„Znalazłem się między młotem i kowadłem. Moja żona złożyła do sądu papiery o separację, ja w sumie chciałbym tego samego, gdyby nie długi. Zawsze jest łatwiej spłacić, jak przychodzi do domu pensja żony co miesiąc. I to jest ten młot. Kowadłem natomiast jest fantastyczna dziewczyna. Znamy się od dwóch lat, pracuje nawet u mnie, a ja bym dużo dla niej zrobił, żeby tylko chciała być ze mną.
Katarzyna Echt: Psycholog radzi
Ale ona raz chce, raz nie chce i wciąż zasłania się moją czwórką dzieci i swoim mężem. Co ma piernik do wiatraka? Troje moich dzieci jest już dorosłych, a ten najmłodszy jest maminsynkiem. Niedługo sprawa w sądzie, a ja nie mam pojęcia co zrobić: czy udawać, że wciąż kocham żonę i nie chcę separacji, czy wręcz przeciwnie: wołać o rozwód?” – pyta Rupert.
Hmm... rzeczywiście stanął Pan przed poważną życiową decyzją. Tylko mam wrażenie, że utknął Pan w świecie pozorów i stracił kontrolę nad tym co naprawdę wybiera i co jest ważne. Pozornie wygląda tak, że wybiera Pan między stabilizacją (pieniądze żony), a fascynacją (dziewczyna). Taki wybór dotyczy potrzeb, a ponieważ każdy z nas potrzebuje i pieniędzy i fascynacji, dlatego pewnie nie może Pan wybrać. Przypominam w tym miejscu, że potrzeby ludzkie są nie negocjowalne, negocjujemy tylko sposoby ich zaspokojenia! Ale ja bym zeszła nieco głębiej, do poziomu ludzkich wartości. Ciekawa jestem, czy nazwał Pan to, co już odrzucił: rodzinę, wspólnotę małżeńską, kontakt z dziećmi, bezpieczeństwo w stabilnym domu, wreszcie szacunek do siebie samego, nie mówiąc już o szacunku innych ludzi. Mogę sobie jedynie wyobrazić, w jaki sposób traktuje Pan teraz swoją żonę, jak się Pan do niej odnosi, raniąc ją na każdym kroku.
Skąd to wiem? Ano stąd, że istnieje taki mechanizm psychologiczny, który sprawia, że człowiek tym mocniej rani, im bardziej zdaje sobie sprawę ze swojej winy. Chodzi o to, każdy człowiek nosi w sobie głębokie przekonanie „jestem w porządku”, więc kiedy zachowuje się nie w porządku, to przerzuca winę na swoją ofiarę. Dlatego właśnie plakaty przeciwko przemocy mają hasło, bo „zupa była za słona”. Jeżeli w tym miejscu oburzył się Pan, bo nie należy do kategorii „damskich bokserów”, to ze smutkiem chcę przypomnieć, że ranić można nawet wtedy, gdy nie podniesie Pan głosu. Wystarczy, że przez dwa lata pańska żona widziała adorowanie innej kobiety przez własnego męża, sama doświadczając odrzucenia. Jakby się Pan czuł, gdyby odwrócić role i to pańska żona wdzięczyłaby się, uśmiechała, mówiła słodko do jakiegoś faceta, a Pan nic nie mógłby zrobić?
Drugą ofiarą tej sytuacji jest „ta trzecia”. Dam jej na imię Greta. Nie pisze Pan ile ma lat, ale domyślam się, że różnica wieku między wami jest spora: Pan ma dorosłe dzieci, więc ok. 50 lat, a Greta ma o 10, 15, a może 20 lat mniej? I znowu odwołuję się do Pana wyobraźni. Jak pańskim zdaniem musi się czuć pracownica adorowana przez swojego szefa? Pomijam fakt, że takie praktyki są niezgodne z prawem. Zastanawiam się, czy ona również ma dzieci? Wystarczy przecież, że ma męża.
W krajach o gorętszym klimacie i temperamentach miałby Pan szansę zarobić nóż w plecy. Celowo nieco dramatyzuję, ale dla Grety sytuacja jest dramatyczna, bo na naszym terenie jest trudno o pracę. Podejrzewam, że dlatego Greta wciąż u Pana pracuje. Jeśli chce Pan wiedzieć ile jest warty związek z Gretą, to proszę zrezygnować z pieniędzy i prestiżu pracodawcy. Czy bez tych „wzmocnień” nadal byłby Pan atrakcyjny dla Grety?
Trzecią ofiarą, a raczej ofiarami opisanej sytuacji są pańskie dzieci. Czy z nimi również zamierza Pan przeprowadzić separację? A może taka separacja jest już faktem?
Ma Pan troje dorosłych dzieci, prowadzi Pan swoją działalność gospodarczą więc w sposób naturalny dzieci mogłyby włączyć się do rodzinnego interesu. Ogromna ilość przedsięwzięć biznesowych na całym świecie opiera się na rodzinach. Dlaczego? Bo taki układ daje partnerom maximum bezpieczeństwa, zaufania, wspólnotę celów i względną stabilność, zaś klientom mówi o tradycji i perspektywie rozwoju firmy. A Pan z tego nie korzysta?
Aby powstało rodzinne przedsiębiorstwo, rodzice od początku muszą wychowywać swoje dzieci do zadań najpierw pracowników, potem wspólników, a na koniec zastępców – sukcesorów. Mam wrażenie, że przespał Pan kawał swojego życia. Wciąż w domu jest jeszcze najmłodsze dziecko. Co z „maminsynkiem”? Może czas, żeby wzorem starych obyczajów plemiennych, przeszedł pod opiekę ojca? A może uważa Pan siebie za zły wzorzec do naśladowania dla własnego syna?
Oczywiście „dziś jest pierwszy dzień z reszty pańskiego życia” i właśnie dlatego pragnę przedstawić Panu czwartą ofiarę opisanej sytuacji, czyli Pana.
Złe wybory zawsze ciągną za sobą konsekwencje, czasami przez resztę życia. Jak Pan myśli, czy rujnowanie dwudziesto-paro letniej inwestycji jest dobrym pomysłem? Mam na myśli Pana małżeństwo. Kiedy ma Pan zamiar je odtworzyć? Ważne etapy w życiu ma Pan już za sobą, choćby lustro jeszcze szeptało, jak bardzo jest Pan przystojny.
Kiedy zdąży Pan zbudować trwałe więzi, które powstają każdego dnia przez wiele lat, poprzez codzienną troskę o drugiego człowieka, wspólnotę celów i zainteresowań? Z tej perspektywy stanął Pan właśnie przed życiowym wyborem: między szczeniacką beztroską, a dojrzałą troskliwością. Sęk w tym, drogi Panie Rupercie, że jeśli nawet nic Pan nie zrobi i popłynie z prądem, to i tak wybór dokona się sam... Tylko jak można dokonać tego właściwego wyboru bez udziału rozumu i woli? No właśnie...
Zwykle proponuję swoim Korespondentom jakiś program naprawczy, ale w Pana przypadku mogę zasugerować jedynie refleksję. Warto przez chwilę zatrzymać się i przeprowadzić analizę SWAT swojego życia. Ponieważ zajmuje się Pan biznesem, to pewnie wie Pan, że jest to analiza szans i zagrożeń przedsiębiorstwa w jego otoczeniu. Pana życie też ma swoje szanse i zagrożenia, no i żyje Pan wśród ludzi.
Katarzyna Echt
tel. (0-89) 649-71-09