Zaledwie 300 osób zgromadziło się na placu pod iławskim ratuszem, by – mając w pamięci lata ubiegłe – doczekać się wreszcie sensownie zorganizowanego powitania Nowego Roku.
Piękna zimowa aura, leciutki mrozik i rozpalona fantazja fetujących – miały szansę sprzyjać dobrej zabawie. Niestety, na szansach się skończyło.
W ślad za dobrym nastawieniem publiki kompletnie nie dostroił się organizator, czyli burmistrz Jarosław Maśkiewicz.
Żenujący poziom nagłośnienia; tylko połowicznie odśnieżony plac tonący w śniegu; brak sensownej oferty programowej (raptem 10-minutowy pokaz ogni to żadne odkrycie) pozwalają przypuszczać, że główną atrakcją skupiającą uwagę miało być... wystąpienie „szefa” miasta, który, jak zwykle, błyszczał z właściwą sobie elokwencją.
Na szczęście publiczność nie pozwoliła mu na wiele – po kilku słowach został przeraźliwie wygwizdany.
I nic dziwnego! Jeśli jako organizator nie zabezpieczył na placu nawet jednego zegara, przy którym jeden wodzirej wystukałby zsynchronizowany rytm chóralnego odliczania ostatnich sekund przed Nowym Rokiem, to... gwizdy ludzi były najłagodniejszym wymiarem kary.
Jarosław Synowiec