmiałością taką, projekcji twojej (rzutowanie własnych cech na innych, prymitywizując pojęcie) silnym jest odbiciem...
Próbujesz Maćku drogi, w swej ocenie zapewne doskonale, przedstawić mnie jako faceta pełnego paranoicznych podejrzeń. „Prawdziwym dziennikarzem śledczym” mnie nazywasz, „przy którym komisja Orlenowska wysiada”. Podpowiadasz, że za tekst w Głosie Magistratu ciężko zarobionym groszem własnym zapłaciłeś, żebym nie podejrzewał „co łączy cię z redaktorem naczelnym”. Zawsze postrzegałem cię Maćku jako mężczyznę HETEROseksualnego, dość tuzinkowej urody co prawda, ale wszak mężczyznę nie uroda stroi, a intelekt właśnie i poza kazirodczymi więzami nic cię z nim zapewne nie łączy. Ułatwiasz mi po koleżeńsku, nie powiem, zadanie, „żebym się nie męczył, kiedy do kontaktów z LSK” się przyznajesz (w sumie nie miałeś wyjścia, chyba że seppuku...).
I powtarzasz pytanie: „Dlaczego interesuje się pan moim życiem rodzinnym, zamiast wpierw własne ocenić”. Odpowiem ci sine ira et studio (bez gniewu, bez upodobania).
Szerokie, jak sądzę w swej zarozumiałości, zainteresowania posiadam. Wśród nich miejsca nie znajduję na życie rodzinne kogokolwiek, nie wyłączając twojego (chyba, że sam o pomoc psychologiczną mnie poprosisz). Mam własne życie i nie potrzebuję spoglądać przez płot na życie innych, jak sugerujesz.
Problem, którego zauważyć jednak nie chcesz, na tej prostej różnicy się zasadza, że czym innym bezwzględnie jest zainteresowanie żurnalisty osobą publiczną, a czym innym ocena siebie, która nie do końca na łamach gazety dokonywać się musi.
Mam dwie, chyba to zalety, których nawet komornik (o którym tak z lubością między wierszami frazy wypowiadasz), zabrać mi nie może: autonomicznie funkcjonujący mózg i sporą dozę odwagi cywilnej. Mam też wolę i determinację niezwykłą, ażeby nie tylko interesować się tym, co w zasięgu wzroku, ale przede wszystkim piętnować wszystko to, co w mojej publicystycznej (subiektywnej) ocenie patologią życia społecznego się jawi.
Ponieważ jesteś osobą publiczną, utrzymywaną ze wspólnych podatków i zatrudnioną dla realizowania interesu społecznego, nie możesz mi zabronić (mimo, że czynisz to od zawsze, blokując moje teksty w Głosie Magistrackim) zainteresowania twoją osobą. Ponieważ osoba publiczna życie osobiste też posiada, siłą rzeczy, rykoszetem niejako życie to przesiewane jest przez wspólnej oceny sito.
Na półmetku swego tekstu osłabłeś, koncentrując się – w ramach „wymiany” – na moim życiu prywatnym, proponując mi konkurs ogłosić nawet, ile to lat już dom swój buduję i podpowiadasz mi, żeby nagrodę w postaci indyka wypchanego ufundować. O sprawy moje biznesowe publicznie pytasz, o śmieciach wspominasz, „mężem opatrznościowym Lubawy” też mnie przezywasz. Sugerujesz mi, że się nudzę, a nuda w mojej ocenie to mało inteligentnego człowieka atrybut. Moje skróty myślowe o życiu „jak pasożyt”, czy też ten, że „praca mnie nie rajcuje” – niewłaściwie odebrałeś, ale mnie obarczać za swoją aleksję, to chyba jednak przesada...
Proponujesz mi „rajd samochodowy do życia wskrzesić”, zauważając jako twórca tej imprezy, że „łatwo pomysł wykorzystać, gorzej pielęgnować i rozwijać”, co w wypowiedzi twojej wydźwięk pejoratywny posiada... A może to właśnie dlatego, że patent odkrywcy owej imprezy posiadasz, ja nie chcę jej pielęgnować i rozwijać? Stwierdzenie, iż w siedzibie klubu (tworu mojego) dziś butami handlują, rodem z Mrożka pochodzi. Siedziba klubu przecież mojej rodziny jest własnością, klub zaś w pomieszczeniu na piętrze aktualnie się znajduje.
Generalnie rzecz ujmując, pokazałeś swą słabość i niezwykle ograniczone środki wyrazu. Dowiodłeś, iż twój świat, który kreowałeś przy pomocy prasy, biznesu i urzędniczego bata, został czytelnie zarysowany (na trzęsienie ziemi przyjdzie jeszcze czas). Inwektywy, którymi mnie obrzucasz, a także ocena mojej etyki i intelektu, spostrzeżenie owo potwierdzają.
Marek Sapiński dokonał dwa lata temu na łamach Kuriera niezwykle trafnej analizy charakterologicznej twojej osoby („Król Maciuś I”). Wynikało z niej jednoznacznie, żeś człowiekiem jest specyficznej kondycji moralnej. Kompletny brak twojej reakcji na ten publiczny łomot odczytywać można dwojako. Aktualnie twoją reakcję postrzegać też można dwojako. I przepraszam cię za wyznanie osobiste. Twój pech, bo od dzisiaj – Andrzej Franciszek Kleina się zowię!
Andrzej Franciszek Kleina