Marzy mi się Iława dojrzała demokratycznie, tzn. gdy mamy dzień święta, czytaj oddania głosu, wszyscy z niego hucznie i namiętnie korzystamy. Idziemy się w grubych tysiącach opowiedzieć w tę lub tamtą stronę, ale idziemy, robimy tłok w lokalach, bo mamy takie lub owakie poglądy, a dziś pyta się nas właśnie o nie. O wyrażenie ich, o skreślenie tego kogoś, z kim się identyfikujemy, kogo wartości i postawa są nam najbliższe, jeśli nie tożsame. Bo warto – skoro oddajemy ster, oddać go w najlepsze dłonie, najgodniejszej postaci. Takiej, której się nam będzie zazdrościć, a nie wytykać, że przypadkowy karierowicz, kacyk, wybrany głosem co piątego uprawnionego, bo Iława demokrację ma w... nosie. O nie!
Nie pozwolimy na to. Widzimy się za cztery dni w szkołach, przedszkolach, MOPS-ach, gdziekolwiek was i mnie nie zrejonizowano. Dopiszcie, dobrze? Dziękuję w imieniu tych, którym nie jest wszystko jedno, byle się portfel zgadzał! Zatem wykrajamy sądnego dnia pół godziny dla demokracji i wracamy w prywatne życie domowe, rodzinne czy każde inne lubiane. Jeśli nasza opcja przegra – wsparliśmy ją z całych sił, brawo! Jeśli wygra – wsparliśmy ją z całych sił, brawo!
W obu przypadkach, jak widzicie, mamy po co wypinać pierś: obywatelami jesteśmy pierwszej klasy, opowiedzieliśmy się. Ci świadomie nieobecni zawsze wspierają tych, „dzięki” którym nie idą na wybory, którzy ich irytują, taki paradoks. To chyba najprostsza z logik, najczytelniejsza.
Hasła w tej kampanii w ogóle nie wypaliły wszystkim startującym. Takich haseł to ja mogę stworzyć pięć w minutę i będą równie suche, do bólu jałowe. Oto moja próbka: „Iława jutra, Iławą naszych marzeń”, „Miasto zawsze blisko mieszkańców”, „Tak dla inicjatyw, razem możemy więcej!”, „Nowoczesna Iława nasz wspólny cel”, „Iława – bezpieczeństwo, inwestycje, edukacja”. Takie pierdoły, które czytasz jednym okiem i się ulatniają, żadnej żywej treści. A można było np. nazwisko kandydata (pretendenta) i „Nowe tory, szybsze tory – Iława z potrzebną energią!” albo aktualny burmistrz: „Dalsza wytężona praca dla Iławy. Doświadczenie, które procentuje” – słowem jest uzasadnienie misji. Treść, która zbliża, wchodzi w głowę, zmusza do zastanowienia się. Nic z tego!
Wszyscy powymyślali frazesy na poziomie duchowości zdania z instrukcji obsługi pralki, a można było osiągnąć wcale niezłą, mentalną przewagę na starcie, na kilka długich tygodni. Wystarczyło tchnąć życie w sylaby. Marnych mieliście panowie przybocznych albo im mózgi nie dość poodpalały. Słynne motto kampanii „Gospodarka, durniu!” przyniosło Clintonowi zwycięstwo w wyborach prezydenckich w 1992 roku, analitycy są co do tego zgodni. Kto wygra nad Jeziorakiem – zobaczymy. Ja stawiam na II turę między dwiema wiodącymi postaciami, dwa razy więc może udamy się do urn – zdrowie zyska, spacery krzepią. Jak cukier i wódka, ale o niezdrowych nawykach dziś milczymy.
Myślę, że zachęciłem was, by być aktywnym elekcyjnie, bo prawda jest taka, że na Zachodzie pokutuje powszechne porzekadło, iż frajerzy tylko spod mostów i spelun nie głosują.
Częste tam są kolejki do lokali, na zimnie się stoi. Czasem dwa dni trwa „skreślanka”, by wszyscy chętni spokojnie zdążyli, wyrobili się. Adwokaci, pielęgniarki, biznesmeni, sprzątaczki… Święto to wysoko cenione, „doceniane” raczej winienem był napisać. Gdyby Iława zechciała się tak zamerykanizować, sfrancuzić, zbrytyjszczyć, byłbym w siódmym niebie, zostawiłoby się to polskie „Nie głosuję, mam to gdzieś!” daleko w tyle. Z zaciekawieniem spojrzę na frekwencję w powyborczy poniedziałek, lecz czuję, że zdamy ów egzamin pomyślnie.
Namawiajcie sąsiadów, rodzinę – to jak zbiórka dla PCK: suma ofiar daje efekt i razem dopiero pokazujemy szpony. Geneza w ogóle tego nadwiślańskiego niełażenia wyborczego wzięła się stąd, sądzę, że za komuny źle było nie pójść, bo można było z roboty na drugi dzień wylecieć. Źle było kogoś skreślić, iść za kotarę, bo niemała komplikacja życia gotowa.
Czysta kartka równała się głosowi na pierwszego na liście – burleska i farsa. Trwało tak 45 lat, więc gdy ogłoszono, że nie trzeba, a można oddać głos (i żadne kary za to nie grożą), to społeczeństwo w swej tkance jęło się odreagowywać i w okolicach połowy populacji mieć wszystko w nosie. „Odwalcie się ode mnie!”. To odpokoleniowe kojarzenie wydarzenia z nieprzyjemnością, przymusem, parodią wyśmiewaną zagranicą musiało zrobić swoje i zapragnąć swoistego wyrównania rachunków.
Kanadyjczycy nie mają podobnych doświadczeń, Belgowie, Holendrzy, Szwedzi również. Tam dzieciak ma wpajane, że to ważki element życia. Rodzice ukazują, zabierają go ze sobą – niech wrzuci kartkę! A w drodze powrotnej lody, ciastko, kino. Trauma w DNA wyrządza tu niebywałą krzywdę, to ostatnie chyba echo socjalizmu toczące dziś rakiem kraj, mówię absolutnie serio.
Siedzisz w domu, a tu popieprzeni zdobywają władzę o ułamek procentów. Tak może być, gdy za dużo nas posiedzi. Choroba potrzebuje lekarstwa, tu by trzeba było kija i marchewki – głosowanie obowiązkowe, idź i oddaj nieważny głos, ale idź! W innym wypadku kara finansowa 200 złociszy. Ty się uchylasz, to i konto ci się uchyli. To, myślę, skutecznie wyleczyłoby pokomunistyczny nowotwór i marudzenie o tym, że się ma coś „w duszy”, w dekadę najpóźniej. Tutaj po dobremu raczej pacjentowi nic nie wyperswadujesz, to jak casus chorego drapieżnika (np. geparda), gdzie najpierw musisz go uśpić (terapia szokowa), by pomoc okazała się skuteczna i w ogóle możliwa do udzielenia.
Póki co, wyróbmy sobie wewnętrzny imperatyw „idę” i będzie dobrze, pożądanie. I uczulam, że nastąpiły gdzieniegdzie zmiany w lokalach wyborczych, jeden nawet stanie w restauracji z hotelem – nie popijcie się tam członkowie komisji, bo nieładnie.
Dzień święta oto i przed nami, nie spartolmy go w czterech ścianach. Iława dojrzała to jest ta Iława, która może mnie uwieść. Bez reszty, bo bezbłędnie wskaże, o co jej chodzi…
Kto żyw – głosować! Ubijmy rekord frekwencji.
LESZEK OLSZEWSKI