Ludwik XV wypowiedział ciekawą myśl, iż kiedy obsadził jakieś stanowisko – sto osób było niezadowolonych, a jedna stała się... niewdzięczna. Jestem przekonany, że nowo wybrany prezes iławskiej ziemniaczanki wdzięczny będzie bardzo. Ośmiu wyautowanych będzie oczywiście bardzo niezadowolonych i przekonanych, że zostali oszukani, albo, że układ partyjny to spowodował, że Krzysztof Prusakowski prezesem został...
Andrzej Kleina: Felietonista, trefniś współczesny
A jemu, Prusakowskiemu z Nowego Miasta, się przecież nie należało. Czyli pure merde ich zdaniem, co czyste gówno po francusku znaczy. I wiadomo teraz też dobitnie, skąd ziemniaki pure pochodzą. Z iławskiej aliści ziemniaczanki...
Zostając na chwilę w epoce Ludwika. Życzę aktualnemu prezesowi ziemniaczanki, a i przyszłemu burmistrzowi iławskiemu, a i lubawskiemu też, aby inteligencja była ich koroną, dowcip berłem, kultura osobista tronem. I żeby nie odzwyczaili się nigdy od posługiwania się rozumem... Własnym!
Mój znajomy, którego nie posądzałem aż o taką głębię, powiedział kiedyś, że chciałby posiadać najlepsze cechy obu płci, nie mając żadnej z ich wad. Życzę przeto przyszłym burmistrzom – z jakiej by nie pochodzili opcji politycznej – połączenia pozytywnych cech różnych formacji politycznych, nie powielając ich wad, a nade wszystko, żeby ich moralność nie polegała na tym, że nie mają żadnej...
W tej dużej polityce bardziej jak małej, lokalnej, zacząłem zauważać, iż kandydat na polityka jest często osobnikiem niedojrzałym charakterologicznie, o osobowości... aspołecznej. Bywają to jednostki często znerwicowane bądź o nieujawnionych predyspozycjach typu depresyjnego. Stale borykają się z problemami natury emocjonalnej. Błędy wychowawcze w postaci nadopiekuńczości uwalniają ich już jako dzieci od obowiązków i odpowiedzialności, co powoduje niezdolność do samodzielnego przeciwstawiania się trudnościom w życiu dorosłym.
Sądzę, że wielu czytelników (Stachu mówi, że z paroma rozmawiał i potwierdzili) poczyniło podobne obserwacje, szczególnie, gdy rzecz dotyczy samodzielnej, nowatorskiej walki z problemami... czy też raczej jej braku. Chłopcy ci (ciągle mówię o politykach), odczuwają stałą wręcz frustrację spowodowaną wygórowanymi wymaganiami kolegów z partii, których nie są w stanie zrealizować. Uderza u nich brak autonomicznej strategii działania, dojrzałości społecznej i odpowiedzialność li tylko za cementowanie kazirodczych więzów w grupie partyjnej (ale wszak nic odkrywczego – kruk krukowi oka nie wykole).
Co poza tym? Ano kotłują mi się dziwne myśli po głowie. Ot, choćby poniższe. Często zapomina się w gonitwie za pieniędzmi, sukcesem, powodzeniem, że ŻYCIE powinno być najważniejszym zajęciem, ważniejszym od biznesu, spawania, urzędowania, malowania, czy pisania. Felietonów nawet. Jesteśmy przekonywani, iż nie trzeba mieć własnego życia, wystarczy spoglądać przez płot na życie innych. Osiągamy przez tę gonitwę stan tak osobliwego ogłupienia, iż nie potrafimy rozpoznać, że jesteśmy nieszczęśliwi...
Erich Fromm (jeden z najwybitniejszych i najbardziej wpływowych myślicieli XX wieku, stworzył własny system zwany psychoanalizą humanistyczną) powiedział kiedyś, że nieszczęściem narodu niemieckiego (okres III Rzeszy) była ucieczka od wolności. Niewykluczone, że gdyby zajmował się Polakami, mógłby powiedzieć, że nieszczęściem narodu polskiego jest ucieczka od rzeczywistości. Nie zawsze akceptujemy rzeczywistość dzisiejszą, nie akceptowaliśmy minionej. Nad wyraz chętnie przyjmujemy dotyczące ją mity i legendy. Dlaczego? Bo jest to po prostu łatwiejsze...
Połączenie fatalnej jakości... rządzenia, z fatalną jakością naszych wartości narodowych, z odwiecznym na czele, upodobnieniem do klęski, nieumiejętnością wyciągania zeń wniosków, a jedynie czerpania z nich zastanawiająco wiele satysfakcji, wręcz masochistycznej powoduje, że zaczyna mi brakować nawet odruchów optymizmu. Teatralność naszej histerycznej ekspresji każe nam kiwać się w rytm tańca chochoła, i niewykluczone, że w tym rytmie, zaobserwujemy w sąsiedniej Iławie, nowe wybory, nowego – starego burmistrza... Że o Lubawie nie wspomnę!
Zdaniem Fryderyka Nietzsche, felietoniści podobni są do błaznów z dworów średniowiecznych. Jego zdaniem, jest to ta sama kategoria ludzi półrozumnych, żartobliwych, przesadzonych, głupkowatych (ależ daję wodę na młyn co niektórym mędrcom, nie tylko magistrackim), którzy czasami są po to, żeby łagodzić nastrój patetyczny swymi konceptami, swym gadulstwem i zagłuszać swym krzykiem zbyt ciężki i uroczysty głos dzwonów wielkich wydarzeń. Niegdyś ta kategoria trefnisiów była w służbie książąt i szlachty, dziś w służbie partii (mówił to ponad sto lat temu). Ale i cały nowoczesny stan literacki bardzo się zbliża do felietonistów, „są to błazny kultury nowoczesnej”, których sądzi się łagodniej, jeśli się na nich patrzy jako na niezupełnie poczytalnych. Traktowanie pisarstwa za zawód należałoby słusznie poczytywać za rodzaj szaleństwa...
Mimo tego, zmasowany na mnie atak kół zbliżonych do magistrackich, jest dowodem wprost na to, że Nietzsche dzieli los wielu najznamienitszych klasyków. Wie się o nim, że istniał, ba, że był nawet filozofem, natomiast się go (ich) nie czyta. Jest bowiem rzeczą dość prawdopodobną, iż znajomość Nietzsche – przełożyłaby się na zdecydowanie większą pobłażliwość wobec Koszałka-Opałka, jak czasami sam siebie próbuję kokieteryjnie określać. I mimo, iż jestem błaznem kultury nowoczesnej, cokolwiek miałoby to znaczyć, to żadnej zniżki ulgowej z tytułu „szaleństwa” nie posiadam.
Nie narzekam jednak, ażeby nie popaść w przyzwyczajenie, a wręcz przeciwnie, cieszę się niezmiernie. Nietzsche bowiem kazał patrzeć na piszących jak na złoczyńców, którzy tylko w nielicznych przypadkach – zasługiwaliby na uniewinnienie lub ułaskawienie. Czy stać byłoby magistrat lubawski na wielkoduszność? I uniewinnienie mnie, bądź ułaskawienie? Ale, nie w zamian za zmniejszenie ilości wypowiedzi na temat burmistrza. Co to, to nie. Odrzucam tedy łaskę taką zdecydowanie!
Andrzej Kleina