Nie tylko Rudzienice mają swojego męża opatrznościowego, którym jest niezmordowany HENRYK PLIS, sławny z odkrycia, że to nie inż. Georg Steenke wytyczył Kanałowi Elbląskiemu trasę z Elbląga nad Jeziorak, lecz już 1000 lat wcześniej św. Wojciech tylko sobie znanym sposobem dotarł łodzią z okolic osady Truso aż do Gizerka nad Jeziorakiem.
Wiesław Niesiobędzki
Ha! Tu, nie czekając na Krzyżaków, przystąpił do nawracania krnąbrnych Prusów z plemienia Pomezanów, co skończyło się tym, że ci wredni poganie w odwecie zabrali świętemu mężowi kajak i schowali tak głęboko w szuwarach, że dopiero po 1000 latach udało się go znaleźć Henrykowi Plisowi, rudzienickiemu misjonarzowi PiS-u. Znalezisko było tak wiekopomnym znakiem czasu, skrojonym na miarę 1000-lecia, że mąż opatrznościowy z Rudzienic natychmiast w nim rozpoznał wodny wehikuł turystyczny, jakim biskup Karol Wojtyła w latach swej młodości podróżował po Jezioraku.
A więc ma Iława swojego, nie mniej uzdolnionego, a może nawet – ze względu na skalę – jeszcze bardziej genialnego męża opatrznościowego w osobie Romana Przybyły (Ludowy Wojskowy Polski), od lat budującego, budującego i budującego krytą pływalnię w mieście otoczonym zewsząd wodami Jezioraka i rzeki Iławki oraz jezior: Iławskiego, Dół, Łabędź i Gardzień.
Żeby nie było nieporozumień, nie jestem wrogiem krytych pływalni. Wręcz przeciwnie! Uważam, iż basen to wspaniała rzecz. Zwłaszcza w miejscowościach skąd daleko do jeziora albo rzeki, których chłodne tonie w letnie upały dla każdego są kuszącą obietnicą ochłody i schronienia przed spieką słońca dziką.
Jednak tu nad Jeziorakiem, gdy pełno wokół jezior, a wszyscy marzą o chociaż jednej przyzwoitej plaży, gdzie byłoby czystego piasku pod dostatkiem, trampoliny jedna albo dwie, zjeżdżalnia dla dzieci, wypożyczalnie koszy i leżaków, a do tego przebieralnie (z kluczem), gdzie po schowaniu odzieży oraz innych cennych dla nas rzeczy, można dowoli zażywać kąpieli wodnych i podwodnych, bez dręczącej nas obawy o to, czy po wyjściu na brzeg będziemy mieli w czym lub za co do domu wrócić.
Tu nad Jeziorakiem, upieram się po stokroć, nam – iławianom oraz turystom w mieście naszym i jeziorze rozmiłowanym – nie kryty basen, choćby nie wiem jak ogrzewany, jest najbardziej potrzebną i niezbędną inwestycją, lecz budowa chociaż jednej przyzwoitej plaży, chociaż jednej przyzwoitej przystani żeglarskiej, chociaż jednego hotelu co się zwie i całodobowej restauracji. O czym, zresztą – jak mniemam – dobrze wie też i Roman Przybyła, nasz opatrznościowy mąż i prezes Partii Budowy Krytej Pływalni.
Wie to dobrze on i my to wiemy, członkowie działającej już 4. rok w podziemiu Partii Iławian Rozumnych. Bo gdyby on nie wiedział, to już dawno by ten basen zbudował i już dawno przestałby być prezesem Partii Budowania Krytej Pływalni (PBKP). A chodzi o to właśnie, żeby tego basenowego króliczka gonić, ale żeby go nie dogonić. Bo gdyby prezesowi PBKP Romanowi Przybyle tak naprawdę zależało na zbudowaniu nam tego basenu, to już od 4 lat byśmy go mieli.
Do tego zaś wystarczyłoby, na przykład, rok przed ostatnimi wyborami samorządowymi w 2002 roku odłożyć na bok własne spełnione i niespełnione ambicje, i w poczuciu obywatelskiej misji udać się na konkretną rozmowę z ówczesnym burmistrzem Adamem Żylińskim, a nie drzeć z nim koty.
Jako członek niejawnej Partii Rozumnych Iławian, jestem absolutnie przekonany, że gdyby prezes PBKP kierował się dobrem publicznym i myślał tylko o zakończeniu swej życiowej misji zbudowania basenu, to podczas takiej rozmowy z ówczesnym burmistrzem rzekłby następująco:
„Panie Adamie, obydwaj kierujemy się dobrem Iławy i obydwu nam jednakowo leży na sercu sprawa finalizacji budowy basenu. Ja już prawie 10 lat walczę o ten basen, a chociaż robię wszystko, co w mojej mocy, to jednak nie wiem czemu nie mogę wykazać się sukcesem. A ponieważ chęć wywiązania się z obietnicy danej Iławie jest większa od moich osobistych ambicji, dlatego proponuję panu, by pan – jako burmistrz Iławy, poseł na sejm i szef wojewódzki dużej partii – zechciał objąć przewodnictwo tej mojej Partii Budowania Krytej Pływalni i szybko doprowadził budowę basenu do szczęśliwego zakończenia”.
Na rok przed wyborami nie ma siły, żeby Żyliński nie poczuł bluesa. Jak go znam, w mig rzuciłby wszystkie inne mniejsze sprawy i wziąłby się z kopyta za budowę basenu, i byłby zbudował basen, i z basenem poszedłby na wybory, i byłby je wygrał. W rezultacie wygralibyśmy wszyscy. Bo wszyscy mielibyśmy swojego burmistrza i swoją krytą pływalnię.
No tak, ale co miałby z tego Roman Przybyła...? Bardzo dużo. Miałby przecież satysfakcję pioniera budowy, naszą wdzięczną pamięć i medal. Miałby też na pewno dożywotnio wolny wstęp na basen. Miałby to wszystko i żył by sobie chłop godnie na tej swojej wojskowej emeryturze, otoczony szacunkiem iławian. Miałby to wszystko jak w banku, gdyby jemu rzeczywiście na zbudowaniu basenu zależało.
Basenu jednak nie ma. Za to prezes partii jego budowy startował na burmistrza, a ponieważ poszło mu w tych wyborach tak jak z budową basenu, zatem czym prędzej sprzedał siebie i swój program, i udzielił poparcia księciu Jarosławowi Skutecznemu. No i chociaż basenu nadal nie ma, to partia jego budowy ciągle jest, zaś jej prezes Przybyła wykwintnie zasiada sobie w kilku radach nadzorczych, gdzie pobiera stosowne apanaże.
Coraz to nowe genialne pomysły rodzą się w głowie prezesa PBKP. Jeden z nich to wykup za iławian pieniądze sypiącego się młyna na rzece Iławce i urządzenie w jego młyńskich zapleśniałych pomieszczeniach Muzeum Miasta Iławy. Bo, jak to wykrył ten mąż opatrznościowy, nam oraz rzeszom turystów nic innego poza krytą pływalnią nie jest do szczęścia potrzebne, tylko właśnie muzeum – i tylko tam: nad zaśmieconą i zabagnioną rzeką Iławką (per Śmierdziawką).
Ostatnio zaś, kochani moi iławianie, w opatrznościowej głowie geniusza prezesa Przybyły Romana zaświtał jeszcze jeden i zaiste jeszcze bardziej światły pomysł, mający podnieść na wyżyny świetność 700-letniej Iławy.
Otóż pan prezes wymyślił sobie, że w celu upiększenia Starego Miasta i zwiększenia dobrego samopoczucia iławian należy w miejscu, gdzie na Starym Mieście biorą początek schody prowadzące ku jezioru (i na stadion), koniecznie odbudować od podstaw, czyli od gleby, XIV-wieczną Bramę Prabucką, przez dawnych iławian zwaną też Bramą Złodziei, gdyż na jej piętrze mieściło się więzienie dla miejscowych złoczyńców.
Do czego miałaby służyć ta nieistniejąca od lat i nikomu niepotrzebna budowla o wymiarach 15 stóp szerokości (4,65 m) i 18 stóp długości (5,58 m), tego pan prezes, znany ze swej wrodzonej skromności, nie raczył wyjawić.
Kiedyś, dawno temu, w tego rodzaju obiektach lokowano też czasami zamtuzy (burdele). Ze względu jednak na bliskość kościoła, na tego rodzaju przytułek raczej nie moglibyśmy liczyć. Więc kto wie? Może prezes Przybyła, jako szef rady nadzorczej, zna dobrze niezbyt wesołą sytuację iławskich wodociągów, i odbudowaną od gleby nowo-starą bramę zechciałby przerobić na super-studnię w miejsce istniejących przed wiekami w obrębie Starego Miasta 14. studzien, z których dawni iławianie zaopatrywali się w wodę pitną. Wszak zarówno studnie, jak i pływalnie są obiektami związanymi z wodą. I są też dla bezpieczeństwa oraz higieny przeważnie kryte.
Zatem kto wie, ile jeszcze genialnych pomysłów się kryje w głowie troszczącego się o nasze dobre samopoczucia prezesa Partii Budowy Krytej Pływalni...? Kryj się zatem kto w rozum wierzy i do podziemnej Partii Rozumnych Iławian należy.
Wiesław Niesiobędzki