Ewę Wiśniewską, dyrektor Iławskiego Centrum Kultury (ICK), wydaje mi się, znam od zawsze. I darzę ogromną sympatią, myślę, że wzajemną! Pierwotnie, zanim się jeszcze poznaliśmy, kojarzyłem ją z Iławskiej Telewizji Kablowej, to początki demokracji. Ewa była tam lektorką, reporterką i spiritus movens całego zamieszania – biegała z mikrofonem od plaż po urzędy. Uderzyła mnie wówczas nieskazitelna dykcja i charakterystyczny, dobrze osadzony, mezzosopranowy głos, stworzony jakby do spraw audiomedialnych.
Prezencja również nienaganna – bystra i wiedząca, co mówi blondynka, niepopełniająca ni półcienia błędów językowych, na co jestem „usznie” szczególnie (do dziś) uczulony. No i tak jakoś wkrótce żeśmy się poznali, pouśmiechali i ta piękna zażyłość trwa do dziś i potrwa długo.
Kibicowałem jej zawsze, wiedząc dokładnie, co robi, a to wulkan artystycznej energii był i jest.
Z wielką satysfakcją też, pamiętam, przyjąłem nominację Ewy na szefa ICK, którą to funkcję piastuje obecnie po raz drugi.
Stwierdziłem w końcu, że taka osoba – jakżeż na poziomie, pełna inteligencji i zdolności merytorycznych zasługuje przynajmniej raz na kilka lat absolutnie na specjalny tekst dedykowany jej w gazecie regionu „Kurier Iławski”.
Chcę wam przeto przybliżyć sylwetkę kobiety do cna nietuzinkowej, przesiąkniętej werwą ars poetica, a także tą pozwalającą jej bardzo sprawnie zarządzać na co dzień działaniami powierzonej sobie placówki. To drugie to kategoria ciężka, ale mamy do czynienia z fachurą na każdym polu – stwierdzam bez krzty przesady! Poprosiłem więc o spotkanie, o zdjęcia, przegadaliśmy trochę, myślę, że spokojnie… „małe” cztery godziny. W dwu turach…
Do tego, co wiedziałem, doszło kilka istotnych wiadomości, które tutaj z przyjemnością opiszę. Poznajcie zatem żywe i być może nieznane szerszemu gronu oblicze pani dyrektor z iławskiego kinoteatru „Pasja”!
Najpierw dopytałem o grupy teatralne, które przez lata prowadziła, dla dzieci i młodzieży. Z tego słynęła już w latach 90. i długo później. Ewa, posiadająca fakultet z teatrologii i będąca absolwentką studium reżyserskiego przy teatrze im. Stefana Jaracza w Olsztynie, zdradza, że spełniała się wówczas niesamowicie. Odkryła wiele talentów, niektórzy z jej wychowanków dziś realizują się na profesjonalnych scenach, cały czas zachowuje z nimi żywy kontakt. Zaczynało się niewinnie: wybór tekstów, żmudne próby, erraty, a potem przychodził triumf Ewy pupili w wojewódzkim konkursie o „Laur Złotej Rybki” (dzieci) czy przeglądzie grup teatralnych „Bakcyle” (młodzież ponadgimnazjalna).
Ostatni to już prestiżowa sprawa: surowe, branżowe jury, wymagania, brak litości dla błędów. Z dumą podkreśla, że i zwyciężyła tam kiedyś, ale i też raz „wykradła” raczej na „Bakcylach” nieprzyznawane, indywidualne wyróżnienie aktorskie dla swojego wychowanka! Potencjał jego sama wcześniej dostrzegła, dlatego reżyserowała go intuicyjnie. Tylko lekkie wskazanie drogi i on to świetnie, optymalnie zagra. Zagrał znakomicie, sam dyrektor teatru Jaracza był pod wrażeniem inscenizacji, Iławę zawsze traktował bardziej serio – oni przecież co roku wyznaczają standard. Ewa Wiśniewska podkreśla też walor uniwersalny działających grup teatralnych, szczególnie wśród młodych, lecz nie tylko. Obcowanie ze słowem pisanym, przenoszenie tego przed widownię, żmudne godziny prób, rozwijanie się, twórczy aspekt hobby, może zawodu kiedyś?
Teraz jako dyrektor postawiła na kultywowanie tej tradycji, w którą pokolenia iławian wrosły. Sam znam przypadkowo kilkoro z Ewy teatralnych dzieci. Sprowadziła nad Jeziorak jako instruktora teatralnego aktora Piotra Weintza i zrobili wnet nabór do dwóch tworzących się grup – dla dorosłych i młodszych. Metodą castingu do każdej przyjęto po dwudziestu szczęśliwców i oni teraz co tydzień wykuwają nowe tory, entuzjazm do pracy ponoć jest niezbywalny. Wypatrujcie premier, odwiedźcie danego dnia salę kina.
Kino to kolejny temat. Tu mnie Ewa opowieścią znowu zaskoczyła! Okres wielkiego, kapitalnego remontu placówki przypadł na pierwsze dyrektorowanie Ewy Wiśniewskiej (2004-07). To była olbrzymia, wielomilionowa inwestycja, a że Ewa posiada również fakultet ze stanowienia prawa w jednostkach samorządu terytorialnego, to wiedziała, jakie są jej prerogatywy względem wykonawców.
Plac budowy odwiedzała codziennie, ubierała kalosze, hełm i uzgadniała każdy detal, każdy ważki obiektywnie szczegół. Na scenę chcieli położyć parkiet z lipy – skasowała to – za miękkie! Wybiła też im z głowy krzykliwą kolorystykę. Dziś te piękne, przytłumione barwy są jej cichym triumfem, bo inżynierzy et consortes zaczęli traktować ją momentalnie z estymą, słuchać tej upartej, mądrze gadającej blondynki. Zniknęła tak właściwa zwłaszcza męskiej rasie wykształconej protekcjonalność.
Aktualnie Ewa wskrzesiła tradycję Dyskusyjnych Klubów Filmowych, mają się te nad Jeziorakiem znakomicie. Dodała też do oferty „teatralne poniedziałki” – ile już przedstawień teatrów stołecznych i innych mamy za sobą? Wiele, a kolejne dojdą! Powiedziała, że uwielbia wsłuchiwać się w głosy z ulicy, bo ludzie podchodzą, chwalą, proszą o rozmowę.
Nigdy nie odmawia, permanentny uśmiech to jest jej znak. Budżet nie jest z gumy – wie o tym najlepiej, skończyła też menadżerstwo i zarządzanie, znakomicie panuje nad finansami. Ale chce dać ludziom to, czego oczekują, lato zwłaszcza winno być miejskim świętem, zakasuje więc rękawy i oblicza, zestawia, myśli.
No i nie czeka tylko na gotowy kran z dotacjami budżetu miasta. Potrafi ze swoją załogą wypracować środki własne dla ICK na bieżąca działalność. Nie nadążysz za nią!
Mówię jej, zagrzewając do dalszego boju:
„Los cię dziś uczynił prawdziwym rzemieślnikiem sztuki, merytorycznym, a nie z nadania politycznego – tu chwalmy Pana! Ponad 20 lat praktyki w tym sektorze, ile ty masz doświadczenia, dziewczyno! Wszak w nazwie kinoteatru i na świecącym neonie jest wyryte jakby twoje motto, wiesz jakie?”.
Wie, acz wrodzona skromność każe jej trochę się dystansować od mojego poglądu.
Żegnamy się serdecznie, wychodzę z ICK kontent, puls tej instytucji jest dobrze wyczuwalny, bije miarowo, zdrowo. Pogadaliśmy o Grotowskim, Kantorze, Stanisławskim – zazdrościć ICK takiego formatu admirała. Steruj Ewka!
LESZEK OLSZEWSKI
Ewa Wiśniewska, dzisiejsza dyrektor ICK,
pośród notabli pierwszych lat wolności po roku 90:
po prawej burmistrz Adam Żyliński, po lewej Jerzy Sawicki.
Już wtedy przy mikrofonie, z charakterystyczną sobie
błyskotliwością prowadziła miejskie imprezy.
Staż, który imponuje, a witalność trwa nadal...
Powrót z kolejnych wojaży – grupy teatralne
prowadzone przez Ewę Wiśniewską przez długie lata
zdobywały laury, pierwsze nagrody, indywidualne wyróżnienia.
Młodzież garnęła się do ćwiczeń, występów i prób,
a efekty tej pracy przechodziły najśmielsze oczekiwania!
Otwarcie odrestaurowanego kinoteatru iławskiego
30 kwietnia 2007 roku. Stroje galowe, ale Ewa Wiśniewska
była pierwszym codziennym członkiem placu budowy.
Każdy detal wykończenia zgodny był z jej sugestiami:
kolorystyka, twardość parkietu na scenie.
Istna żelazna dama!
Kierowanie miejskim życiem kulturalnym to stos
codziennych spraw, decyzji, budżetów, dokumentów.
Dyletant odpadłby w przedbiegach, jeżeli jednak ma się
w palcu praktycznie każdą kodyfikację prawną – działamy!