Z wielką uwagą przeczytałem tydzień temu artykuł posła Adama Żylińskiego, dotyczący międzynarodowych, czy wręcz ponadnarodowych kontaktów, które zdecydowanie mogą, czy też muszą wzbogacać nasze regionalne postrzeganie szerszych perspektyw rozwoju społeczeństw. Doprawdy, budującym okazał się przykład wizyty pana posła w Holandii – kraju, w którego pamięci wciąż płynie krew jego wyzwolicieli, żołnierzy generała Maczka.
Tomek Orlicz
Za każdym razem, gdy ktokolwiek wypowiada się na temat Holandii, budzi się we mnie nutka sentymentalnej zadumy. Wiele razy odwiedzałem ten kraj znienawidzonego przez wielu liberalizmu, czy – jak to niektórzy określają – ojczyznę eutanazji i wszystkich innych tego typu okropności. Muszę się przyznać w tym miejscu, że i ja, wyruszając po raz pierwszy do Królestwa Niderlandów, tkwiłem po uszy w stereotypach, traktujących tę wielokolorową, kwiatową krainę krzywdząco. Holendrzy byli to dla mnie ledwie badylarze i lichwiarscy cwaniacy, którzy pozwolili swego czasu, aby Hitler przemaszerował przez ich kraj w drodze na Paryż. Niestety, niewiedza, a zwłaszcza jej braki w zakresie elementarnych podstaw historii, potrafią najgłębiej skrzywdzić środowisko, w którym przyszło nam żyć. I muszę przyznać, że również mi udała się ta sztuka w najbardziej negatywnym tego słowa znaczeniu.
Podczas jednej z tak zwanych party rozmów, rozmyślnie zagaiłem przygodnie napotkanego Holendra w temacie II wojny światowej i roli, jaką w tej zawierusze dziejowej odegrała Holandia. W pewnej chwili, kiedy mój rozmówca stwierdził, że jego ojciec działał aktywnie w podziemiu, bez zastanowienia wypaliłem, że: „owo 'tatusiowe podziemie' może było ledwie czymś w rodzaju przemycania chleba?”. Narodowa buta, jak się okazuje, nie zawsze popłaca. Zwłaszcza, jeśli bywa podszyta złudnymi wyobrażeniami o innych nacjach. Do dziś dziękuję Bogu i bezgranicznej wyrozumiałości tamtego zacnego Holendra, jaką okazał względem mojej totalnej ignorancji historycznej. Z biegiem lat uświadomiłem sobie, że sam fakt, iż to generalnie my, Polacy, wyzwoliliśmy „beneluksów”, w najmniejszym stopniu nie usprawiedliwia do obnoszenia się z wyższością.
W niemal każdej holenderskiej rodzinie do dnia dzisiejszego żyje mit polskiego bohaterstwa. Wspomnienie o „Bacy” i jego „diabłach”, a także ponad 300 pomników związanych bezpośrednio z Kampanią, mogą przyprawić o zawrót głowy, ale przede wszystkim dopominają się wstydu. Polacy (a nie gęsi, które również nawiedzają stadnie rok w rok Holandię) wzbudzają najbardziej wzniosły rodzaj szacunku wśród ludzi żyjących pośród plątaniny kanałów. Powinna o tym pamiętać wielka rzesza naszych gastarbeiterów, która każdego roku rusza tyralierą do Niderlandów za chlebem. Bardzo łatwo jest zszargać dobre imię już nie tylko osoby, jak to starano się uczynić wszelkimi sposobami z generałem Maczkiem w powojennej Polsce, ale przede wszystkim zniweczyć niezwykle pozytywny wizerunek, jakim nieprzerwanie cieszy się duch waleczności i szlachetnego postępowania żołnierza polskiego.
Wiele przykładów z historii stosunków międzynarodowych zaświadcza, że niejednokrotnie, pod wpływem głupawych stereotypów, rodziły się jak grzyby po deszczu przeróżne atawizmy, które potrafiły dosięgnąć zbrojnych konfliktów. Należy o tym pamiętać i przestrzegać na każdym kroku młodzież i organy zawiadujące naszą dzisiejszą rzeczywistością przed popełnianiem kolejnych błędów ignorancji. Zwłaszcza młodzież, której niewiedza w materii stosunków międzynarodowych i historii sięga wielokrotnie dna. Oto grupa nastolatków – zafascynowana kulturą Indian Północnoamerykańskich – zapytana przeze mnie o ich rzekome współczucie do niegdysiejszego wybijania autochtonów zza oceanu w kontekście naszych, „rodzimych” Prusów, bez zastanowienia odpowiedziała jednym chórem, że „niepotrzebnie wtryniam im jakichś szwabskich prusaków, czy też krzyżaków”. Młodzieńcy ci nie mieli zielonego pojęcia, że przed krzyżakami, na ziemiach Północnowschodniej Polski żyła zupełnie inna nacja, którą eksterminowaliśmy do przysłowiowej nogi (tak, eksterminowaliśmy! Proszę pamiętać, że Zakon Maryjny nie był typowo nacjonalistyczną instytucją, przekształcając się w takową znacznie później). Ci młodzi ludzie, posyłając kalumnie w kierunku niegdysiejszych konkwistadorów, którzy zniszczyli szlachetną kulturę Indian, nie podejrzewają, że de facto są produktem innej konkwisty, zapoczątkowanej na szeroką skalę przez Konrada I Mazowieckiego.
Należy w imię przestrogi podkreślić, że zmietliśmy z powierzchni ziemi kulturę, która, dosłownie i w przenośni, niczym nie różniła się od poziomu kulturalnego „szlachetnych Indian” Ameryk. Dlaczego zatem nasza wiedza w tej materii jest tak nikła? Dlaczego nieprzerwanie hołdujemy indiańskim wartościom, wyniesionym przez ostatnie stulecie niemal do rangi symbolu? Tu nie wystarczy stwierdzić po prostu, że wolimy chwalić cudze, zaniedbując (w tym przypadku umyślnie?) własne. Podejrzewam, że sedno zagadnienia tkwi w naszej bucie narodowej, która woli zrzucić wszelaką winę na nie mniej butnych sąsiadów zza Odry. Owszem, istnieje garstka zapaleńców, którzy próbują organizować się i badać zwyczaje Prusów, ale to zdecydowanie za mało, żeby zaistnieć w świadomości społeczeństwa. Dla większości Polaków ziemie te „od zawsze” należały do Polski, a incydent z niedobrymi Krzyżakami był jedynie czasowym epizodem. Być może należy w tej materii czekać na pisarza rangi Karola Maya, który potrafiłby rozpropagować domniemaną szlachetność ciemiężonych Prusów?
Dlaczego wspominam o narodzie, którego już nie ma? Generał Maczek mawiał: „Polski żołnierz walczy o wolność innych narodów, lecz umiera zawsze z myślą o Polsce”. Sądzę, że powinniśmy o tym nieustannie pamiętać, nie zapominając o wdzięczności, którą musimy obdarzyć ludzi i narody, zawdzięczające nam coś więcej niż tylko egzystencję. Dlatego tak ważny jest dialog, już nie tyle międzynarodowy, ile multinarodowy, ze szczególnym uwzględnieniem jego międzypokoleniowości. Inaczej – za wiek lub dwa – być może okaże się, że pozostanie po nas kilkaset pomników w Zachodniej Europie, a tutaj, na zapadłej, pretensjonalnej prowincji, pozostaną jedynie symbole zapomnienia w postaci kilkudziesięciu posągów Pruskich Bab.
TOMEK ORLICZ