W „meczu” pułkownika Ludowego Wojska Polskiego Zbigniewa Pęksińskiego (i jego siostry rodzonej Barbary Pęksińskiej Estkowskiej przeciwko Kurierowi mamy niestety wynik 3:1 dla rodzeństwa z masarni w Ząbrowie. Walka z bogatą, nie żałującą na adwokatów firmą jest chwilami trudna, ale jeszcze nie zakończona.
Jarosław Synowiec: Ujawniać brudy czy nie ujawniać?
To nic, że wcześniej Sąd Okręgowy w Elblągu skasował w całości winę Artura Foty i Jarosława Synowca. W powtórzonej apelacji sąd elbląski tym razem nie dopatrzył się już błędów formalnych iławskiego sądu i po 10-minutowej rozprawie utrzymał rzekomą winę obu szefów Kuriera, przypieczętowując fałszywe oskarżenie mięsnych bambrów o rzekomy szantaż w tzw. sprawie „brudnej kiełbasy” (temat przewodni materiału interwencyjnego w Kurierze z 2003 r.).
Przypomnijmy pokrótce. Asesor Łukasz Dyląg z iławskiego sądu uznał, że jako wydawcy dopuściliśmy się „zmuszenia do określonego zachowania” wobec Barbary Estkowskiej i jej brata Zbigniewa Pęksińskiego z masarni w Ząbrowie, z której pochodził ujawniony przez czytelnika i naszą redakcję brudny kabanos kupiony w ich sklepie firmowym.
Asesor sądu w ustnym uzasadnieniu wyroku podał, że „dał wiarę wersji wydarzeń” przedstawionej przez... Pęksińskiego (brata Estkowskiej, z którą wspólnie nas oskarżył) i jego zeznania przyjął jako... wystarczający dowód naszej winy.
Dobrze chociaż, że asesor Dyląg przyznał, iż cały proces miał charakter poszlakowy (przypuszczeniowy). Niestety brał pod uwagę wszystkie hipotezy, tylko nie nasze. Zdawał się być głuchy na naszą wersję wydarzeń, która brzmiało bardzo jasno.
Oto właściciele sieci sklepów mięsnych „Best”, żeby uwolnić się od publicznego smrodu po ujawnieniu na łamach Kuriera brudu w ich wyrobach wędliniarskich, wymyślili genialny scenariusz: przyoblekli się w szaty pokrzywdzonych. Ba, żeby tylko. Szantażowanych.
Pęksiński, brat oskarżycielki Estkowskiej, wzbudził nawet swoisty podziw u asesora sądowego, a zwłaszcza spodobała się jego „konsekwencja” i „gra”. Nas to nie dziwi – wszak miał Pęksiński bardzo bogate doświadczenie operacyjne wyniesione z komunistycznego wojska (o tym już wkrótce).
W toku długiej rozprawy upadły głośno podnoszone przez oskarżenie „dowody” z rzekomo nagranych taśm, które – jak się ostatecznie okazało – były ordynarną mistyfikacją. Nawet biegli sądowi fonoskopii zakwestionowali ich autentyczność i rzeczowość.
Na sali rozpraw liczne zeznania, a nawet konfrontacje głównego świadka oskarżenia Krzysztofa Myjkowskiego z Tczewa (autora artykułu na ten temat w tygodniku „Polityka”) w obecności aż kilkunastu pracownic sekretariatów sądu – również potwierdziły fałszywość twierdzeń oskarżenia: żadna taśma z rzekomym nagraniem szantażu nigdy nie została złożona w sądzie. Nie mogła bowiem zostać złożona, bo nigdy żaden szantaż nie miał miejsca, więc nie istniały żadne taśmy z nagraniami.
Asesor Dyląg w swojej ocenie pominął nawet taki aspekt, iż przedmiotowy artykuł, ujawniający brudne mięso – pomimo twardych nalegań firmy „Best” – nie został wycofany z druku i ukazał się. A zatem w jaki sposób i na jakiej podstawie miało dojść do rzekomego szantażu ze strony obojga wydawców?!
To oczywiste, że po ujawnieniu na łamach Kuriera skandalu z brudną wędliną, rzucenie oskarżeń na Fotę i Synowca ze strony bogatej acz skompromitowanej firmy mięsnej, było spowodowane nie tylko mentalną chęcią rewanżu i zemsty, ale nade wszystko próbą ratowania wizerunku firmy i jej sklepów mięsnych.
A teraz najbardziej zastanawiająca rzecz w całej tej porąbanej historii.
Za pierwszym razem Sąd Okręgowy w Elblągu uchylił w całości wyrok iławskiego sądu (wydany nie przez doświadczonego sędziego, lecz zaledwie asesora), zarzucając mu „brak konsekwencji” w ocenie zebranego materiału dowodowego oraz „naruszenie reguł postępowania”. I oczywiście sprawa została cofnięta do Iławy.
Sąd w Iławie bez entuzjazmu wziął się drugi raz za „konsekwentne wyjaśnienie” czy są w tej sprawie jakiekolwiek dowody (oprócz zeznań Pęksińskiego, brata oskarżycielki). Nam też się wydawało, że słowo przeciw słowu nie wystarczy, bo w ten sposób każdy niezadowolony łobuz po krytycznej dla niego publikacji mógłby się odegrać oskarżając nas o cokolwiek... Ale tylko tak nam się wydawało. Niemożliwe okazało się... możliwe.
Gdy biegły fonoskopii potwierdził przed sądem, że przedmiotowa taśma nie jest żadnym dowodem, lecz plackiem przypadkowo zmontowanych kawałków nie na temat, wtedy główny świadek oskarżenia... zmienił swoje zeznania i dorzucił, że „ma drugą taśmę” i na tej drugiej taśmie wszystko słychać jak na spowiedzi. A gdzie świadek ma tę drugą taśmę? „Zostawiłem w sekretariacie sądu”. A ma świadek pokwitowanie tak ważnego dowodu? „Nie, zapomniałem”.
W tym momencie – w normalnej sytuacji – normalny sąd normalnie zakończyłby natychmiast tę farsę, którą fundowała nam strona oskarżenia. W tym jednak przypadku stało się zupełnie inaczej. Po upadku dowodów sąd i tak przyjął własną wersję wydarzeń – oczywiście tę, którą przedstawiła jedna z najbogatszych w okolicy firm prywatnych.
Poddajemy pod rozwagę opinii publicznej tylko jeden argument (skoro nie dowody tu ważą, lecz subiektywne odczucia).
Logika i doświadczenie życiowe mówią, iż w przypadku, gdyby Arturowi Fota zależało na otrzymaniu pieniędzy od Zbigniewa Pęksińskiego, to musiałby oskarżony Fota być stroną aktywną i zabiegać o kontakt. Takiej sytuacji jednak nie było, gdyż bilingi telefoniczne potwierdziły, że to Pęksiński wydzwaniał do Foty.
W jakim więc celu miałby się Fota „układać” z Pęksińskim i żądać od niego 10 tysięcy złotych, kiedy ukazanie się artykułu krytycznego wobec firmy mięsnej Pęksińskiego i Estkowskiej było przesądzone, a właścicielka firmy Barbara Estkowska zapowiedziała nawet, że w przypadku jego ukazania się i tak wystąpi na drogę sądową!
Nie zgadzamy się z orzeczeniem sądu. Absolutnie nie jesteśmy winni. Nikogo nie oszukaliśmy. Nie mamy sobie nic do zarzucenia. Walka na salach sądowych – również z powodu fałszywych oskarżeń rzucanych przez skompromitowanych cwaniaczków – jest na stałe wpisana w ryzyko naszej pracy.
Sprawa nie jest zamknięta. Nie poddamy się. Będziemy walczyć dalej o prawdę! (tak jak wygrywamy z masarnią „Best” sprawy cywilne). Będziemy walczyć – i nie tylko z parszywymi sprzedawcami brudnego mięsa.
Jarosław Synowiec