Sesja rady miejskiej w Lubawie to już historia. Historia smutna nad wyraz niestety. Smutna nieświadomością przegranych, bo takowymi są radni w mojej ocenie i smutna pychą pozornie wygranych i ławę magistratu tutaj mam na myśli. Również i dla mnie smutna, bo nie wiem kompletnie, w jakiej konwencji ją zrelacjonować.
Andrzej Kleina
W sposób prawdziwie dziennikarski, uczynić tego nie potrafię. Warsztat opisowo narracyjny zdecydowanie za słaby. I nie kokieteria przeze mnie przemawia. Nie potrafię się też powstrzymać od zdań wartościujących, a przynajmniej komentujących, co w niezgodzie jaskrawej z rzetelną informacją prasową stoi. Pozostanę więc przy formule felietonu, bo inaczej sesji tej opisać nie jestem w stanie.
Pominę co naturalne, wiele elementów dyskusji, które nieistotnymi mi się jawiły, koncentrując się przede wszystkim na pewnej próbie analizy, układu sił w strukturze samorządowej miejskiej panującego, roli w niej burmistrza Edmunda Standary, a i też pozycji sekretarza Macieja Radtke, bo niezwykłe z tego ostatniego zjawisko.
W opisie swej pracy, a nawet dokonań pomiędzy sesjami, co standard urzędniczy stanowi, burmistrz Standara – głos z przepony dobywając mocarny – poinformował zebranych: o przetargach odwołanych, o przetargach też zainicjowanych, o kredytach kolejnych, które chce duże kolejne zaciągnąć też.
Sporo tego było, nie powiem, więc się pogubiłem, w odróżnieniu od radnego Jana Sarnowskiego, który dokuczliwie zaiste wyłapał, że przeoczył w swym wystąpieniu burmistrz fakt tak istotny, jak nominacja nowego dyrektora MOK – Romana Krauze. Radny w swej złośliwości tak dalece się posunął, że nie tylko próbował uzyskać informację, dlaczego burmistrz o fakcie tym radnych nie poinformował, ale on dowiedzieć wręcz się chciał bezczelnie, jakie argumenty zadecydowały o zatrudnieniu pana Romka. Ba, żeby to tylko. On też wiedzieć chciał, dlaczego konkursu dyrektorskiego na stanowisko to nie było. I czy burmistrz z innymi kandydatami, o ile byli, rozmawiać przynajmniej raczył.
Zasępiony trudnymi pytaniami, nerw polemisty burmistrz jednak wykazał. On, rozmawiał z kilkoma – prawie, że wykrzyczał – a na pewno z Robertem Swatem z magistratu, ale on nie chciał, czyli nie on, burmistrz, a ten co nie chciał, więc pan Romek... jak znalazł. „Ja zamierzam z nim pracować” – burmistrz z mocą niezwykłą też podkreślił (i to najważniejsze kryterium stanowi), a wy przecież zabraliście mi tę szansę, kiedy chciałem wylać z roboty Józefa Blanka i Artura Szymczyka (tego burmistrz nie powiedział, ale ja się domyślam) i kadencyjność zydli dyrektorskich wprowadzić chciałem.
Krótko mówiąc, burmistrz kategorię kompetencyjną pana Romka pominął, bo jak opisać coś, czego faktycznie nie ma?
A z brakiem nazwiska dyrektora odesłał do sekretarza Macieja, który krótko przeprosił radnych, za „niecelową dezinformację”. Radni wyjaśnienie, jak pelikan głodny rybę łyknęli, bo przecież zajebiste to niezwykle sformułowanie, bezwzględnie zasoby języka polskiego wzbogacające. Ba, ale wiadomo... polonista ten Maciek nielichy.
Reasumując. Pytanie zadane, odpowiedź mglista jak zwykle, wymijająca, niekompletna. Krótko mówiąc, obok tematu. Smutne jest to dla mnie niezwykle, że radni taką odpowiedzią są usatysfakcjonowani.
„Ja, zamierzam z nim pracować” – burmistrz to jak aksjomat wręcz ogłosił i jak mantrę dwa razy powtórzył. I tyle! Wola bossa objawiona! „Niecelowa dezinformacja” – Radtke z kolei Maciej powiada. Zastanawiam się, nie ukrywam, czy któryś z radnych poczuł się głupio? W zwyczajny, ludzki sposób głupio? I, pomyślał jak ja, że ów młody człowiek, sekretarz, nie ma prawa nikogo swą bezczelnością i arogancją obrażać.
Czy poczuł się któryś z radnych zawstydzony poziomem kultury osobistej burmistrza, kiedy ów, zbliżył się niebezpiecznie z rejestracją swego głosu w kierunku stanów wysokich, gdy niezborna artykulacja, przezeń czyniona, dotycząca prezentu dla strażaków Tuszewa, o osobę wójta gminy wiejskiej Tomasza Ewertowskiego zahaczyła?
Na forum internetowym Kuriera zadano mi pytanie: „W felietonie pt. „I stworzył Pan Bóg Lubawę” pisze pan, że radny Zdzisław Zaleski powiedział szeptem, jakby się wstydził. Otóż jest pan w błędzie. Radny Zaleski zgłosił podwyżkę dla burmistrza dlatego, iż w najbliższym czasie burmistrz podniesie diety radnym, a także zapewne będzie pamiętał o zięciu Zaleskiego, panu Robercie Swacie, który z chwilą jak pan Zaleski został radnym miejskim, został zatrudniony w magistracie. Czy pan by (w rewanżu) nie postąpił podobnie, panie Andrzeju?”.
Z grubsza odpowiedziałem tak oto. Bogać, panie Macieju! Naturalnie! Wszak rodzina świętą jest. I Franciszek z Asyżu to mówił i doktor Karol Marks też. Odpowiedziałem też pytającemu, że jest to chyba kolejna intryga skonstruowana przez sekretarza, mistrza nad mistrze w kreacji intryg wszelakich – Macieja Radtke z Lubawy.
Założyć można, że aby uniknąć zarzutu „kolesiostwa”, zatrudniono specjalistę niezwykłego od festynów wiejskich – Romana Krauze, który olbrzymią szansę ma niesprostania wymaganiom przedsiębiorstwa zowiącego się MOK, i wtedy spuści się pana dyrektora i zatrudni kolejnego. Niewykluczone, że zięcia pana Zaleskiego. I tyle!
A, jeszcze jedno, bo tego w odpowiedzi internetowej nie powiedziałem. Pan Romek przed zwolnieniem, jako zdrowy od niedawna raptem człowiek, zechce być może pójść na zwolnienie lekarskie. Wszak trzy lata ostatnio z przywileju tego korzystał, więc wprawę ma niemałą... Czy pan by nie postąpił podobnie, panie Macieju?
Andrzej Kleina