Stan wojenny symbolicznie i faktycznie zakończył najbarwniejszą epokę w dziejach powojennej Iławy. Karnawał trwał od połowy lat 60. praktycznie dzień w dzień. Legendarne lokale (Kormoran, Hotelowa, Czapla) pękały w szwach. Jedni stoliki rezerwowali, inni dawali w łapę ochroniarzom i wchodzili na salony niejako kuchennymi drzwiami. Muzycy byli zaprawieni w graniu na żywo do rana, kelnerzy w tyraniu do tych godzin na pełnych obrotach. Zaglądali do słynnej, roztańczonej Iławy goście z Ostródy, Wybrzeża, Warszawy, Amerykanie, Włosi...
Zrywano tu decyzje o rozwodzie i płacono fortuny za usłyszenie swego przeboju… 10 razy pod rząd (ku irytacji całej sali). Przywołajmy tamte twarze i uniesienia, pokryte już solidnym kurzem – solidnie go wytrzemy!
Można przyjąć, że 20 lat po wojnie Iława się odbudowywała i wchodziła w swój powojenny rytm, a jak już otrzepała pióra, ludzie zapragnęli się bawić. Znikły ruiny, stanęły restauracje, trauma zeszła, mieszkańcy poczuli się u siebie, wreszcie! Zanim o rock and rollu i wydźwięku saksofonów w bardziej klasycznym dancingowym stylu, krótka laurka dla iławskiego domu kultury tamtych lat, pod prawie 20-letnim (do 1977 r.) władaniem placówką przez Stanisława Węgorzewskiego!
I zespoły, o których poniżej, często w PDK stawiały swoje pierwsze kroki. Dyrektor bowiem miał muzykę w sercu i wiedział chyba, że gdy ona płynie, to musi panować pokój i kraina łagodności. Taką widział Iławę. W PDK-u kwitły więc i formacje „szarpane”, i klasyczne wokalno-instrumentalne, dla seniorów niejako, a także zespoły ludowe, z których jeden „Iławianie” cieszył się sławą grubo ponadlokalną. Za to wszystko i wiele innego dobrego miasto winno dziś o Stanisławie Węgorzewskim pamiętać, stąd pozwoliłem sobie na ten mały wtręt, a teraz już „poszarpmy” czas!
Otóż najpierw z dancingami w tym mieście ruszyła Hotelowa, wówczas restauracja klasy lux, dla wyższych sfer. Latami rządził tam zespół Czarne Pola, któremu liderował charyzmatyczny, niewysoki gość, o wyglądzie amanta, przybyły z Brodnicy Roman Kwiatkowski, późniejszy dyrektor Szkoły Muzycznej w Iławie. Ten pierwszy iławski skład „na wzmacniaczach” wypada podać pro memoria, bo od nich wszystko się zaczęło! Tadeusz Kamiński (nauczyciel LO) grał na gitarze, w saksofon dmuchał Jerzy Gruźlewski, perkusję bił Czesław Steiner, a solistkami były piękne ponoć Irena d’Obyrn, później zaś Grażyna Bałabańska.
Czarne Pola grały piękną, nastrojową muzykę, tyle że napierające młode pokolenie pragnęło czegoś mocniejszego, szybszego, bardziej zwariowanego! I tu pojawiła się wkrótce odpowiedź z domu kultury, zespół Trytony, znany także z angielskiej nazwy The Four! Tu już nie było żartów, szło nowe, świeże, młode! Trytony wielką sławę zyskały w czasach, gdy zostały zatrudnione na etat i szturmem wzięły scenę w Kormoranie, a Kormoran zapraszał na dancingi, nie uwierzycie – aż sześć razy w tygodniu! Oprócz śród tyle razy w tygodniu pękał w szwach.
Przewinęło się przez Trytony wielu znanych potem muzyków: Stefan Gurzyński, Marian Wątorowski, Marian Kieloch, Jerzy Łapuć, Michał Kwiatkowski i inni. Byli na tyle dobrzy, że sesję fotograficzną zrobił im znany gdański fotograf ówczesnej sceny popowej Jerzy Rudke!
Równolegle dancingi odbywały się też w Czapli. Często muzycy tworzyli osobne formacje, by w Czapli zadziwić czymś nowym, niesztampowym, chociaż ich twarze kojarzono z Trytonów bądź Czarnych Pól. Cholerną ciekawostką z Czapli jest to, że w latach 70. występowała w niej głośna podówczas rodzina Żuralskich – ojciec i jego czterech synów! Dawali ponoć takie show, że banknotów z napiwków nie mieściły ich portfele!
Do Kormorana przez kilka lat wpadał mający niezwykle szeroki gest „pan Tomek” z Ostródy, był to jego drugi dom! „Pan Tomek” kochał nad życie piosenkę „Everybody’s Happy”, którą Trytony (dostając majątek) grały często godzinę, bo zamawiał ją w kółko. Reszta sali była w ciężkiej audiowizualnej sytuacji. Pewien marynarz za to, gdański lew morski, kochający Iławę, zjeżdżał do niej często w piątek na trzy dni pilną taksówką, a raczej dwiema lub trzema.
Słynne były te podjazdy pod Kormoran: z jednej wysiadał on, z drugiej zabierał kapelusz, a z trzeciej skórzany neseser, po czym płacił taksówkarzom i wchodził na dancing! Twierdził, że to najpiękniejsze miejsce na ziemi i najlepszy zespół, dlatego w każdej wolnej chwili pędzi do lokalu z Jeziorakiem za oknem!
Latem wszystkie trzy restauracje przypominały zaludnieniem msze papieskie. Wówczas frekwencji dopełniali wczasowicze z funduszu wczasów pracowniczych, rozlokowani po kwaterach prywatnych (hoteli nie było), którym organizowano restauracyjne wieczorki zapoznawcze, kończone zwykle o bladym świcie. Jak takie Trytony to wytrzymywały, skoro od wieczora następne granie do samego rana, pozostanie ich słodką tajemnicą. Kto zna Stefana Gurzyńskiego czy Mariana Kielocha, niech zapyta, z pewnością wyjaśnią!
Wtedy ludzie ponoć mieli pieniądze. Niedzielne obiady były zwyczajowo jedzone poza domem. Między godziną 15 a 18 zespół w Kormoranie przygrywał swoistym lightem, jak byśmy to dziś nazwali. Odbywał się tam koncert muzyki do posłuchania, by umilić gościom posiłki. Który iławski lepszy lokal myśli dziś o zatrudnieniu na niedzielę choćby pianisty? Żaden, a wystarczy pojechać do Niemiec, by przekonać się, że ten styl wciąż żyje i jest doceniany. Podobnie jak dancingi wciąż żyją i są doceniane.
Taki wieczór to magia towarzyska – garnitury, perfumy, piękne kreacje pań, półmrok! Wiem, że w latach 70. umówienie się z grupą znajomych na dancing było tak popularne, jak dzisiaj wyjście na spacer. Tyle że wtedy i spacerowano, i tańczono. Dziś się bardziej pije niż tańczy, do tego w byle jakich ciuchach. Czasu nie zatrzymamy, ale warto go… zatrzymać, tak ku wspomnieniom i łezce wzruszenia…
Roztańczona ta iławska belle epoque to ocean zdarzeń, ocean ludzi. Nie żyje już wielu wspaniałych muzyków: Roman i Michał Kwiatkowscy, Sławomir Radziszewski, Wojciech Ułanowski, Henryk Glock i wielu innych. Wszyscy już niestety po tamtej stronie Styksu, ale muzyka, którą tworzyli, będzie zawsze echem niesiona przez fale Jezioraka!
Podobnie jak setki i tysiące historii, które tylko Jeziorak może skatalogować i w milczeniu opowiadać – te wschody słońca z saksofonem w tle, śnieg za oknem, pary, które na parkiecie wyłowiły się wzrokiem...
Może ktoś z nas się począł z takiego roztańczenia!
LESZEK OLSZEWSKI
Trytony – The Four w pierwszym składzie, od lewej:
Sławomir Radziszewski, Michał Kwiatkowski,
Tadeusz Kamiński, Stefan Gurzyński, siedzi Henryk Glock.
Sesję uwiecznił znany gdański fotograf Jerzy Rudke!
Gwiazda zespołu Czarne Pola, prekursorów
mocnego uderzenia dancingowego nad Jeziorakiem
– Roman Kwiatkowski. Tu już jako dyrektor iławskiej
szkoły muzycznej, ja z jakimś marakasem w ręku
– pierwszy z lewej
Iławski Dom Kultury pod przywództwem
Stanisława Węgorzewskiego (pełnił tę funkcję
od końca lat 50. do 1977 r.) nie pozostawał w tyle za epoką,
stając się animatorem życia muzycznego
i to wielostylowego współczesnej Iławy
Trytony po przemeblowaniu, ale wciąż
w znakomitej formie, na falach Jezioraka.
Od lewej: Marian Wątorowski (pisał własne kompozycje),
Marian Kieloch, Józef Siwak i będący spoiwem formacji
– Stefan Gurzyński!
Rok 1968, występ będącego w opozycji
do „nowych czasów” zespołu Iławianie.
Zdjęcie: Czesław Wasiłowski