Popiszemy dziś trochę na wesoło, bo ludzi cholera bierze w związku z huśtawką przedwiosenną i zachodzi ryzyko poważnej depresji ogólnej. Ta zima jest chyba stuknięta na ciele i umyśle, bo co odwilż to zaraz znikają tony śniegu i prawie kwiaty kwitną, po czym za kilka dni śnieżyce i mrozy syberyjskie triumfalnie wracają, który to scenariusz po raz enty ma się powtórzyć od soboty-niedzieli! Nie cieszcie się więc tym słońcem, o ile zagląda wam przez okno, puszczając zalotnie oko. To blef – słońce też jest z zimą w zmowie!
Leszek Olszewski
Najpiękniejsze jest to, że ludzie budzą wesołość, gdy wcale im nie jest do śmiechu, to podstawowa reguła każdej dobrej komedii. Reguła, która do polskiej kinematografii jeszcze nie dotarła, poza wyjątkami. Nikodem Dyzma zwalał z nóg, gdy przestraszony perspektywą rychłego zwolnienia próbował udawać reumatyzm, by przesunąć wylanie o miesiąc albo i trzy. Kargul z Pawlakiem też się generalnie kłócili cały film, a widz ze śmiechu łkał. Ostatnio przypadkiem byłem świadkiem karczemnej wręcz awantury, jaka wywiązała się pod pewnym blokiem pomiędzy dwoma panami – jeden stał na balkonie drugiego piętra, drugi dokładnie pod nim, na chodniku ze swoim pieskiem, który – z kontekstu wywnioskowałem – musiał chwilę wcześniej zrobić kupę, nie wiedząc, że na ten akt strzelisty spogląda z góry rozeźlony jegomość!
Kłótnia przebiegała dwutorowo – była warstwa pomstowania i gróźb! W tej pierwszej brylował pan z balkonu, w knajacki sposób określając służby mundurowe, że nie wyłapują takich jegomości jak pan poniżej, którzy chodzą ze swoimi psami pod cudze bloki, by tam mogły się one wypróżniać. Co do gróźb – były one wzajemne! Pan z góry deklarował, że zaraz ubiera buty i „porozmawia” z adwersarzem na pięści, pan z dołu prosił o brak pośpiechu, powiedział, że poczeka na rywala, bo się go nie boi. Jak się skończyło, nie wiem, głupio było stać i słuchać, niemniej nie byłoby tych wzajemnych amorów, gdyby primo – ludzie sprzątali po swoich psach, secundo – niepokornych karano mandatami. W Iławie to, póki co, tandem rzeczy niemożliwych do wprowadzenia w życie – epoka jaskiniowa.
Na ul. Kościuszki, wiem od pewnej pani, która lubi spacerować, jest jedna pani doktor, która zawsze sumiennie zbiera „prezenty” po swoim czworonogu, kilkudziesięciu innym osobom zaś ani to w głowie – czują się niewinni, bezkarni, a jak dzięki temu wygląda miasto? Proszę wyjść z miejsca, gdzie mieszkacie i przejść się 100 metrów w dowolną stronę. Nie wiem, czy czytacie, Warszawa zakupiła właśnie 250 tys. zestawów do sprzątania psich odchodów i bezpłatnie chce je rozdać ich właścicielom. Białystok od nowego roku wprowadził 500-złotowe mandaty, wcześniej zaś edukował mieszkańców pod hasłem: „Czysty Białystok – twój pies, twój obowiązek”. W Iławie ani akcji, ani mandatów, ale za to burmistrz z podwyżką i tradycyjnym milczeniem publicznie. Status „człowieka czynu” doprawdy trudno mu zarzucić, chyba że za czyn uznamy codzienne przychodzenie do ratusza na pourzędowanie!
Fartownie burmistrz nie jest skandalistą, Włosi z Berlusconim mają problem. Lubi dziewczyny, tylko że zamiast to przyznać, utrzymuje, że nie lubi. Wpadł więc w tarapaty, bo są fotki, billingi, nawet z dnia, kiedy gościł u niego prywatnie Putin, ale on też ponoć umie pożyć. Mało tego, były premier Czech Topolanek też tam bywał. O Tusku jakoś na szczęście cicho i oby tak zostało. Zresztą nie wyglądają z Berlusconim na specjalnie zbratanych, a do prywatnej rezydencji nie zaprasza się kogoś tylko z tytułu tego, że zna się go z pracy. Tam już są potrzebni „zaufani” ludzie. Podobną optykę wyznawał, oczywiście nie w kontekście bachanaliów, prof. Stefan Trykacz. Jak już kogoś zapraszał do domu, to musiał mieć wewnętrzną pewność, że ów na to zasługuje, że nie wyda sekretów, które zamierza mu ujawnić, a lubił się pochwalić, chorobliwie.
Zazwyczaj odbywało się to tak, że coś dawał do ręki i zaraz szedł po inny cenny eksponat, po czym pierwszą rzecz wyrywał, bo druga była ważniejsza. Ważniejsza przez kolejne pół minuty, kiedy dostawałeś coś kolejnego! Nikt za tym nie nadążał, profesor zaś niezmiennie z poważną miną coś tłumaczył, w kontekście trudnym do uchwycenia. Hitem dla wtajemniczonych, ale gdzieś po roku przychodzenia, była 20-centymetrowa kukła mnicha, bernardyna bodaj, którą przywiózł z Danii i to już znamionowało pułapkę braku podejścia do statusu mnicha na baczność. Mnich wyglądał normalnie, nabożnie wręcz, dopóki nie wcisnąłeś mu lekko głowy w kierunku szyi, wówczas to coś tam spod sutanny wychodziło...
Żałuję, że ten bernardyn po śmierci profesora musiał gdzieś pewnie sczeznąć na śmietniku – taka duńska, precyzyjna robota, aż żal bierze... Notabene cieszmy się wolnością, w Rosji otwarta krytyka burmistrza, gubernatora czy premiera to duże prawdopodobieństwo kulki w łeb albo przynajmniej pobicia przez nieznanych sprawców. Dochodzenia potem są umarzane przez niemożliwość ich wykrycia, ale jak tu wykryć „nieznanych” – logiczne nawet, tamtejszą logiką. Białorusini, słysząc od Polaków, że Polska jest do d..., nieodmiennie odpowiadają, że „Wy prawdziwej d... to jeszcze nie widzieli”, z czym się trudno nie zgodzić, patrząc na codzienność fundowaną im przez Olka Łukaszenkę.
Na koniec aktualność nad aktualnościami. Chodzą słuchy, że basen zostanie oddany już w kwietniu! Wypada tylko się cieszyć, a nie znów robić typowy polski dym, że późno, że trzeba dochodzić odszkodowania, itp. No może i późno. I tak się zdarza, inne rzeczy (obwodnica Ostródzka-Dąbrowskiego) oddawano przed terminem. Liczy się fakt pomyślnego sfinalizowania inwestycji, o odszkodowanie zaś nie tak łatwo – Pol-Aqua ma sforę prawników, nie wiem, czy jest o co kruszyć kopie. Malkontenci irytują się już nawet na to, że po co miastu basen, skoro wokół jezioro na jeziorze? Tylko ile tygodni można się w tych jeziorach kąpać – cztery-pięć może w sumie, lato tu inne niż na Hawajach. A jesień, zima – też jeziora zapraszają?
Nie było basenu tyle lat – źle, będzie w końcu – źle, zjeżdżalnia pewno za mała, szatnie za wąskie, prysznice o za małym ciśnieniu wody. Prawda jest taka i o tym już kiedyś pisałem, że jak ktoś się lubi przypieprzać, to zawsze powód do przypieprzenia znajdzie. Każdemu z nas życzę, by umiał raczej się cieszyć z byle czego, niż byle czym martwić, bo już lepiej mieć radochę z wygrania 4 zł w lotto, niż przeżywać tragedię, że jajka na targu o 10 gr podrożały. Czarnowidzenie infekuje psychikę jak grypa organizm, tyle że niektórzy to lubią. Bój się więc basenie ich karzących, z góry skazanych na krytykę wizyt – witaj w Polsce, witaj w Iławie, głowa do góry!
LESZEK OLSZEWSKI