Byli działacze sportowi – znani w Iławie z wyjątkowej aktywności, a po których grobowa cisza zapadła – trzymają się krzepko. Takim jawi się do dziś człek o niespokojnej i niepokornej duszy działacza, Tadek Dreszler. Jest takie skrótowe jego powiedzonko: „Tadeusza nic nie rusza”. I to jest prawda!
Pomimo ósmego krzyżyka na karku, chce naprawy iławskiej rzeczywistości w każdej dziedzinie, szczególnie w kulturze fizycznej. Po mieście spacerując, wiele dostrzega uchybień, które można byłoby lepiej lub inaczej dokonać. A w sporcie marzy mu się odnowa stadionu, bynajmniej z oprzyrządowaniem takim, jakie zostawił, odchodząc z klubu na emeryturę w 1990 roku.
Nie znaczy, że wszystko dostrzega pesymistycznie, ale chce, by w sporcie się działo lepiej, np. powołać specjalistyczną sekcję lekkoatletyczną, jaka dawniej w Iławie funkcjonowała, o piłkarstwie nie zapomina. Trudno będzie ją wskrzesić, skoro animatorzy zeszli ze sceny. Wprawdzie „Iława Biega”, co się chwali, zaś młodzież startuje w programowych, szkolnych zawodach, brakuje jej na medalowych w Polsce pozycjach.
Wróćmy do Tadeusza, o którym będzie ten felieton. Przecież nie kto inny, jak on zostawił po sobie podwaliny pod II ligę piłkarską, czego nikt nie zaprzeczy.
Przed wojskiem założył w Smolnikach koło LZS „Jeleń” z piłką nożną, siatkówką kobiet i sekcją motorową w tle. Po wiernym jego odsłużeniu wrócił do Iławy w 1958 r., by podjąć pracę w Powiatowej Radzie Narodowej w księgowości. Stamtąd w 1962 roku został oddelegowany do LOK na instruktora i człowieka – jak powiada – od wszystkiego.
Prowadził i opiekował się strzelectwem (Koło Obrony Kraju), modelarstwem (pływające modele, sterowane – pamiętamy mistrzostwa Polski na Małym Jezioraku). Kiedy przybył tutaj do pracy, obecnej bryły budynku LOK nie było, a szkolenia i zajęcia odbywały się w pobliżu (50 m dalej) w warsztatach szkoły zawodowej nad Małym Jeziorakiem (obecnie „mechanik”). Właśnie pan Tadeusz był inicjatorem budowy obecnego LOK, którego obiekt uznany został za jedyny i wzorowy szkoleniowy z salami wykładowymi budynek w Polsce.
Dostrzeżony po latach jako rzutki pracownik i organizator zadań w LOK, został oddelegowany na stanowisko przewodniczącego Powiatowego Komitetu Kultury i Sportu. Nie na długo, po likwidacji bowiem powiatów w 1975 r., czekała go niebanalna misja w sporcie.
Włodarze Iławy powierzyli mu pełnienie funkcji wicedyrektora Ośrodka Sportu, Turystyki i Wypoczynku. Miejsce znane w Iławie, nad rzeką Iławką, za biblioteką. Głównym zadaniem była opieka nad klubami sportowymi w byłym powiecie iławskim. Jednak za początek życiowej pasji uznaję, kiedy pełnego energii i zaradnego pracownika oddelegowano go w 1977 r. na funkcję urzędującego wiceprezesa do Związkowego Klubu Sportowego Jeziorak. Jeziorak był dla niego tchnieniem takim samym jak dla rzeźbiarza dzieło. Pan Tadeusz – jak sam mówi – był tam od wszystkiego.
Praktycznie prowadził klub z całym majdanem i najważniejszą dyscypliną piką nożną. Stadionowi brakowało wszystkiego: dobrej nawierzchni piłkarskiej, bieżni, a nade wszystko nasypu z ziemi pod trybuny z ławeczkami. Wówczas należało wyciąć prawie stumetrową ścianę potężnych topoli, rosnących z lewej strony stadionu.
Jak dziś pamiętam, topole powalono tuż przed rozegraniem meczu naszej szkolnej drużyny o wejście do finału o puchar „Przeglądu Sportowego” szkół średnich.
Tadeusz podjął się kapitalnego remontu z nasypami do trybun i nowej bieżni o parametrach takich samych, jakie były na stadionie leśnym w Olsztynie. Wyremontowano 4-torową bieżnię, w tym z rowem do biegu z przeszkodami, rozbiegi do rzutu oszczepem, skoków w dal i wzwyż, jak również stanowisko do pchnięcia kulą i rzutu dyskiem oraz młotem z całą ochroną bezpieczeństwa. Jednocześnie postawił hotelik na skarpie lasku, z szatniami, prysznicami, pokoikami i mieszkaniem dla dozorcy. Przed inwestycją w hotelik szatnie były w barakach pod pomnikiem, zaś obok stała starej daty ręczna pompa do mycia, zamiast pryszniców. Tak hartowała się stal.
Starsi iławianie, idąc na skróty wzdłuż stadionu do stacji PKP Iława Miasto, muszą pamiętać skarpę naprzeciwko budynku liceum, na której już wisiał mały, drewniany domek mieszkalny, a dalej w kierunku tartaku patrząc, był teren ze starodrzewem i paroma pomnikami cmentarnymi. Stamtąd ciągnikowe koparki-ładowarki Fadromu ładowały ziemię i wywoziły pod przyszłe trybuny na stadionie.
Tadeusz z przekąsem powiada: „Wiesz, gdyby nie ja, nie byłoby basenu w Iławie”.
Nie zapomina napomknąć o osobistym zaangażowaniu się w budowę dużej sali gimnastycznej dla naszego liceum. Powołuje i działa w komitecie organizacyjnym budowy. Praktycznie co było niemożliwe do załatwienia, stało się ciałem i własnym sumptem powstaje sala, do której wykończenia – jak powiada: „Osobiście przywoziłem płytki z Opoczna”.
Odchodząc z klubu w 1986 r., zostawił ważne dzieło, fundament pod przyszłą II ligę w oparciu nie na armii zaciężnej, a na rodzimych wychowankach.
Głęboko zaangażowany w sprawy klubu i sportową inwestycję pracował do 1986 roku, po czym odszedł na kierownika Wojewódzkiego Ośrodka Szkolenia Kadr Weterynaryjnych, gdzie kursanci tytułowali go: panie doktorze.
Po Tadeuszu przyszła nowa zmiana – czy dobra? Nowi działacze szykują II ligę piłkarską, a z nimi nowe widzenie sytuacji. I udało się, II ligę wywalczyliśmy wychowankami, ale rozgrywki prowadzone były z pomocą zawodników zaciężnych.
Osobiście iławski potencjał biologiczny wartościowałem na III ligę. Jako patriota dorobek piłkarski cenię, ale wyłącznie w wykonaniu naszej utalentowanej młodzieży.
Powiadają: sztuką jest nie tyle wejście, co utrzymanie się w II lidze.
W tym czasie na obiektach klubowych następuje niewielka przebudowa stadionu pod kątem II ligi: zmodernizowana płyta, zostają 4 tory, zlikwidowana 6-torowa stumetrówka, wiele przyrządów do lekkoatletyki degraduje się samo. Nawet co na skalę Polski było kuriozalnym pomysłem, że tuż za bramką na stadionie zainstalowano wysoki płot, by mocne rzuty nie wypadały.
Radnemu miejskiemu Eugeniuszowi Dembkowi bez mała dwie kadencje zeszło, by płot na złom wykopać. Tymczasem działacze bez tlenu, co chcieli wdrapać się na piłkarski „Mount Everest”, z całą ekipą odpadli od ściany i zsunęli się w przepaść. Iławska piłka nożna stoczyła się do niezasłużonego niskiego poziomu, czego szkoda, bowiem powrót do normalności bywa długi i uciążliwy. Na szczęście po latach marazmu w iławskiej piłce nożnej mamy dobrą zmianę – i tak trzymajcie.
Działaczy i pracowników podobnych panu Tadeuszowi mamy i mieliśmy w Iławie wielu. Panowie: Zbyszek, Andrzej, Kazik, czy śp. Benedykt – niechwalebnie i dziwnie są zapomniani. Tadeusz Dreszler natomiast boleje i łzy roni, że tyle po sobie dobra zostawił, ale nikt tego nie pamięta i nie docenia. Śni mu się lepsze jutro i dla piłki nożnej, i dla lekkoatletyki.
Tadeusza – jak mówi się – nic nie rusza. Nieustannie nagabuje mnie, abyśmy razem rozkręcili, jak dawniej bywało, sport lekkoatletyczny, ten wyczynowy.
Nam tylko doradzać – panie Tadeuszu, ale czy zechcą posłuchać? Cieszmy się tym, co pan Tadeusz zostawił po sobie dobrego, że mu wyszło, co zamiarował, zaś dziś Boga o zdrowie prosić.
FELIKS ROCHOWICZ
Tadeusz Dreszler z drużyną