Wiecie, czym się różni Korea Północna od Południowej? Poza tym, że południe to prym XXI wieku, bogactwo (KIA, Samsung, Hyundai, LG, olimpiady, mundiale), północ zaś to kraj bez samochodów i prądu w domach, za to z bombą atomową w garażu… Otóż to jak Polska, przedzielona za Warszawą i Łodzią na dwa kraje – ten z góry i z dołu. I wyobraźcie sobie – dzieli je… strefa czasowa! Północ ją wprowadziła, zegarki ma nastawione równo pół godziny wcześniej, ewenement światowy! Pęd ku odróżnieniu się za każdą cenę wziął górę nad wszelką racjonalnością, co przypomina mi mój niegdysiejszy kawał z Suszem w tle. Zanim przejdziemy do astronomicznych i faktycznych pór roku – przypomnę go!
Nosiłem onegdaj dwa zegarki, co tu i tam wzbudzało kontrowersje. W sytuacjach towarzyskich także. Historia była banalna: jeden dostałem od babki, ta zmarła, miał wartość pamiątkową, lecz któregoś dnia przestał chodzić. Kupiłem więc drugi, cykający, a poprzednika zakładałem twardo ku sentymentowi, jaki dla babki do pewnego czasu przyodziewałem, teraz to przyschło. Niemniej kiedyś zagadał mnie obcy uczestnik życia światowego w parku miejskim: dlaczego to przegub mój zdobią dwa czasomierze? Odparłem szybko, by się go pozbyć, że jeden wskazuje czas w Iławie, drugi zaś w… Suszu!
Ale zdruzgotało to ów odległy mi intelekt, który wstrząsem zadał mi pytanie ku porządkowi: „To w Suszu jest inny czas niż w Iławie”? „Tak – odparłem – 15 minut wcześniejszy, warto to kontrolować”! Chyba zawierzył, bo zmiękł mu wzrok, widać zastanawiał się nad tym niepłytko…
Absurdum złożyliśmy na ołtarzu ołtarzy, jednak niektóre przekłamania skłaniają ku trafnemu zauważeniu wadliwej struktury i tu weźmy w obroty kwartał: koniec listopada-lutego. Klamry niech zepną zodiakalne Strzelce, Koziorożce i Wodniki! Ostatnie pożegnamy w najbliższą niedzielę, dadzą miejsce Rybom. Początek Ryb to w polskiej meteorologii przedwiośnie – kończymy więc z zimą w poniedziałek 19, niechybnie! Ale kalendarzowo dopiero przy końcu marca. Ot, czysty kretynizm, porównywalny z końcem lata tuż przed październikiem. Taki „równy miesiąc po” rok w rok obowiązuje. Bez wyjątku.
Pora przestać udawać, że 18 marca zimujemy! 18 lutego – finito! Więc jakiż ślad na zdjęciach ta zima zostawi, jaką panną była? Pozwoliłem sobie zajrzeć do swoich archiwów. Telefonicznych, te najfajniejsze. Pstrykane instynktownie: w lesie, nad taflą wylanej rzeki, w leju pulsującego miasta.
Sumarycznie było to tak. Pierwszy podokres odpuścił. Nie działo się nic śnieżnego, wichurowatego za Strzelca (23.11-21.12), kompletna jesień! Przeszliśmy tak w Koziorożca (22.12-20.01). Wigilia, Nowy Rok, Trzech Króli – dalej na jałowo, aż wybuch nastąpił 16 stycznia, kiedy przez 6-7 dni zbieliło świat i „przypadało” naprawdę jak za dawnych zim, z hitlerowską 1941/42 włącznie.
Oczarowany wybrałem się wówczas na rekordowy spacer 12,64 km, co idzie zrobić, wychodząc z domu z chęcią okrążenia np. Smolnik i powrotu po dwóch godzinach przed chlebak i lodówkę. Tę celną wyprawę zanotowało mi nieodłączne Endomondo, partner absolutny wypraw w II i III świat. Dzicz bagien, zaspy, śniegu po kolana – „szłem”, jak to się mówi, twardo! Mrozu z pięć stopni też było, aura tam żadne „pół żartem, pół serio”. Kilka dni miałem sycenia, aż się nasyciłem, co zbiegło się z odpustem – topiel i ciepło nastały…
Śniegi poszły w trawę – zieleń! Styczeń był marcem. „Amen mówiono – biały szał się skończył”. I gdy nawet najstarsi działkowicze szykowali się do podduszania marzanny i ostrzyli szpadle wyjmowane ze składzików, wróciły kostniejące prognozy! „Będzie luty lutowy, to jeszcze absolutnie nie koniec, poczekajta – powiedziała zima – wolnego!”. Czy mieć o to pretensje, wytykać jej podzwonne? Do cholery, szanujmy uwerturę lutego, jego krótkość i potencjalną srogość – ku konwaliom majowym już nie więcej niż chwila dla motyla…
I tak to wałkujemy przed ostatecznym skruszeniem, trochę już niechętnie. Wyglądaliśmy lepszego, a tu o! Spokojnie, dajmy się zainstalować Rybom, a póki co szanujmy rześkość, mróz, dzień długi do 17:00, tężejące słońce. Same plusy, a i zgon mrozu wcale nie jest fajny – zgniłe roztopy. Je trzeba przeżyć, a nie bieżące zimno, bez odzieży wszak nie chodzimy!
Nie ma co przywiązywać wagi do kwestii, idzie zima czy lato. Co roku idzie, będzie iść – polubić trzeba 365/366 dni w roku, pewien absurdalny balast z głowy schodzi. Ale optymizm przed wybuchem wegetacji, kwiatostanu jest usprawiedliwiony, dlatego dziś żegnamy zimorodnego Wodnika. Ostatniego muszkietera sprawy, która pada, bo wnet usadowi się coś, co jest milsze ogółowi.
Zostaje pytanie, czy wyobrażenie pokryje się z faktami? Miniona wiosna była tragiczna – 17 kwietnia, drugi dzień Wielkiejnocy zacinał deszcz, wspomagał go wiatr, w płaszczu marzłem. Zwiedzałem tężnie w Inowrocławiu – brzydki, paskudny ogólnie ów kwiecień „buł”. W sumie niczym się nie różnił od października, listopada i marca – chłam i to jest problem! Tak jak – żeby Polska była Polską, to miło by było, gdyby lato było latem, styczeń styczniem. A owo zdechło.
Przez kilkanaście lat rokrocznie wyjeżdżałem stąd do Zakopanego na wczasy, 15 bądź 30 stycznia. Powrót za dwa tygodnie. I nie było jednego roku, byśmy nie opuszczali Iławy tonącej w zaspach i takiej jej nie zastawali po powrocie!
A zima 2017/18 – skonstatujmy? Dwa króciutkie uderzenia, w sumie 20 z górą dni i to gdzie tym dniom do śnieżyc i jakichś -18oC pod wieczór? Skończyło się jak nieodżałowany pontyfikat Wojtyły, poszło w trwały niebyt. Zanotowałem pewną trudność w wyborze czterech zdjęć do tego fotoreportażu, by należycie minione 85 dni zobrazować. Przyświecało mi jedno: zimy mijającej w żaden sposób… (nomen omen) nie wybielić! Nie była to Miss Zim, o nie! Zwyciężyła koncepcja „prawda czasu, prawda ekranu” – dwa zdjęcia są piękne, dwa z życia wzięte. Jedno z pięknych robi nawet furorę na Instagramie, profil Aktywne Mazury mi je podebrał.
Może i tu jest klucz – jak jesteś aktywny, drugorzędnym ci jest, który dzień roku – drugi czy dwieście siódmy? Retuszy zatem nie czynię, prędzej wiosnę będę podpompowywał, jak zawiedzie, sprawdzimy ją z upływem maja (maja, nie czerwca!). Żeby tylko nie trzeba było, niech dopisze nieszczęsna. Ma jeszcze chwilę na opamiętanie się. Abdykuje jednak póki co jej koleżanka – do widzenia, królewno Zimo!
LESZEK OLSZEWSKI
30 grudnia. Istna wiosna na koniec roku 2017.
Nie odmówiłem sobie popołudniowego wypadu na rower.
Taki był klimat zarówno Bożego Narodzenia,
jak i całego miesiąca – nasi dziadkowie nie uwierzyliby!
Luty 2018. Nad jeziorem Jeziorak,
szlak Szałkowo-Jażdżówki. Oto sztampowe i wiodące widoki
po niedawnym ociepleniu klimatu. Dawniej w lutym
najmocniej przymarzaliśmy, dziś dziwne,
gdy na chwilę choć schwyci mróz…
Moja Miss Fotografii z przełomu roku.
Przepięknie przezierające znad rozlewiska słońce,
wprost na dywany śnieżnobiałego śniegu!
To zaranie lasu, wejście od ulicy Kolejowej w Iławie
– upolowałem niezwykle podnoszące na duchowości ujęcie