Radni Iławy, w nadążaniu za modą, chcą przyjąć gorset pod nazwą „Kodeks Etyczny Radnego”. Dziełko jest to niezwykłe, preambułę nawet posiadające. Ów katalog ma regulować postępowanie radnych, którzy w służbie publicznej na mocy składanego zobowiązania (większość: „Tak mi dopomóż Bóg”) kierują się porządkiem prawnym, ogólnie przyjętymi normami etycznymi oraz troską o dobro i pomyślność Ojczyzny oraz wspólnoty samorządowej.
Andrzej Kleina
No to mam pytanie do radnych na początek, a przynajmniej do tej części ambitnej intelektualnie, która forsuje wprowadzenie tego knota pod nazwą „kodeksu etycznego”. A czymże kierowaliście się do tej pory? Manifestem komunistycznym? Kodeksem Hammurabiego? Kodeksem cinkciarza? Pięcioksięgiem Mojżesza? A może dekalogiem chrześcijańskim? Czy raczej ogólnie przyjętą Polską Normą obyczajową „żyć, p...ć, nie żałować, bieda musi pofolgować”...? Czy te normy etyczne, które mają regulować aktualnie wasze postępowanie, różnią się od norm poprzednich? Są lepsze? Czyli wy bez kodeksu funkcjonowaliście? Nie mieliście żadnego? No nie, chłopcy i dziewczęta! Oszczędźcie sobie wstydu.
Twierdzę z całą odpowiedzialnością, że twórca owego kodeksu etycznego to głuptak. A skoro tak, to jak można przyjmować coś, co dziełem jest specjalnej troski? Że przesadzam, a nawet przeginam? Że nieelegancki jestem? Że nawet dobra osobiste niby naruszam? No to lecimy po kolei...
Zobaczmy czy to, co proponują iławscy radni, kupy się trzyma. Pojęcie „kodeks” z mocy definicji oznacza usystematyzowany zbiór przepisów. Etyka z kolei (z gr. ethos – „zwyczaj”) to dział filozofii zajmujący się badaniem moralności i tworzeniem systemów myślowych, z których można wyprowadzać zasady moralne. Etyki nie należy mylić z moralnością.
Moralność to z formalnego punktu widzenia zbiór dyrektyw w formie zdań rozkazujących w rodzaju „nie zabijaj”, których słuszności nie da się dowieść ani zaprzeczyć, gdyż zdania rozkazujące niczego nie oznajmiają. Etyka natomiast to nauka, której celem jest dochodzić źródeł powstawania moralności, badać efekty jakie moralność lub jej brak wywiera na ludzi oraz szukać podstawowych przesłanek filozoficznych, na podstawie których dałoby się w racjonalny sposób tworzyć zbiory nakazów moralnych. Czyli na pewno, a przynajmniej raczej na pewno, propozycja radnych to nie kodeks etyczny, jak sami twierdzą a w najlepszym razie – „kodeks moralności”.
Proponowany „Kodeks Etyczny Radnego” składa się z pięciu zasad (i tak lepsze to niż kwasy): ogólnej, praworządności (?), bezstronności i niezawisłości, odpowiedzialności oraz przejrzystości. Konia z rzędem ufunduję temu, kto mnie przekona jaki związek ma moralność z praworządnością, że o przejrzystości nie wspomnę. Dlaczego w „kodeksie etycznym” przypomina się kim jest radny? I powiada się, że jest przedstawicielem władzy lokalnej. To jak on w wyborach brał udział, że nie wiedział kim jest radny? I do jakiej roboty się pcha?
Dlaczego narzuca się radnemu, że ma „zabierać głos w sposób krótki, merytoryczny, pozbawiony napastliwości, złośliwości lub nienawiści”....? (widać, że chcą radnego Eugeniusza Dembka uwalić). Jakie prawo moralne ma „ustawodawca”, ażeby ingerować w habitus wypowiedzi radnego? Przecież z gaduły, bajarza nie zrobi się syntetyczny komentator. Dlaczego nie wolno mu wypowiadać się w sposób emocjonalny? I jaki to wreszcie ma związek z „kodeksem etycznym”?
Porażająca jest też konstatacja zawarta w zasadzie praworządności, iż radny pełnił będzie „funkcję w ramach prawa i działa zgodnie z prawem”. Czyż można z czymś takim w ogóle dyskutować? Toż to obezwładnia. Przecież nawet załoga okrętu pirackiego ma własny zbiór zasad, które rygorystycznie są przestrzegane...
Zasada bezstronności i niezawisłości nakazuje działać bezstronnie i bezinteresownie, ale to oczywiste przecież. Łapówek brać nie wolno nie tylko radnym, to oczywiste. Radny „poszukuje rozwiązań, które spełniają kryteria uznane (przez kogo?) za obiektywnie najlepsze”. „Nie ulega żadnym naciskom, nie przyjmuje żadnych zobowiązań wynikających z pokrewieństwa lub znajomości, ani korzyści materialnych lub osobistych”. Rozrzewniłem się, czytając tę zasadę bezstronności i niezawisłości. Nie ulega naciskom... Dobre sobie...
Zasada odpowiedzialności jest w moim odczuciu kpiną z ludzkiej inteligencji. Powiada, iż „radny jest odpowiedzialny przed całą wspólnotą samorządową w zakresie sprawowania funkcji publicznej”. Powiada też, iż „kontroluje realizację uchwał rady i przestrzeganie prawa i regulaminów przez organ wykonawczy, czyli burmistrza”. Przecież to farsa. Gros radnych pochodzi z komitetu wyborczego burmistrza. No to jak ma kontrolować burmistrza?
Zobowiązany też radny będzie do przestrzegania „dyscypliny finansowej i budżetowej”, a w sprawach „majątkowych i finansowych do wykazywania należytej staranności i gospodarności”. Mam tylko drobne pytanie.
W jaki sposób przewiduje „kodeks etyczny” egzekwowanie „kary” podczas złamania bądź naruszenia zasady odpowiedzialności? W świecie ludzi dorosłych muszą funkcjonować dwie obawy. Obawa procesu prawnego oraz kary finansowej, czyli odpowiedzialność finansowa za nietrafione, złe decyzje. Brak kar unicestwia zasadę odpowiedzialności. Odwoływanie się do etosu jest nieporozumieniem... Dlatego twierdzę, że radni bardzo są podobni w pewnym sensie do wariatów, mają wręcz wspólny mianownik: zarówno jedni jak i drudzy nie odpowiadają kompletnie za nic!
Ostatnia zasada: przejrzystości. Działania radnego mają być od teraz transparentne. Ma też radny kontrolować jawność działań organów wykonawczych samorządu (burmistrza i jego urzędników). Zasada ta zadbała od razu o rozwój osobisty swoich podopiecznych mówiąc, iż radny podnosić ma kwalifikacje związane z wykonywaniem zadań publicznych przez udział w szkoleniach i kursach. Rój więc radnych widzę jak się doskonalą, doszkalają, rozwijają...
Chociaż... może jak ich gdzieś dalej od domów wywiozą, że poszaleć będą swobodnie mogli... Zgodnie z „kodeksem etycznym”... Nie pożądaj żony bliźniego, ani żadnej flaszki gratis, która jego jest...
ANDRZEJ KLEINA