Zmieniłem sieć komórkową, wykazując się przy tej okazji niedoborem intelektu. Wywiedziałem się wcześniej, że jest to możliwe na pół roku przed wygaśnięciem umowy głównej, a ponieważ ta wyczerpywała się 29 czerwca, to dawaj się przenosić! Przy okazji, abstrahując od niedoboru intelektu, który zaraz opiszę – zasadę zmiany operatora zapamiętajcie: nigdy stara sieć nie da ci z okazji przedłużenia bytności tyle co nowa, przenigdy! To absolutnie panująca, choć cicha norma, więc warto migrować – numer wszak ulubiony i powszechnie znany komu trzeba, zachowujemy!
Nowa sieć powitała mnie z „otwartymi ręcami” jak to się często słyszy, akcja filmu rozgrywa się w Galerii Jeziorak. Telefon poradzono Huawei, chińskia zabawka, co ma tyle w środku nakładzione, że odpowiednik tzw. firm renomowanych kosztuje dwa razy drożej. Mój 1699 złotych rozłożą na 24 nisko oprocentowane raty, każda po 80 złotych, do tego abonament 3 miesiące gratis, potem 50 zł – całkiem, całkiem.
Faktycznie, jak porównałem parametry z aparatem ledwie sprzed dwóch lat – przepaść! Pamięć razy cztery, zdjęcia z półki o tyleż wyższej – płacę za rolls-royce’a, niech będzie. I z telefonu jestem po prawie roku więcej niż zadowolony – istny rolls-royce i ferrari, abonament też zniżyłem niebagatelnie – gdzie więc utyskiwanie na częściowy brak myślenia? W niedopytaniu, co i jak, sprawa bowiem mogła i powinna poczekać!
Byłem pewien (w sumie grzech pychy, bo polegasz tylko na sobie), że cała akcja płatnicza za pakiet ruszy w lipcu, po śmierci starego układu. A tu bęc za kilka dni rata, od kwietnia zaś rachunki 130 złotych, jeden – 180, bo doszła opłata aktywacyjna – czyli jednak zawody ruszyły od razu! Dublowałem więc wydatki i obumierający abonament (89,99) szedł w parze z nowym królestwem.
Teraz już czekam do hipotetycznego 29 czerwca i dopiero podejmuję kroki zmienne! Ale podejmuję… niezmiennie i wam to rekomenduję. Wręcz bez zmiany telefonu, bo kiedy jakiś arcydobry uda się ustrzelić – przez dwa lata nic go nie uszczknie, nie nadkruszy! Bateria jeno od kilkuset ładowań mimowolnie się zużyje, koszt nowej to 30 złotych i koniec, pełna moc trzymania wraca! Ale Chińczyk, powiem wam, postarał się w moim przypadku również pozaparametrowo, „zaniespodzianił” niczym mikołaj w grudniu!
Pamięć, aparat, pojemność akumulatora właśnie – to wszystko jest wyszczególnione. Czytasz, jak masz orientację w wartościach metrycznych/liczbowych – zestawiasz i wiesz, na jaki poziom wskakujesz. Seniorom polecam pomoc rodzinną, ustawiczną – nie musicie w jesieni życia dysponować umysłową jasnością w megapixelach i tym podobnych amperach, RAM-ach, gigabajtach, bo i po co? No i krótko po wejściu w posiadanie wielkoekranowego Huaweia (6,3 cala – kieszenie pękają!) jestem w urzędzie miasta, płacąc za grunt. A ja rano piję w dwóch transzach… 20 szklanek wody, załatwianie się raz na godzinę staje się więc potrzebą życia. Po tej wodzie, tak na marginesie mija na cały dzień wszelkie zmęczenie, ADHD jakieś wchodzi – tygrys obudzony! 12+8 z kranu kosztuje (przeliczyłem) miesięcznie… 1,31 zł, a taki Red Bull – 4,99 dziennie, znam wielu biznes-wyznawców drugiej terapii.
Do urzędu ubrałem spodnie, eleganckie, płaszcz – czy jeszcze nie styczeń był? Smartfon w bocznym płaszczu, krępuje w spodniach, jak piłka do ping-ponga przełyk! Spuszczam wodę w WC, prostuję sylwetkę, a telefon bęc do sedesu – wprost na wodospadowe H2O i kąpie się kilka sekund. Nie zaradzisz na takie wypadki, ułamki chwili decydują o katastrofie. I w głowie mętlik – dwa lata będę spłacał trupa, a trzeba kupić następcę, podzespoły mokre – adieu! Wyławiam go jak z jeziora – wszechocieka, etui do wyżymania. Wyciągam go z niego, papierem, swetrem wycieram – oto czysty akt reanimacji w postaci pozaludzkiej! Ekran się świeci, jeszcze nie dotarła gdzieś kostucha, ale to już niedługo, bardzo niedługo będzie. Ale kląłem swą dezynwolturę – no krzta dosłownie umiejętności przewidywania i 1920 złotych w ratach nie poszłoby śmietnikowo na marne!
I kolejne ponad tysiąc za coś pokaźnie in minus w stosunku do oryginału, by funkcjonować – oto wyzwanie półinteligenta. Jadę do domu użyć suszarki, tam go oglądam, naciskam, próbuję zmusić do podążeń po utartych ścieżkach. A on bez nerwów podąża, loguje się, pokazuje, przesuwa – jakby spłynęło to po nim jak po kaczce-dziwaczce! Cud nad Iławką? O cholera, wiem o kilku podobnych skasowaniach, czemu nie ja? Szczęściarz? Bo musicie wiedzieć, że szczęście mam w życiu non stop takie, że jeszcze ojciec się dziwił, teraz też się ludzie dziwują. Tu jednak okazało się ono zbędne, sprzęt, wyszło, mam wodoszczelny, odporny, to norma ościennie w bardzo drogich egzemplarzach, takich za ponad 2599 zł. Chińczyk zaś darzy tym jakby mimochodem, niech mu Chrystus (mimo że w niego nie wierzy) ścieżki prostuje, bo Chiny duże – można krzywo chodzić!
Dwa lata to szmat czasu, 730 dni, incydenty takie i owakie mają niejako obowiązek się wykluć – zwracajcie zatem przy zakupie uwagę na wodoodporność, od tego nawet zacznijcie. Znam przypadki w wannach, akwenowe na świeżym powietrzu, do tego doszedł mój – sedesowy! Jestem jedynym ex post wygranym – o, to może jest to szczęście… Świadomości bowiem, że niczym nie ryzykuję, nie miałem w promilu, jak np. K. Górski, że może spać spokojnie przed Wembley. Ale że nieszczęścia chodzą parami, to i szczęście raz poszło – to nie koniec, czym telefon mój miło zaskoczył, sedes wręcz stanowił małe preludium do tego, co właśnie niebywale ubarwiło mi świat i liczę na powtórki! Jedno zdanie dla niezorientowanych. Otóż wszystkie nasze urządzenia mobilne: fińskie (Nokia), chińskie, koreańskie (Samsung, LG) czy inne (oprócz iPhonów) działają na Androidzie, systemie operacyjnym z USA, w posiadanie których wchodzą na prawach licencji.
Samsung wykupił Androida, podobnie jak mój Huawei, robią tak Motorola, Sony, Philips. I Trump wiosną, na podstawie danych wywiadowczych, zgodnie zresztą z Unią Europejską oskarżył Huawei o praktyki szpiegowskie, iż wykryto, że w telefonach ich montowane są… pluskwy i Chińczyk każdego użytkownika zdolen jest podsłuchać. A tym – globalnie żyjemy – może być gubernator Kalifornii, Macron, Tusk, Kaczyński czy pani Merkel – diabli wiedzą, jaką ci markę wybrali? Chińczyk oczywiście – jak każdy oszust, który wpadł – wszystkiemu gorliwie zaprzeczał, na co Trump z Unią szli dalej w konkrety. Unia nakłada ostre sankcje, takie wbijające gwóźdź do trumny, Trump zaś zmusił dekretem Android, by z potomkami Mao zerwać wszelkie konszachty – co dla drugiej strony oznacza błyskawicznie szybkie bankructwo!
Android bowiem to grube miliardy wpompowanych dolarów, Dolina Krzemowa, kolejne (trwające!) lata informatycznej burzy mózgów. Nie odtworzą nic alternatywnego, „plan B”, „swojskość” nie istnieje. Nikt zresztą nie odtworzy – świat wisi na tym systemie – i ja, i ty. Czytając to, miałem rękę nie tyle w sedesie – jak na Niepodległości 13, co w nocniku! Oto owoce wdepnięcia w egzotyczny w sumie pod kątem elektroniki rynek, czemu nie wziąłem Samsunga, LG – po tylekroć sprawdzanych, bezpiecznych, uczciwych? Rzecz na dziś, 9 października przycichła, ponoć jakieś ugody idą. Trump dotąd źródełka nie odciął i niech nie śmie, bo nie będę patrzył w czarny, wodoodporny – ale co z tego – monitor! Jednak w ubiegłym tygodniu zaszły wypadki takie: wcisnąłem na telefonie jakąś kombinację klawiatury, przypadkowo, palce mi się omsknęły.
Chciałem wyjść z ekranu numerycznego, a tu jeszcze jakiś symbol. Wystąpiło coś hipotetycznie takiego: #96*. I nagle z ciszy rozlega się szum jakby połączenia, miarowe pikanie i po kilku sekundach słyszę wyraźnie rozmowę prowadzoną w jakimś samochodzie! Samochodzie bez wątpienia służb mundurowych! Młodzi mężczyźni rozmawiają, kontaktują się z innymi patrolami, wychodzi (z dialogów) – zbliżają się do lotniska, przed nim się grupują, dosiada się kilku. Zgadza się podawana przypadkowo godzina, 17 po jedenastej, patrzę – 23:17! W rozmowach ujawnieni panowie wspominają jakieś akcje, pacyfikowanie bodaj krakowskiego kartelu mafiosów, wracają do inwigilowania kiboli Ruchu Chorzów i innych na Śląsku… Do tego dochodzą tematy prywatne, mięsem gęsto rzucają, śmieją się, każą szukać dobrego rapu w radiu, sami rapują!
Oniemiałem! Jechałem z nimi, słuchałem każdej sylaby – przy trybie uśpionym swego Huaweia. Zatem istnieje tajny kod dostępu, a ja przedziwnym zrządzeniem losu go – niczym uczeń czarnoksiężnika – odkryłem! Tylko czemu trafiłem pod ten konkretny dach wozu, co to za dach, czy podsłuch działał dzięki bliźniaczemu telefonowi – tego nie wiem i się przypuszczam, od nikogo nie dowiem. Wyłączyć nasłuchu w żaden sposób nie szło, dopiero restart zwrócił mi stan zerowy. Pewno też jestem tak do wyłuskania, Chińczyk działa, służby mundurowe bezradne, kontrwywiad zdaje się leży, skoro o tym dziś czytacie. Żeby nie być posądzonym o fantazjowanie i kręcenie bicza z piasków, nagrałem innym telefonem 80 sekund przedstawienia – tak, to się zdarzyło naprawdę zeszłej soboty, świadków ludzkich posiadam – makabreska!
Jeśli będziecie rozważać kupno smartfona Huawei, choćby z promocji, macie tu pełne kompendium za i przeciw. Ja stoję dokładnie pośrodku: warto i... nie warto! Chociaż w kryzysie nie wcale sudeckim (vide 1938), a „sedeskim” mnie uratował, w portfelu jestem na zero – tego się nie zapomina, a z działaniami właściwymi agentom CIA, GRU i Mosadu trzeba się liczyć – takie czasy. Ktoś tam jak chce, to wszystko o nas wie – i pies z tym tańcował, grunt, że myśli są nadal nieodgadnione i tajne!
Z wyżyn światowych spadniemy teraz na niziny miejskie, a ze szczytów zaawansowania na szczyty niechlujstwa, tumiwisizmu.
Za wieżą ciśnień na iławskim Osiedlu Podleśnym, gdy wchodzimy betonowymi płytami do lasu, na inauguracyjnym wzgórku, na ostrym zakręcie stoi wbite ukosem w pobocze, otarte o drzewo renault laguna, którym w sobotę (28 września 2019) rozbiło się dwóch chłoptasiów, szarżując niczym w „Formule 1”.
Mogły być ofiary, ale udało się. Widział to starszy pan prowadzący rower, ponoć jak chłoptasie wysiedli drzwiami pasażerskimi (te kierowcy straciły szybę i wgniecione drzewem – nie działały), w ogóle nie reagowali na jego pukania się w głowę – coś pewno było powąchane/upalone. Mniejsza o to, widok jest surrealistyczny, tysiące iławian mają go zanotowany, bo chłopcy zniknęli, ulotnili się, a auto wciąż zastygłe przykuwa uwagę – policja nie zwraca uwagi, a ponoć przejeżdża, tak mi opowiadano wieloźródłowo.
Casus, który nie miał prawa niezauważony trwać doby, wszedł ostatniej niedzieli w swój drugi tydzień i ciekawe, czy trzy dni do dzisiaj coś tu zmieniły? Spacerowicze obchodzą teren kolizji, wsadzają swe facjaty do środka, oceniają boczną i pozostałą blacharkę do wyklepania, przednie koła do połowy wryte w ziemię. Może policja nic nie wie, ale to też źle świadczy o ich patrolowaniu. Nie mówimy bowiem o niczym innym, jak o punkcie na publicznym, powszechnym widoku, gdzie absolutnie nie powinno być miejsca na wypatroszone, zalegające tygodniami po poboczach auta potraumatyczne, bo jakiś kamikaze ściął trakt, się nie wyrobił, to sobie wyszedł i się rozpłynął. Jest rejestracja, właściciela ustala się w moment, przede wszystkim mandat za brawurę, dalej – laweta i znika chłoptaś ze swoim truchłem. Z okolic Kościerzyny ten tunningowany szrot.
Policję bym w bonusie prosił o wytępienie piractwa pozmrokowego i weekendowego. Stoją, widzę, czasami pod Zajazdem – po co? Kontrolować można wszędzie, na Ostródzkiej miedzy domkami też, a tam dantejskie prędkości obserwuję, bezkarne! Errat potrzeba jest i to ilu – wieluż! Na już! Na szczęście iławscy policjanci są w komforcie – ich nie dotyczą elekcje.
LESZEK OLSZEWSKI
Wgniecione o drzewo, pozostające bez
szyby bocznej, pokaleczone renault kolejne dni
w podiławskim lesie za Osiedlem Podleśnym.