Ludzkie życie nie jest nic warte. Co z tego, że pieniądze szczęścia nie dają, skoro bez nich żyć też nie można. Faktycznie patrząc w analizy ekonomiczne, Polska broni się przed kryzysem, ale wszystko na to wskazuje, że kosztem ludzi. Bywa nawet gorzej, bo broni coraz częściej za cenę ludzkiego życia. Owszem słupki w zestawieniach ekonomicznych wypadają coraz lepiej, ale gdzieś w tym wszystkim najmniej liczy się człowiek.
Tomasz Reich
Wiadomość jak zwykle poszła lotem błyskawicy. Ktoś rzucił na mieście, że będą jednak zwolnienia grupowe. Ponoć wykreślą z listy pracowników 300 osób. Ojców, synów, matek. Niby nic specjalnego, bo przecież w czasach, gdy o prospericie można tylko pomarzyć, wszystkie firmy próbują się ratować redukcją pracowników. To może nam się nie podobać, ale prawa rynku, a przede wszystkim ekonomii, są bezwzględne. Podobnie jak bywa często bezwzględny ludzki los.
Trudno powiedzieć, czy ta plotka o zwolnieniach dotarła do Celestyna, który dojeżdżał do Lubawy od kilku lat ze swojej rodzinnej wsi Marwałd. Ludzie mówią wiele, często kompletnie od czapy, bo plotka, że mężczyzna ją stracił, poszła pierwsza. Potem inni gadali, że w zakładzie może mu dokuczali. Może, bo poza Celestynem nikt nie zna odpowiedzi, a na fakty na razie nie ma co liczyć. Jedno jest pewne, z dnia na dzień nie traci się chęci do życia, chyba że zdarzy się coś w nim tak trudnego do przeżycia, że chęć to za mało. Ale Celestyn już dawno przekroczył 40. rok życia, więc z pewnością zdążył się już przyzwyczaić do tego, że życie bywa nierówne i nawet w najspokojniejszej egzystencji zdarzają się chwile, o których wolelibyśmy nie pamiętać. Niestety, nikt nikomu nie daje pewności, że człowiek w życiu może liczyć na święty spokój. Bywa tak, że sami sobie komplikujemy sprawy najprostsze, bo taka już jest ludzka natura.
Ale jedno wiemy na pewno, kilka dni temu w Celestynie załamała się chęć do życia. I to na dobre, bo jak twierdzą świadkowie, mężczyzna musiał być naprawdę w złym stanie, skoro zaniepokojone siostry postanowiły go zawieźć do lekarza. Ponoć to one najbardziej martwiły się o jego samopoczucie. Namówiły go do wizyty u lekarza. Mężczyzna zgodził się w końcu na wizytę u psychiatry, choć niektórzy twierdzą, że osoby, które korzystają z porad psychiatrów, muszą być wariatami. Trudno zgodzić się z takim przekonaniem tym bardziej, że z biegiem upływu życia przekonujemy się na własnej skórze, że życie jest nierówne. Zdradzają się przecież chwile, które chcemy długo pamiętać, ale są też takie zdarzenia, których najlepiej nie przeżywać.
Cokolwiek przytrafiło się złego w życiu Celestyna, mężczyzna zrozumiał, że być może tym razem bez pomocy specjalistów się nie obędzie. Z dnia na dzień pękła w nim chęć do życia, a w pracy odizolował się już zupełnie. Nic dziwnego, że rodzina postanowiła mu pomóc, bo w końcu wszyscy się o niego martwili. Nie wiadomo dokładnie, co siedziało w głowie mężczyzny, ale w bardzo krótkim czasie po prostu zgasła w nim wola życia. W sobotni ranek było na tyle źle, że za namową rodziny mężczyzna zgodził się w końcu pojechać do lekarza.
Wtedy nikt nie przypuszczał, że po raz ostatni wyjdzie z domu, pogłaszcze psa na podwórzu, pożegna się z otoczeniem, które tak dobrze znał. Nikt też się nie spodziewał, że droga z Marwałdu do miasta zmieni się w wielką tragedię, którą w swojej głowie przewidział z precyzją tylko samotny mężczyzna. Samochód przejechał zaledwie kilka kilometrów od domu i nagle zatrzymał się w szczerym lesie. Trudno doszukiwać się wśród drzew świadków, ale jak twierdzą bliscy Celestyna, mężczyzna poprosił, żeby nagle zatrzymać samochód, bo chciał z niego wyjść. Tak też się stało. Wysiadł z auta, ale już nigdy do niego nie wrócił. W ciągu kilku minut zaginął w leśnych chaszczach i nikt go więcej nie zobaczył żywego.
Policja nie ma żadnych wątpliwości, to było samobójstwo. Zwykły zamach na własne życie w leśnej scenografii, bez świadków, tak z pewnością najwygodniej. Nikt nic nie zauważył, nie udało się więc Celestynowi uratować życia. Pewnie miał powód, a nawet jeśli go nie miał, to po prostu wybrał łatwiejszą drogę. Choć nie ma pewności przecież, że po śmierci jest łatwiej, tak jak nie ma pewności, że udałoby się zapobiec tej tragedii. Ale ludzie we wsi mówią, że Celestyn od dłuższego czasu był nerwowy i niespokojny. Jakby przeczuwał, że w jego życiu wydarzy się coś niedobrego. Nadal nikt nie może uwierzyć w to, że tak po prostu odebrał sobie życie w lesie niedaleko rodzinnej wsi. Czy miał do tego powód? Czy można w ogóle usprawiedliwić człowieka, który sam sobie odbiera życie? W Marwałdzie wszyscy są wstrząśnięci losem Celestyna, który przecież kilka lat wcześniej w podobnych okolicznościach stracił ojca…
Informacje o tym, że w lubawskim zakładzie pracy nie dzieje się dobrze, docierały do mnie już od kilku lat. Skarżyli się głównie szeregowi pracownicy, że są źle traktowani przez swoich szefów.
– Poniżają nas. Wyzywają i nie jesteś w stanie nic z tym zrobić. Cieszysz się, że masz za co utrzymać rodzinę. Ale traktują cię jak świnię. Po prostu, chłopie, mówię ci, ile razy już chciałem się powiesić – opowiada pracownik firmy z Lubawy.
W Marwałdzie nikt jednak nie chce mówić otwarcie, co skłoniło mężczyznę do zamachu na życie. Niektórzy twierdzą, że już stracił pracę. Inni zaś, że wszystkiemu są winni jego koledzy, którzy ponoć dokuczali mężczyźnie. Czy naprawdę tak było? Tego nie wiemy i nigdy nie dowiemy się. Może rzeczywiście czasami warto się choćby na chwilę zatrzymać. Spojrzeć i nie bać się zauważyć kogoś, kto czeka na naszą pomoc. Nie ma przecież sytuacji bez wyjścia, bo gdy życie zamyka nam przed sobą drzwi, to Bóg uchyla nam okna.
TOMASZ GÜNTHER REICH