Mimo biadoleń nad upadkiem sztuki epistolarnej, ludzie do gazet piszą nawet felietony. Problem właścicieli gazet lokalnych polega między innymi i na tym też, że nie mają oni najczęściej do dyspozycji wykształconych dziennikarzy z prawdziwego zdarzenia. I zmuszeni są do opierania się na takich jak ja, czy też Leszek Olszewski...
Andrzej Kleina: Senior do juniora Olszewskiego
Problem staje się podwójny, gdy piszą ludzie bez wykształcenia, a posiadana wiedza, często nawet spora, nie stanowi logicznej, zwartej struktury. Problem staje się potrójny, gdy piszą ludzie, którzy przez lat wiele korzystali z „dobrodziejstwa” braku krytyki, a połączenie tego z brakiem klasy, nadpobudliwością emocjonalną a także narcystycznym rysem osobowości daje to, co daje. Czyli Leszka Olszewskiego...
Ma żal do mnie, delikatnie rzecz ujmując Leszek Olszewski, że w „którymś fragmencie swoich pseudointelektualnych wypocin obywatel K. nazwał mnie swoim kolegą”. Nie jest prawdziwym to sformułowanie jednak. Nazwałem Leszka Olszewskiego „swoim młodszym kolegą ze szpalt Kuriera” tylko, a to przecież nie to samo. I nie jest też prawdą, że kolegów się wybiera (vide: koledzy szkolni), wybiera się przyjaciół. Praca w tej samej redakcji na wybory koleżeńskie nie zezwala... a tak w ogóle, nawet w przyjaźni, narcyz zmierza do własnej przewagi, dlatego najchętniej otacza się zerami...
Przytoczona przez Olszewskiego anegdotka dotycząca Juliana Tuwima (napisał między innymi wiersz: „W strasznych mieszkaniach, strasznie mieszkają, straszni mieszczanie”, ale czytelnicy Olszewskiego to oczywiście wiedzą), jest również świadomie sfałszowana. Do Tuwima nie podszedł obcy mężczyzna, mówiąc: „Cześć kolego”, a podszedł pijany, obcy mężczyzna - mówiąc to samo, a to przecież nie to samo...
Stwierdza też Olszewski, iż będąc groteskową postacią jak z kreskówki Disneya, nie mam prawa do jedynie słusznej charakterystyki jego postaci, której nie znam. I dlatego, jak sądzę, tytuł narcyza, który rzekomo mu przydzieliłem jest niewłaściwy. Ja, nie przydzieliłem żadnego tytułu Olszewskiemu, ja jedynie postawiłem diagnozę, iż Olszewski (na podstawie znanych mi symptomów, wytworów i zachowań) jest osobnikiem narcystycznym. Gdybym powiedział, iż Olszewski jest „idiotą”, to nie byłaby to obelga, a również diagnoza, do której z jednej strony upoważnia mnie posiadanie dyplomu psychologa, z drugiej zaś strony fakt, iż zawodu tego nie wykonuję wprost, czyli nie odsłaniam tajemnicy pacjenta...
Olszewski z kolei stwierdza niezwykle poważnie, iż tytanem intelektu nie jestem (a czy powinienem?), jestem natomiast ponad wszelką wątpliwość małomiasteczkowym, pretensjonalnym (do czego pretensjonalnym?), zakompleksionym (co to znaczy?) osobnikiem. Jakie instrumentarium posiada Olszewski intelektualne do postawienia takiej diagnozy? Jaką szkołę psychologiczną reprezentuje? Skąd czerpie wiedzę na mój temat, bo jeśli tylko z moich felietonów, to dlaczego „dokonuje charakterystyki postaci, której w ogóle nie zna”? Inaczej mówiąc, robi to, czego mnie zabrania...
Stwierdza też Olszewski, a jakże, iż „spędza nad moimi wynurzeniami 30 sekund (a więc czas, w którym nawet jajka na miękko ugotować nie można – uwaga moja) i to w wymiarze miesięcznym”. Popełniam w skali miesiąca na rzecz i w imieniu Kuriera minimum 50.000 znaków (w samej wersji papierowej tylko!), co praktycznie oznacza, że zapoznaje się Olszewski raptem z 2-3% moich wypowiedzi, o ile jest mistrzem szybkiego czytania. Czy na podstawie, tak śladowej percepcji moich tekstów, bez zrozumienia dokonanej, można pokusić się o stwierdzenie, że piszę „miałko, pretensjonalnie i o niczym”? Pozostawiam to, do rozstrzygnięcia czytelnikom.
I jeszcze jedno. Powinien mimo wszystko Olszewski wiedzieć, że nazwisko moje pisze się przez „i” krótkie, ponieważ grosse jednak nie jestem... Zabieg ten, przy nazwisku moim uczyniony, jest niezwykle symptomatyczny. Jest to nic innego, jak jedyna, dostępna Olszewskiemu forma próby magicznego „uszkodzenia” mojej persony. Ot, taki atawistyczny, po przodkach pozostały mechanizm zastępczy walki. Formułą tą, wypowiada i powiela Olszewski tęsknotę człowieka „plemiennego”, który na kukle wroga, dokonywał aktów okrucieństwa. Nie zdziwiłbym się, gdyby Olszewski zamalowywał moją twarz na fotce w gazecie, a nawet wykłuwał jej oczy...
Pochlebia sobie Olszewski, że nic go ze mną nie łączy, poza gatunkiem biologicznym. Skoro tak Olszewski twierdzi, to nie pozostaje mi nic innego, jak zgodę wyrazić. Rzeczywiście, obaj wysokie czoła mamy, z tym, że ja własne odkryte noszę. Dziwne spojrzenie, zdaniem Olszewskiego też posiadam, czego o nim powiedzieć nie mogę, gdyż zakryte je również posiada ( a mówiła mi wróżka znajoma, że po szerokim spojrzeniu, ćpuna nawet poznać można).
W swoim wcześniejszym tekście, w kawałku mnie poświęconym, stwierdził Olszewski, że „prywatnie mnie lubi”, a nawet już w lipcu, życzenia noworoczne mi złożył. Niestały jest przeto Olszewski w uczuciach swoich, skoro w ciągu tygodnia lubić mnie przestał... Co spowodowało taką zmianę nastawienia? Ba, żeby tylko nastawienia. Olszewski wręcz twierdzi, że dziwadłem jestem (a wydawałoby się, że skoro dziwadłem, to bliski mu jestem bardzo, wszak swój swego lubi)...
Mówiłem już poprzednio, że narcyz nie wybacza. Ten typ tak ma. Po prostu! Potwierdził to Olszewski bezwzględnie. Po raz kolejny, Olszewski kompletnie nie ustosunkował się do moich pryncypialnych zarzutów, które zapoczątkowały naszą wymianę zdań. Przypomnę przeto, że zarzuciłem Olszewskiemu, że prostackie, od dłuższego czasu czynione ataki na kler, religię, papieża są swoistą formą fobii. Wyraziłem inny pogląd niż ten reprezentowany przez Olszewskiego, dotyczący lustracji. Niewykluczone, że obracam się na co dzień w sferze absurdu. Niemniej, Olszewski dokonał wyparcia moich uwag, czy wręcz zarzutów, chyba jednak nie absurdalnych, koncentrując się na miernej, mizernej, a jednocześnie pełnej agresji obronie własnego narcyzmu.
I do stwierdzenia tego faktu, iż Leszek Olszewski to narcyz, kabotyn i megaloman, nie jest potrzebny znajomy aptekarz, z grobową miną to mówiący. Mówi to senior K. przez krótkie „i” pisany. Bez konsylium specjalistycznego, w międzynarodowej obsadzie.
Wyrażam przekonanie, że Olszewski jest typowym reliktem błędnego wychowania, którego jednym z rażących uchybień było ubieranie go w sukienki, co najmniej do 5 roku życia... Niewykluczone też, że się moczył. Dość długo. By zwrócić na siebie uwagę. Co do dzisiaj mu pozostało. Poza moczeniem, co oczywiste! Chociaż, kto wie?
Próbował mnie Olszewski obrazić, skurczyć, pomniejszyć. Czy mu się to udało? Ma niezwykłego pecha, ponieważ używane przez niego formy zniewagi są przeze mnie nieodebrane i nieprzeżyte. A brak przeżycia zniewagi, to po prostu brak zniewagi. Ale, do tego potrzebna jest klasa, wiedza i trening...
Człowiek, który nałogowo musi odczuwać swą wyższość, trudno znosi jakikolwiek cudzy autorytet. Silniejszy łatwo prowokuje do walki. Choćby nawet bez widoków na zwycięstwo. Sam fakt podjęcia walki z „wrogiem” zdecydowanie mocniejszym podnosi go we własnych oczach. Olszewski po półtorarocznym wyczekiwaniu – podniósł się we własnych oczach. Póki co, dwa centymetry... Karli to wymiar. Ale wszystko przecież przed nim. Kosiarka spalinowa, którą posiadam, strzyże już od centymetra...
Andrzej Kleina