Polacy to naród ekspertów – każdy polityk wie na 100%, jaka była przyczyna katastrofy w Smoleńsku, nauczyciel wf-u czy rysunku ochoczo peroruje na temat mikro i makroekonomii, lepiej zaś od trenera reprezentacji w piłkę na jego rzemiośle znają się miliony kibiców. By uwrażliwić was na potencjalne kolejne rewelacje, jakimi jajogłowi być może znów spróbują was nakarmić, wrócimy najpierw na moment do tematyki sprzed tygodnia.
Leszek Olszewski
Pozwoliłem sobie wówczas zdjąć odium publicznego piętna dla sięgającego 57 mln złotych zadłużenia miasta Iławy, które nagłośniło kilku tropicieli afer, bijąc na alarm, jaka to katastrofa czyha nieodmiennie iławian. Na takie pseudorewelacje zawsze jestem uczulony, gdyż mieszają one w głowach zwłaszcza ludziom niewykształconym, a potem biorą się z tego wyborcze triumfy choćby Leppera. Proste hasła, prosta diagnoza, ekstaza tłumów. Żeby naświetlić wam meandry ekonomiki przez duże „e”, którą tropiciele nie zawracają sobie głowy, pozwolę sobie przytoczyć tu kilka faktów ekstra. W nadziei, że choćby nauczyciele czy kierowcy MPK odpuszczą sobie temat, skoro nie bardzo wiedzą, czym go jeść.
Otóż, tak jak pisałem tydzień temu, na kredyt żyje dziś cały świat, kraje UE w 2010 r. zadłużyły się na 2,05 bln euro. Najwyższe potrzeby pożyczkowe w Europie ma w tym roku okazuje się Francja, która pozyskała 386 miliardów, dalej są Włosi – 381 mld oraz Niemcy – 292. Europa wypada tu nieźle w zestawieniu z gigantami ekonomicznymi – USA pożyczyły w zeszłym roku 2,88 bln euro, a Japonia 2,2. Polska zaś zaledwie 43 miliardy euro. Goła ta suma to może dla amatorów szok i dramat, ale jak się ma krztę wiedzy w temacie – widzicie, że nie ma nad czym się pochylać. Chociaż Lepper może po wsiach będzie głosił, na ile to miliardów państwo się zadłuża i oburzeni ludzie pójdą oddać na niego głos – przecież Tusk to zdrajca!
Kończąc temat, jeszcze jedna ciekawostka: wg raportu zamówionego przez Światowe Forum Ekonomiczne, które w weekend zaczyna się w Davos, analitycy obliczyli, że w latach 2011-20 wartość udzielonych kredytów na świecie musi wzrosnąć o 103 biliony dolarów, by utrzymać założony 6,3-proc. wzrost gospodarczy. Raport ów opiera się na badaniach obejmujących 79 krajów, które odpowiadają za 99% wartości kredytów udzielonych na świecie i będzie w Davos omawiany przez śmietankę ekonomistów od Szwajcarii i Polski, po USA i Wielką Brytanię. Słowem, bez kredytów, zadłużania się planeta siada. Kto o tym wiedział z ręką na sercu?
Zauważcie sami, gdzie w tej lidze umiejscowić „mędrców” z Iławy, ujawniających na forach internetowych „sekret” zadłużenia grodu, który jest sekretem podobnie pilnie strzeżonym, co fakt, że Obama ma dwie córki, a Putin służył kiedyś w KGB. Reasumując, apeluję do amatorów, by nie pchali się na Mundial, a będzie dobrze.
Z tego, co wiem, Coco Chanel nie zajmowała się krytyką teorii względności Einsteina, ten zaś nie wyrokował o trendach mody. Czy w Polsce taka najprostsza symetria to rzecz nie do osiągnięcia? Mimo wszystko ufam, że kraj ten kiedyś stanie na nogi, padnie m.in. ta stadna solidarność, gdy ktoś z zewnątrz wyrazi się krytycznie wobec sarmackiej rasy albo nie daj Bóg, „swój” zacznie kalać. Wychodzi aktualnie kilka książek o obrzeżach zagłady, tj. przypadkach mordowania Żydów i grabienia ich mienia przez Polaków. Zwłaszcza na wsiach i ja tu nie mam instynktu, by kogoś bronić dla bronienia. Szuje są wszędzie, tak jak i ludzie porządni – od Chile po Czukotkę.
Dziś non stop media przynoszą kolejne rewelacje o Polakach w Polsce. To wlekli psa za samochodem, aż urwali mu głowę, to zamordowali księdza czy staruszkę – nie dawać temu wiary, bo Polacy tacy nie są? Dziecinada! Polacy i ratowali Żydów, i grabili ich, skrycie mordowali i wyrabiali aryjskie papiery. Barwy narodowe nie czynią żadnej nacji lepszej czy gorszej – Szpilmana też w gruncie rzeczy uratował SS-man, pamiętacie „Pianistę”? Albo Schindler, przemysłowiec, pupilek nazistów, któremu życie zawdzięcza kilkuset Żydów z getta w Krakowie – przecież to nie fikcyjna postać. Białostocczyznę po 17 września 1939 roku zajęła Armia Czerwona. Z opowieści rodzinnych wiem, że byli to dobrzy, lubiani we wsiach ludzie. W Wilnie czy Lwowie NKWD pacyfikowało miasta, rozstrzeliwało profesorów – taka tragiczna i nielogiczna była ta wojna.
Albo zobaczcie sabat nad raportem MAK-u, że generał miał 0,6 promila alkoholu we krwi. Informację o tym odebrano jako ujmę na honorze polskiego wojska. Reakcja tak niedorzeczna, że aż dziwna, bo polskie wojsko za kołnierz nie wylewa, podobnie jak np. rosyjskie – taka tradycja. Podważono fakt drugorzędny, generał wszak nie siedział za sterami, a promile były śladowe, we Francji można prowadzić samochód w takim stanie. Uczepiono się tego irracjonalnie. Gadające głowy w TV kilka dni o tym deliberowały, „patrioci” przy tym dawali się pociąć, że generał nie wypił jakiejś tam symbolicznej lampki whisky na pokładzie Tupolewa. Ja stawiam, że wypił.
Kolega-wojskowy z Warszawy mówił mi, że spotkanie wigilijne A.D. 2008 dowódców polskiej armii to była w 90% impreza kończona na czworaka, a tu się Błasikowi odmawia prawa do jednego kieliszka czegoś mocniejszego w miłej atmosferze podczas sobotniego lotu na uroczystości państwowe. Umówmy się, że miny, prężenie się i ten cały patos rezerwowano na czas pobytu w Katyniu, a lot to lot. Jelcyn do Berlina doleciał raz pijany, bo przesadził w samolocie, na oko miał z dwa i pół promila, bo zaczął dyrygować orkiestrą na lotnisku i tańczyć. Clinton też przyznawał się do poobiedniego drinka na pokładzie, ale polski generał nigdy by sobie na to nie pozwolił – podziwiam proste kanały dedukcyjne tak sądzących.
Notabene z tego, co czytam, Rosjanie nie za bardzo wiedzą, o co z tymi 0,6 promilami chodzi. Zrobili analizę krwi i nie wpadli, że ktoś to zakwestionuje. Jak widać, polskie „piekiełko” ma się nieźle, a sejmowi guru w tej sprawie dorównują iławskim.
Nad Jeziorakiem rządzą samozwańczy ekonomiści, tam podobni eksperci lotnictwa czyniący z wypadku casus belli, by przewrotnie oskarżyć przeciwników politycznych o zdradę stanu i równie podobne bzdety. Zachód na to patrzy z konsternacją i zażenowaniem.
Weźcie przeszczep: w katastrofie samolotu pod Gdańskiem ginie kanclerz Merkel, a parlament niemiecki rzuca się sobie do gardeł, padają przy tym słowa o polskim zamachu. Raport znad Wisły Niemcy biorą za potwarz, maszerują jakieś marsze z pochodniami w Berlinie, za „prawdziwych Niemców” uważają się tylko członkowie otoczenia byłej kanclerz i ich zwolennicy, zarzucający opozycji, że za życia próbowała ją poniżyć i ośmieszyć – pasuje wam to do normalnego kraju?
Ale z drugiej strony czy ja taką tezę kiedykolwiek wbrew realiom i zdrowemu rozsądkowi forsowałem?
LESZEK OLSZEWSKI