Podstawą wszystkiego są podziały. Nie tylko komórki czy polityki. Bo tutaj to wiadomo: była lewica, była też prawica. Co jest dzisiaj, też wiadomo: kolejna grupa, która chce trzymać władzę. I górników za mordę, pielęgniarki za kuper, a rolników za Leppera, czyli próżność osobistą... A i piłkarze też dzielą się na tych, co umieją grać i tych, co trochę mniej. I tych, co chcą grać w barwach narodowych i tych, co trochę im mniej się chce...
Andrzej Kleina: Podziały wszelakie widzę
Kto mógłby ich za mordę potrzymać? Marzycieli jest kilku. Dzisiaj najważniejszy jest podział na gejów i heteryków. Nie trzeba być specjalistą, by to zauważyć. Nie tylko w telewizji. W lokalnej prasie też. Jeden młody mąż uczony zechciał w wieku wyrastania z młodzieńczości zauważyć, że kobiety orgazm własny często udają. Gdyby miał z panienkami częściej do czynienia, to zauważyłby dawno, że uczone głowy prawdę mówią. Skoro mężczyzna orgazm przeżywa średnio w przedziale 1-3 minut, kobieta zaś 10-12 minut, to łatwo przecie zauważyć, że musi trochę babka taka poudawać. Bo i tak się nie doczeka. A i żeby swego mena nie do końca zdołować. Bo jak poudaje (ot, choćby głos da, jak szalikowiec jaki na meczu chłopców zaprzyjaźnionych), to chłopcu samopoczucie poprawi nad wyraz. I poleci taki do roboty zrelaksowany, pozytywnie patrzący.
Ale stokroć lepiej nie być heterykiem. A przynajmniej heretykiem, jako i ja często jestem. Czyli, jak powiadam, lepiej być bezsprzecznie gejem, bo jak się dwóch chłopców spotka, to rach-ciach, dwie minuty i obaj odlot mają. Bez udawania...
Pewna pani wkurzyła się na redaktora Jarosława Synowca (bez skojarzeń mi tu żadnych z seksem i brakiem orgazmu – przyp. autora), że w Kurierze ukazała się fotka jej samochodu po stłuczce. Problem podstawowy, jej zdaniem, polega na tym, że ona samochód ten niebawem sprzedać chciała, a w tej sytuacji samochód po przejściach trudniej będzie sprzedać i dlatego żąda przeprosin, sprostowań i temu podobne.
Być może jestem nazbyt gorliwy w budowaniu karkołomnych hipotez, ale wydaje się, że najbardziej podziwianą cnotą i największym osiągnięciem owej pani jest wabuwabu (w czym odosobniona nie jest), czyli system twardych praktyk, który kładzie nacisk na zysk jednego przy jednoczesnej stracie drugiego. Sztuką jest zdobycie korzyści własnych w sytuacji, w której inni okażą się ofiarami. Jak się okazuje, nie tylko mieszkańcy wysp Dobu są doskonałym przykładem, modelowym wręcz przykładem zaprzeczenia wolnego rynku, który przynajmniej w zasadzie oparty jest na uczciwej dla obu stron wymianie i wzajemnym zysku.
I dlatego pani ta wkurzyła się na Kurier, że publikacja fotki jej stłuczkowego automobilu nie ułatwi jej oszukańczej transakcji, co w sposób dobitny, nie zdając sobie z tego sprawy, w liście do Synowca wyartykułowała, czyli z zadęciem specjalnej troski wydukała...
Nie będę taki i zdradzę kawałek swej słodkiej tajemnicy. Osobistej w rzeczy samej! Tak, jak cała Polska, czekałem na wygraną z „czerwonymi twarzami” z Ekwadoru. Czyli na orgazm egzystencjalny bez mała czekałem. A tam udawania nawet nie było, cholera, żadnego orgazmu. Tam nawet pettingu, co Stachu, jako grę wstępną, tłumaczy, nie było. Chociaż... gra wstępna to dobra jest w domu, na treningach, nie zaś na prestiżowych zawodach.
Tak więc czekałem, tak jak cała Polska długa i szeroka, na spektakl jaki mocno antystresowy. Mimo iż doskonale wiedziałem, że Polacy, przez Janasa kierowani, wygrać meczu nie mogą. Przecież wiosną tegoż mundialowego roku przegrali chłopcy janasowcy bez jakiegokolwiek stylu z USA w Kaiserslauten, z Litwą w Bełchatowie, z Kolumbią w Chorzowie. No to jak mogli wygrać mecz z chłopcami, którzy naprawdę toporki wojenne, indiańskie wykopali? Jak mogli chłopcy nasi (wyżelowane przecież białe twarze) gola przeciwnikom strzelić, kiedy nie udaje się to już od 32 lat w pierwszym meczu na Mundialu?
Rzeczywiście: „Tak się gra, jak przeciwnik pozwala”. Ale cóż: „Piłka jest okrągła, a bramki są dwie”. Następna okazja za 4 lata. Cóż to jest jednak przeciwko wieczności? A póki co, uczcie się pilnie chłopcy przez całe ranki ze swej sportowej, piłkarskiej czytanki. Bo nic piłkarzom z Ekwadoru nie ujmując, skoro z nimi przegraliście zdecydowanie, to z kim wy wygrać naprawdę chcieliście (piszę ten tekst przed meczem z Niemcami)?
Komu to ja jeszcze dzisiaj mogę się narazić? Heterykom się naraziłem, gejom też. Chłopcu z lokalnej gazety? Absolutnie! Powątpiewać w jego męsko-damskie orgazmy. Pani, co samochód sprzedać chciała? Bez wątpienia! Kibolom? Na pewno tak. Wierzę, że nie kibicom!
Nie chciałbym narazić się radnemu Eugeniuszowi Dembkowi (którego nie znam), bo i po co? Którego, zdaniem burmistrzowej klakierówki, iławianie chcą na burmistrza. Tak wyszło z „badań opinii publicznej”, którą na życzenie owej gazety przeprowadzili bezimienni socjologowie z Poznania (nie ukrywam, ciekaw bardzo jestem, czy z UAM, bo paru kumpli tam posiadam). Zjawiskowe to badanie, iławskie, nie powiem. Takie wręcz orgiastyczne, tfuu, „co jo godom, co jo godom, że ten jod mi na łeb siodł”, że przy gwarze poznańskiej przez moment pozostanę...
Pytanie pierwsze, za całe pięć punktów. Kto za badanie to zapłacił? No bo chyba nie radny Dembek czy polonista Kaperzyński Przemysław? Pytanie drugie. Czy jest przyzwoite, etyczne, rzetelne i wiarygodne badanie przeprowadzone na rzecz i w imieniu gazety? Mam niemałe wątpliwości. Zważywszy i to jednak w całej rozciągłości, że „badania” te spowodowały konkluzję jedynie słuszną: „Eugeniusz Dembek na burmistrza Iławy!”.
Ale wszak ludzie dzielą się na tych, co wątpliwości mają i tych, co nie mają (i tak się składa, że ja do tych pierwszych należę). A nie tylko na gejów i heteryków. Nie tylko tych, co piłkę ubóstwiają (specyficzny, zastępczy rodzaj „orgazmu”?) i tych, co odrobinę mniej. Nie tylko na tych, co towar z wadą ukrytą sprzedać zamierzyli i tych, których mniejszość zapewne uczynić by nie zechcieli...
Bóg jest z nami? Ale z nimi też: „Gott mit uns!”? A może by „Bogurodzicę”, jak polscy woje przed bitwą pod Grunwaldem, zaśpiewać?
Andrzej Kleina