Zanim napiszę słodko – za co cenię ludzi w Iławie, najpierw napiszę gorzko – za co średnio cenię siebie! Średnio cenię mianowicie za to, że w jednej z pewnością kwestii zmądrzałem dość późno, chociaż z drugiej strony lepiej zmądrzeć dość późno niż nie zmądrzeć wcale! Konkretnie chodzi mi o przeproszenie się ze sportem i przejście z dnia na dzień na dietę wegetariańską – wszystko zapoczątkowałem w 2006 roku. Żałuję, że dopiero wtedy, ale trudno! Pisałem o tym dwa tygodnie temu, dziś na chwilę wrócę do tematu.
Leszek Olszewski
W tygodniu porządkowałem zdjęcia na komputerze. Kilka tysięcy fotek starałem się podzielić na ziarna i plewy, by nie zaśmiecały dysku. Sukcesywnie do tego siadałem, aż historycznie cofnąłem się do lat 2005-2006, by zdziwiony ujrzeć na zdjęciach kogoś, kto mimo że z pewnością był mną, za nic nie przypominał mnie z chwili obecnej! Spoglądał na mnie bowiem człowiek z lekką nadwagą, o nalanej twarzy, wypełniających nogawki spodni udach (w które dzisiaj wszedłbym dwa razy), o niezbyt zdrowej cerze, co Chińczycy od razu biorą za znak, że organizm jedzie pod górkę. Zrobiłem nawet kolaż swojej twarzy i sylwetki z ubiegłego piątku i tej z 2005 roku i wysłałem go po znajomych. Też byli w szoku, nie dowierzali własnym oczom, jak można przez kilka lat tak ogromnie... odmłodnieć!
Kolega nawet z miejsca zadeklarował, że ze względu na duży brzuch od jutra zaczyna codzienne spacery z kijkami (popularny nordic walking) – na początku po godzinie wieczorami, skoro efekty przeproszenia się ze zdrowym wysiłkiem są tak niewiarygodne. Wstrząsające wręcz, na szczęście pozytywnie. No a poza tym, nie warto igrać ze swoim zdrowiem. Pewien lekarz powiedział niedawno, że nie ma na ziemi ani jednego człowieka otyłego i zdrowego jednocześnie. Nie będę się powtarzał, bo drugi temat czeka. Nie pokażę też wam zdjęć, bo bym padł na zawał z zażenowania. Powtórzę za to po raz ostatni w tym roku – inwestycja w siebie to przede wszystkim inwestycja w hektary zdrowia, w swoją nie-chorowalną starość!
A 90% z nas zamiast tak skalkulowanej, chłodnej inwestycji woli dokonywać powolnego acz skutecznego samobójstwa „dzięki” słodko-tłustej diecie i siedzącemu trybowi życia – to droga na zatracenie i ja z tej drogi szczęśliwie, w miarę wcześnie powróciłem na właściwy tor, czego wszystkim mającym brzuchy i nie ruszającym się życzę. Jako ciekawostkę podam wam, że ważniejszy nad dietę jest ruch. Od lat jem praktycznie dwa razy dziennie, ale brak właśnie ruchu spowodował kilka lat temu, że otarłem się o wizualia napompowanego balonu, mimo że fizycznie, „z urodzenia” mam sylwetkę osoby bardzo szczupłej. No i na szczęście zszedłem do tego poziomu, lubię się teraz oglądać w lustrze – ot, praca przynosi efekty – miło to konstatować!
Temat nr 2: zawsze twierdziłem, że w Iławie mieszkają dobrzy, na poziomie ludzie i powiem wam, że jest z tym coraz... lepiej! Ostatnio pod strażą pożarną ktoś na obcych numerach rejestracyjnych ostentacyjnie nie zahamował (szkoda klocków?), gdy pod koła wbiegł mu mały, rasowy piesek. Przyspieszył nawet, co wywołało krzyk i histerię po obu stronach chodnika. Chłopiec – właściciel psa zamarł, starszy pan na rowerze wygrażał roześmianemu piratowi, mama z córką rękoma zakryły oczy i usta – pobladły. Szczęśliwie piesek nie został draśnięty. Cud się zdarzył, a po odjechaniu zbira wszyscy podbiegli do chłopca, by przekonać się, że nic czworonogowi się nie stało. Przestraszony wtulał się w swego pana.
Ile nasłuchałem się złorzeczeń pod kątem prymitywa, przekleństw pod jego adresem, a wszystko z troski o 5-kilogramowe maleństwo. Wiem, że po komunii w ostatnią sobotę pewna pani resztkami na drugi dzień karmiła bezdomne koty. Takich przykładów jest mnóstwo – serce doprawdy rośnie, że Iława taka w tym względzie brytyjska, taka pięknie wrażliwa. W Warszawie dokarmiający koty najczęściej przez tamtejszych uważani są za stukniętych – taka różnica jakościowa!
Więcej, sznyt iławski dostrzegam także za kółkiem. Otóż jesteśmy jedynym miastem w Polsce (jeżdżę, to mam olbrzymi materiał porównawczy), w którym praktycznie wszyscy – od nastolatków świeżo po prawie jazdy po osoby starsze – jeżdżą wolno. Jeśli zauważycie jakiegoś podpalonego rajdowca-samobójcę, to w 99% ma on rejestrację ościenną, że wymienię takie prestiżowe lokalizacje jak GKW (Kwidzyn), CBR (Brodnica), NO (Olsztyn), NOS (Ostróda) i wiele innych perełek – zwróćcie uwagę na trend, bo ja go zaobserwowałem! Żeby jeszcze iławianie mniej śmiecili na ulicach, byłoby eldorado, ale tu też w jakiejś mierze ich rozgrzeszam. Kosze w mieście są bowiem rozstawiane dziwacznie. Czasami stoi np. 10 co 5 metrów i te są z reguły puste, bo wystarczyłby jeden. Czasem jednak idziesz chodnikiem pół kilometra i na żaden kubeł nie natrafisz. Chciałem nawet o tym zrobić fotoreportaż, ale nie ma sensu – w miarę plastycznie to można opisać!
Idąc z osiedla Podleśnego w kierunku rozjazdu na Wikielec (ul. Wiejska i Kwidzyńska – szmat drogi), kosza przechodniu nie napotkasz, stąd rzuca się tam na poboczach, co popadnie, za to betonowy ceber stoi przy każdej klatce jednego z bloków na ul. Smolki – istne marnotrawstwo środków. Nie da się ich spożytkować w wielu potrzebujących punktach miasta? Na pewno się da, ale nikomu nie chce się ruszyć palcem i z tym zawsze będę mniej lub bardziej skutecznie walczył w swoich felietonach. Tak czy siak, na letnią kanikułę wchodzimy raczej w różowych barwach: żaglówki pojawiły się na Jezioraku, Pan Samochodzik czuwa, ceny cukru poszły w dół...
No i Iława pomału robi się miastem, gdzie można coś ze sobą począć, nawet w szary, powszedni dzień – basen, kręgielnia, hale sportowe, żyjące również teatralnie kino – takich cudów nie notowano tu od wojny. Tchnięty czarnym humorem bon mot Himilsbacha o Warszawie lat 70-tych: „Tyle się chodników buduje, a i tak nie ma dokąd pójść” w 2011 roku w dawnym Dt. Eylau na szczęście nie funkcjonuje. Jak ten kraj odwdzięczy się Brukseli, że ta wzięła go pod swe skrzydła siedem lat temu? Może Krawczyka wyśle z darmowym koncertem, Barroso pewnie nie uwierzy własnemu szczęściu!
LESZEK OLSZEWSKI