Być Polakiem to wielki wstyd! Tak można stwierdzić po rozmowach z rodakami, którzy co roku podbijają świat w poszukiwaniu idealnego miejsca na wakacje. Kłopot w tym, że choćby nie wiadomo, jak daleko wyjechać, to Polaków spotka się wszędzie. Porozmawia się z nimi zaś rzadko, bo prawie nikt nie chce się przyznać do własnej narodowości.
Tomasz Reich
Najlepiej wylecieć z Warszawy nad ranem. Lot może być o godz. 4. Wtedy na lotnisku nie ma zbyt wielu ludzi i odprawy odbywają się sprawniej. Czarterowy lot na Kretę wypadł tuż przed wielkimi remontami pasów jedynego w stolicy lotniska, dlatego wielu szczęśliwców ustawiło się w kolejce do odprawy, bo miało świadomość, że za kilka dni na Okęciu rozpęta się piekło. Już nikogo nie dziwi fakt, że Polacy coraz częściej wyjeżdżają na wakacje za granicę, bo koszt wakacji choćby w krajach basenu Morza Śródziemnego może być mniejszy od tych, które chcielibyśmy spędzić nad Bałtykiem. Ale jeśli ktoś chce odpocząć od swoich rodaków, musi na wakacje wyjechać o wiele dalej.
Nie ma wątpliwości, że Polacy kochają awantury. Do pierwszej doszło już na lotnisku podczas odprawy, gdy do zaspanej kolejki wcisnęła się rodzina z dzieckiem, a później ich znajomi. W ten sposób 10 osób uniknęło ponadgodzinnego wystawania w kolejce. Byli naprawdę zadowoleni i szczęśliwi, bo komu chciałoby się tak długo stać i tracić czas?
– Pan tu nie stał – krzyknęła wściekła kobieta. Od kilkudziesięciu minut stała w kolejce z mężem i malutkim dzieckiem. Była zmęczona i wściekła.
– Kto dał wam do tego prawo, żeby tak po chamsku się wciskać na przód.
– O co pani chodzi? Mamy małe dziecko – odpowiedział intruz. – Zapytałem pana stojącego na początku kolejki, czy mogę przejść przed nim. Więc wszystko jest ok.
– Pan uważa, że to jest w porządku. To nie PRL, nie ma takiego prawa. Nie słyszałam o tym, żeby na świecie rodziny z dziećmi miały pierwszeństwo. Ja też stoję z dzieckiem.
Tłum szykujących się do odprawy pasażerów wydawał się być poruszony, ale poza tą młodą kobietą nikt nie zareagował. Jak widać, Polacy nawet w kolejce do odprawy kombinują. Zaczęło się więc na lotnisku, a w samolocie było już tylko śmiesznie.
Boeing 777 był gotowy do lotu od kilku godzin. Pasażerowie wsiedli do niego tuż przed godz. 6. Około 200 osób gotowych do spędzenia kilkunastu dni poza krajem. Trzeba przyznać, że flota lotnicza jest na wysokim poziomie w przeciwieństwie do PKP czy naszych ukochanych PKS-ów. Pasażerowie samolotów powinni być więc równie świadomi, a przede wszystkim bardziej pokorni w stosunku do komend i poleceń załogi samolotów. W końcu przelot samolotem różni się znacznie bardziej od równie niebezpiecznych podróży samochodem. Ale tak się nie stało.
Już kilkanaście minut po starcie pasażerowie w trakcie podnoszenia maszyny zignorowali polecenia załogi i zamiast siedzieć w swoich fotelach przypięci pasami, zaczęli wstawać z miejsc i szukać bułek, gazet z krzyżówkami, a nawet kremów do opalania. Za nic mieli ostrzeżenia i prośby przerażonego personelu samolotu. Później już było trochę spokojniej, choć duże zdziwienie budzi fakt, że podczas lądowania Polacy klaszczą. Trudno powiedzieć, z czego to wynika. Z takim zwyczajem nie spotkałem się w żadnym samolocie poza Polską. Rodacy jednak klaszczą i to głośno, kiedy samolot udanie ląduje na płycie lotniska. Czyżby wynikało to z fascynacji twórczością Piotra Rubika? Znajoma wyjaśniła mi, że ma to związek ze zwyczajem, który ponoć zrodził się po katastrofie radzieckiego samolotu z Polakami lecącymi z Chicago w 1980 roku. Wtedy to zginęła Anna Jantar. Obyczaj wydaje się być jednak dziwny, bo samoloty rozbijają się również w innych krajach, ale tam nikt nie klaszcze…
Najwięcej Polaków można spotkać na Krecie w hotelach 3-gwiazdkowych (na droższe stać nielicznych). Nic dziwnego, że wielu rodaków decyduje się na pokoje pozbawione wszelkich wygód albo wynajmuje je w pensjonatach. Szczególnie modne jest Hersonisos, typowo turystyczne miasteczko, jakich mnóstwo na Krecie. To tu można spotkać Polaków okupujących greckie kawiarenki, a także sklepy ulokowane wzdłuż głównej ulicy. Można w nich dostać dosłownie wszystko za symboliczne 5 euro – od okularów od Prady do kreacji z kolekcji Versace. Ceny mogą szokować przyjezdnych, ale przecież to nie byle jaka okazja do tego, żeby okupić się w trendowe ciuchy od największych kreatorów. Kłopot w tym, że już przy pierwszym zetknięciu się z oferowanymi przed kupców towarami łatwo zauważyć, że niewiele mają one wspólnego z oryginałami, na które w renomowanych butikach trzeba wydać krocie.
Dziwi jednak fakt, że nielegalne gadżety można kupić w Grecji, gdy w Polsce taka działalność byłaby ścigana. Rodacy mimo tego, że mają świadomość, iż kupują podróbki, łamiąc w ten sposób prawo, wykupują je w dużych ilościach, a potem handlują nimi w internecie po wyższych cenach. W ten sposób niektórym udaje się zarobić na okularach wartych 20 złotych nawet kilkaset złotych.
W hotelach jest zupełnie inaczej. Zwłaszcza tych pięciogwiazdkowych, gdzie rodaków można policzyć na palcach. Królują tam zaś Rosjanie, Niemcy i rzadziej Anglicy. Trudno powiedzieć, z czego to wynika, że Polacy tak rzadko decydują się na droższe hotele, ale być może krajowe zarobki są wystarczającym powodem.
W przeciwieństwie do np. Rosjan, którzy manifestują swoją obecność w niemal każdym miejscu, Polacy są jacyś cisi. Z rozmów, które przeprowadziłem z Polakami wypoczywającymi na Krecie, wielu przyznało się, że wstydzi się swojej narodowości i rodaków.
TOMASZ GÜNTHER REICH