Mijają wakacje i kończy się lato, ale tak naprawdę to nic nie mija i się nie kończy. Co do lata, to schyłek sierpnia jest faktycznym jego końcem, tak jak początek latu daje ostatnia dekada maja (a nie czerwca), okres kwitnięcia konwalii i najdłuższych dni w roku – kalendarz każdą porę roku spóźnia w Polsce równo o miesiąc, zwróćcie uwagę! Aktualnie zatem jesteśmy na przednówku jesieni (znaczonej odlotami bocianów, corocznie to 20-25 sierpnia), jesieni, która jest równie optymistyczna jak lato, wiosna i zima!
Nie ma co się wiązać mentalnie z jedną, jedyną porą roku, bo niepotrzebnie zaśmiecimy sobie umysł tymi trzema miesiącami w kontrze do dziewięciu nielubianych! Bo nie lubić to można deszczu, a nie września czy kwietnia! Co nas więc czeka w nadchodzącym czasie – miłego, ciekawego, frapującego? Wieleż!
We wrześniu ruszają eliminacje do francuskiego Euro (2016), uwaga – Polska za 10 dni gra z Gibraltarem na wyjeździe! Rywal to przykuwający fanów do telewizora, bo na brytyjskiej ziemi wyrośnięty, z Polską rozegra swój pierwszy oficjalny mecz, a w sparingu w tym roku przegonił Maltę 2:1, a Malta wygrała nie tak dawno z Czechami, Czesi zaś z Polakami we Wrocławiu na ostatnim Euro! Wychodzi więc Gibraltar faworytem, przynajmniej na papierze. W ogóle grupa brytyjska, bo jeszcze Szkocja oraz Irlandia, a na dosypkę Gruzja – lwy spod Batumi i Suchumi oraz Niemcy – wisienka na torcie! Ludzie, na których trzeba wziąć rewanż, z grubsza za ostatnie tysiąclecie, a najmniej już od Bismarcka w górę! Sukinsyny tam zwyciężały w wyborach przed wojną, Jungingen też nie był postacią z Disneylandu, to wszystko na murawie trzeba wyrównać i tu telewizory w Iławie będą świecić tak samo jak w Zakopanem czy Kotlinie Kłodzkiej – to tornado już nadchodzi!
Wisienką wisienek na torcie będą zaplanowane na 16 listopada wybory samorządowe, z ewentualną dogrywką dwa tygodnie później, co raczej czeka tutejszą ziemię. Poznamy w Iławie nowego burmistrza, skład rady miasta. Kampania pewnie ruszy już po poniedziałku, a do połowy najbliższego miesiąca na mur. Będę ją monitorował, jak któryś as sypnie rzadką głupotą albo obieca, że znajdzie ropę pod Smolnikami i każdego zarobki wzrosną o 500% (swego czasu gruszki na sosnach obiecywał Jarosław Maśkiewicz i chwyciło, czego jego ówczesnemu elektoratowi nie zapomnę), nagłośnimy to na bieżąco! Podobnie, gdy coś mądrego padnie – nikogo nie zamierzam traktować z uprzedzeniem czy uprzywilejowaniem, chłodne studiowanie jest najlepszą metodą arbitrażu, niemniej już dzisiaj mam pojęcie, jaką osobą winien być burmistrz.
Przede wszystkim silna osobowość, ale z umiejętnością słuchania otoczenia, prezencja też nie oscylująca wokół sołtysa z Podlasia, reprezentować miasta nie może ktoś przypadkowy! Mamy rok 2014, 25 lat zerwania z ZSRR, kraj Unii Europejskiej, odwiedzany przez zachodnich oficjeli. Trzeba tu jakoś „wyjrzeć”, umiejętność przemawiania bez kartek będzie w tym wszystkim cechą jak najbardziej pożądaną. Amerykanie wiedzą, że prezydent to ich wizytówka nr 1, stąd mamy tam paradę gości, najprościej rzecz ujmując, oględnych i wydarzonych. Z różnych opcji politycznych i ten wzorzec powinien w Polsce – zarówno centralnie, jak i lokalnie zakotwiczyć.
Ja na przykład byłem dumny, że w liceum naszą wychowawczynią była pani Anna Kwiatkowska, kobieta czy w Warszawie czy w Sanoku flagująca nas po stronie uczniów prestiżowej szkoły, skoro takie polonistki tam pracują! Miała energiczny krok, świetny, należący do inteligentnej osoby głos, przeszywające spojrzenie, olbrzymią wiedzę. W każdej sytuacji potrafiła się znakomicie znaleźć, no i – co nie bez znaczenia – z klasą się ubierała. Taka niewymuszona elegancja, dla mnie była od pierwszej klasy first lady tej szkoły!
Burmistrza też skrójmy z cech, które powinien absolutnie mieć. Przypadkowego Mietka czy gułowatego Janka poprzeć nie można, cztery lata potem będzie z nim mordęga – wewnątrz i na zewnątrz. Nie posiadam się z ciekawości, kto się na to zgłosi – ciekawość ta wkrótce zostanie zaspokojona i podyskutujemy sobie trochę tutaj o „wybrańcach Ewy” – że strawestuję piosenkę kościelną! Proponuję tylko w tym przypadku wrzucić do kosza rekomendacje partyjne. Kandydat niech mówi, co chce zrobić, a nie jaki sojusz, platforma czy porozumienie zezowatych go przysyła.
Teraz mamy ekipę z PO, do której generalnie nic nie mam (do PO, nie ekipy), a niczego sensownego od 2006 nie zrobiła. Przeciwnie – popełniła moc grzechów zaniechania, dzięki czemu nie mamy w Iławie wiaduktu pod szybką kolej – ten skandal promieniować będzie przez dekady. Osobiście na wrzesień się cieszę – co roku szanuję atuty jego 30 dni, gdyż – zwróćcie uwagę – jest to niezwykle nasłoneczniony miesiąc. Ocieplenie klimatu robi swoje, dawniej była to forpoczta października (przynajmniej po 15): szary, wietrzny, z zacinającym deszczem, dziś śladu po tym nie zostało. 18-22oC przy końcu września to norma, tyle że o godz. 20 robi się ciemno, ale wielkie mi co – w końcu w norach nie nocujemy! Lubość września bierze się też stąd, iż uwielbiam chodzić po lasach, a wrzesień to grzyby i brak upałów – po lecie to jakby prezent od natury, mieszkamy zaś w epicentrum leśno-grzybnej rozrywki!
Zbierać lubię, nawet bardzo – uspokaja, pobudza wzrok, frajda jak cholera, tyle że nie lubię jeść grzybów, ale zawsze jest je komu oddać! No i mam dobry kompas w głowie, nie gubię się nawet w najgłębszej głuszy! Ponieważ nie każdy to ma (idzie go wytrenować), mały samouczek pióra mojej babci, wypowiedziany ustami. Przed wojną grzyby stanowiły podstawę jesiennego menu. Była bieda (co za polska przypadłość!), więc całe rodziny ruszały w las skoro świt – po koniec października widywało się w lasach więcej ludzi niż drzew. Żeby uzbierać jak najwięcej, nawet 10-letnie dziewczynki chodziły osobno, starsze osoby zaś uczulały je szlakowo. Podstawą komunikacyjną były gwizdki, robione z drewna, bo ludzki głos drzewa tłumią, a gwizdnięcie słychać z dużej odległości. Ale z bardzo dużej już nie słychać, więc brano pod uwagę, że ktoś się może zgubić.
Wtedy – mówiła babcia – przede wszystkim radzono: jeśli napotykasz rozstaje dróg i w którąś dróżkę wchodzisz, zawsze odwróć się, bo rozstaje widzisz niejako od przodu, a jak będziesz wracał, napotkasz obcy widok! Przy obróceniu kadrujesz ów widok i wiesz, skąd wszedłeś i którędy wracać, bo kilka rozstajów potrafi skutecznie namącić w głowie. I uwierzcie – tak proste, a niezawodne! Rowerem częstokroć dokonuję podobnych wyborów i nieodmiennie wówczas przystaję, odwracam się i nie notuję fałszywych powrotów od dekad. I faktycznie każde „skrzyżowanie leśne” od rufy wygląda zupełnie inaczej, obco. Megaatrakcję więc mamy ante portas, ¾ Polski marzy o dostępie do lasu. Tu to często wyprawa z domu (Podleśne, Lubawskie) ewentualnie samochód zaparkowany kilka kilometrów za miastem.
Mimo że grzyby żadnych wartości odżywczych nie mają, pasują i do wódki (marynowane), i do kotleta, a to się ceni w społeczeństwie na mięsie i alkoholu niesionym przez kolejne stulecia. Co do alkoholu oto dowody! Leszek Biały (1187-1227) – i to fakt historyczny – tłumaczył się na piśmie papieżowi z nieobecności w wyprawie krzyżowej brakiem… piwa w Ziemi Świętej, to go odstręczyło i zabrało chęć, by płynąć! Argumentacja ta o dziwo musiała przekonać Innocentego III – przypomnijmy – jednego z najwybitniejszych papieży w historii, gdyż udzielił mu on w odpowiedzi całkowitego rozgrzeszenia i zwolnił od udziału w kolejnych krucjatach! Powiedzcie, że historia to drętwa nauka? Przenigdy, ale to nie koniec!
Podobnego argumentu użył w 1303 roku, sto lat później, książę ścinawski i żagański, niejaki Konrad II Garbaty, który otrzymawszy tego roku nie byle co, bo… arcybiskupstwo Salzburga (dzisiejsza Austria), nie przyjął urzędu, twierdząc, że nie będzie mieszkał w mieście, które nie zna piwa pszenicznego! Tego nie mógł przeboleć nawet Długosz w swojej kronice. Oto mały cytat, specjalnie dla czytelników Kuriera:
„Konrad, książę cieniawski, dla ułomności ciała garbuskiem zwany, zgodnym wyborem na arcybiskupstwo salzburskie wyniesiony udał się na objęcie swojej stolicy. Ale gdy dojechawszy do Wiednia, dowiedział się, że w Salzburgu pijano tylko wino, nie znając piwa pszenicznego – złożył urząd i z Wiednia wrócił do Polski do swego księstwa cieniawskiego. Dla tak błahej przyczyny a rzekłbym bardzo płytkiego rozumu, Konrad zrzekł się paliusza arcybiskupiego, a mógł przecież kazać sobie wyrabiać piwo, jakie mu się podobało”.
Myślę, że ten wtręt historyczny, który jakoś wpasował nam się w poprzedzające go akapity, da wystarczający asumpt wielu z was do świetnego pomysłu na nadchodzące coraz dłuższe wieczory, bo od tego nie uciekniemy – czytajmy, czytajmy jak najwięcej i nie za przeproszeniem byle chłam! Odpada dziś całkowicie argument ekonomiczny – książki stały się dobrem dodanym, wszystko doprawdy leżakuje w internecie!
Jest taka strona www.histmag.org – ilość tekstów tam umieszczonych wystarczyłaby na kilkanaście opasłych tomów, a pisane są odwrotnie niż szkolne podręczniki – z myślą, by zainteresować, a nie skutecznie zniechęcić odbiorcę. To takie trucie jak Mickiewiczem, kogo z uczniów zaciekawił „Pan Tadeusz?” W ciemno, za ostatnie 30 lat stawiam, że nikogo, a wmusza się to jak trupowi makijaż – to niejako polska szkoła w pigułce.
O tyle cały czas jesteśmy na torach, że szkoła też rusza w poniedziałek: nauczyciele ostrzą kły, dzieciaki w powakacyjnej depresji – będzie wesoło! Kondolencje dla wracających w szkolne mury jak z więziennej przepustki (a takich większość), około dwunastego wejdziecie w rytm pracy, wyrzeczeń i znoju, wiem z autopsji!
Na koniec perełka i to jako reklamówka w sumie Iławy udokumentowana fotograficznie. Na zdjęciu nie widzicie Iławy, ale to mylące, bo fotka choćby wyspy Wielkiej Żuławy też niby Iławy nie prezentuje, a jednak jak najbardziej! Lasy Państwowe, powiem wam, to prężna i mądra firma, zarządzająca olbrzymimi hektarami tu pod Iławą, strzegąca ich specyfiki, przyjaźnie gospodarująca ich bogactwem. Myśląca, jak zbliżyć ludzi przyrodzie. Przyjęli to za cel strategiczny, a to już wartość dodana.
Cenię leśników za dyskretne patrolowanie tej puszczy. Jeep pojawia się niby znikąd, nawet w niedzielny wieczór. Panowie przy mijaniu uśmiechnięci, patrzą, czy ktoś nie narusza spokoju natury wbiciem się w głąb np. autem, tropią kłusowników, śmieciarzy, strzegą tego sacrum. W zasadzie dozwolone jest wszystko – tak jak pisałem – grzyby jesienią, wszelkie spacery poza szlakami, można szukać wykrywaczem metalu pozostałości wojny – las pompuje świetne powietrze dla ciała i duszy, cały rok! Ale konsorcjum to uznało, że nie da się nas przeprosić z przyrodą, jeśli nie zainwestuje się konkretnych pieniędzy w szerokie, utwardzone drogi leśne, takie co to rower nie poczuje, że zboczył z miasta, a adidas weźmie je za bieżnię. W okolicach Iławy najpierw poprawiono (m.in. gruzem po Nenufarze i mleczarni) trasę leśną do Sarnówka i dwie inne: Iława-Smolniki oraz Ławice-Mały Bór.
Od dwóch lat zaś pewna firma z Warszawy wzięła się za prawdziwą autostradę dla mieszkańców Iławy jakby usłaną i jej to budowa właśnie się skończyła. Niefartownie, bo po sezonie, ale sezon za rok, a to inwestycja na lata jak ronda czy aleje, więc pora ją teraz rozjeździć i zapoznać. Lenie, zaprzęgać się na rowery! Makowo otrzaskane do bólu, Siemiany też, wypada oczarować oczy nową królową szos, gdzie to sarny nierzadko obserwują nas jawnie i bez strachu! Mijamy kościół brata Alberta, wieżę ciśnień i pod górkę skręcamy w lewo. Kto trochę nie był, żachnie się: „W te knieje?” Owszem, były tam knieje, rowy i glina zamiast ziemi, za grube pieniądze jednak krajobraz mamy teraz angielski! Turystyczny, a przyczepiony do osiedla na 10 tysięcy ludzi, całorocznie – zaznaczam – całorocznie!
Trwało to, bo odcinek ciągnie się wiele kilometrów, atrakcją wiele dróżek bocznych. Aż się prosi, by w niedzielę rodzinnie nie wycierać bruków pustego miasta, a podjechać tam gdzieś blisko samochodem i poznać otulinę miejsca, w którym się żyje i króluje – może nie na wieki wieków amen, ale „póki co” – też jakiś tam plus ogólny. Ta jesień może mieć dwa oblicza: czterech ścian bądź czterech stron świata.
Optymalna jest mikstura, chociażby po to, by 16 listopada, przed urną wyborczą, pośród czterech ścian, dokonać wyboru świadczącego, że jesteśmy należycie dotlenieni mózgowo i żaden rozdawacz dolarów czy złota nie uzyska u nas więcej niż li tylko statusu kompletnego idioty, bo głos oddamy mądrze!
LESZEK OLSZEWSKI
Dwa lata pracy ciężkiego sprzętu: wyrywanie korzeni,
tony materiału, utwardzanie terenu, bezpieczne pobocza
i oto dziś zaprasza podiławski leśny „szlak marzeń”
– rowerem, spacerowo czy biegiem – przybywajcie!