I co „Myly Państwo” – jak mawia Wałęsa, którego jubileusz w ten sposób uczcijmy na naszych łamach – opłaciło się ponad pół roku czekać na oddanie ulicy Niepodległości w użytkowanie wieczyste? Kto wątpi – zapraszam na wędrówkę centralnymi szlakami Ostródy czy Olsztyna, nie odnawianymi od czasów jak Hitler zniknął z personalnej mapy świata. Świadomość, że to dopiero wycinek „nowego” potęguje tylko uczucie ukontentowania z tego miasta, któremu żadne inne w tym kraju nie dorasta do kolan. Nie myślę naturalnie o metropoliach, chociaż…
Leszek Olszewski
…z Iławą jest trochę jak z Nowym Jorkiem – zachowujemy oczywiście odpowiednie proporcje. Woody Allen twierdził w swoim czasie, że słyszy się na co dzień utyskiwania jego mieszkańców na to czy tamto, ale wszyscy lokatorzy Manhattanu i okolic daliby się pociąć za swój Nowy Jork, szczycąc się nim przed innymi – na miejscu oraz podczas „sesji wyjezdnych”. Moim zdaniem nie liczy się tutaj aż tak wielkość grodu, a fakt czy ludziom po prostu dobrze się gdzieś żyje, a że narzekać generalnie się lubi pod każdą szerokością geograficzną, więc nie ma się co dziwić, że tu i tam jeden z drugim na coś sobie utyskują!
Zaprawdę powiadam wam, bo jeżdżę trochę po tym zszarzałym kraju – od Łodzi i Zgierza, po Ciechanów, Siedlce, Częstochowę i inne pipidówy – wszędzie tam „diabuł” mówi „dobranoc!”, a w Iławie nie i winniście mieć tego świadomość. Krytycyzmu oczywiście nigdy za mało, ale tonujcie ich decybele mimo, że w najbliższej przyszłości kolejne inwestycje sumiennie będą utrudniać i zatruwać wam życie. Na to trzeba się przygotować i najlepiej siedzieć cicho! Wszystko bez reszty jest bowiem nakierunkowane na lepsze jutro i pojutrze miasta, gdzie piękny i modry Jeziorak bierze swój wraży początek.
Churchill w 1939 r. obiecywał Brytyjczykom tylko krew, pot i łzy, dziś czasy lżejsze, ale też macie jak w banku kolejne wykopy, remonty, objazdy, zakorkowania i niech nikomu nie przyjdzie do głowy oflagowywać się pod ratuszem czy pikietować place budów z tego powodu. W sąsiednich miasteczkach daliby się pociąć za podobną skalę inwestycji w swoją „małą ojczyznę”, a tu moi mili – ani komu ich pociąć ani chęci do postawienia jakiejś galerii, hotelu, basenu czy ronda. To jest dopiero siła bezsiły, swoisty paroksyzm niemocy – doceńcie swój pozorny niefart, apeluję do trzeźwości ludzi trzeźwych i mam nadzieję się na niej nie zawieść!
Ja ze swojej strony z wielką satysfakcją notuję też rzeczy bezdyskusyjnie mniejszego kalibru, świadczące jednak dobitnie, że ktoś odpowiadający za wydatkowanie stricte miejskich, niedużych pieniędzy trafnie odczytuje rzeczywistość i chociażby fakt, że od umownych lat 70-tych liczba prywatnych aut w Iławie podskoczyła z kilkudziesięciu do kilku tysięcy. Niestety jednak wciąż przytłaczająca większość rozwiązań komunikacyjnych (myślę tu o szerokości dróg, przepustowości osiedlowych parkingów) pozostało w spadku po tamtych lub dekadę późniejszych czasach. A i czasami wcześniejszych, jeśli rozszerzymy nasze spektrum obserwacyjne do warstwy architektury krajobrazu.
Spójrzmy na przykład, który chcę opisać. Na interiorze ulic Niepodległości, Westerplatte i Konopnickiej stoją dwa przedszkola, obwarowane jak Fort Knox. Każda taka placówka winna mieć wygodny i szerokopasmowy dojazd do siebie, do tego aż roi się tam od bloków – obie ulice na tej wysokości to sypialnie dla całkiem pokaźnej liczby rodzin statystycznych. Westerplatte i Konopnicka to kataklizm – ciągnie tamtędy wąski jak strumyczek górski pasek asfaltu, krawężniki mają często pół metra wysokości, obok zaś rozpościerają się kilkumetrowej szerokości trawniki – o których likwidację aż się prosi.
Piesi i zmotoryzowani poczuliby wielką ulgę nie wchodząc sobie non stop w drogę. Niestety oprócz odmalowania budynków nic tam się z roku na rok nie zmienia. Miesiąc robót zaś załatwiłby z miejsca wszystkie problemy. Od strony ulicy Niepodległości ruszono jednak z miejsca, może inny radny wziął to w swoje ręce? Najpierw – na wysokości placu zabaw –bezceremonialnie zerwano trawnik i między pozostawionymi drzewkami narobiono ile wlezie miejsc parkingowych. Podobnie postąpiono przy bloku położonym bliżej poczty, teraz zaś buldożery zrównały z ziemią kolejny pas pseudozieleni, ogromny – ten graniczący na swej długości właśnie z przedszkolem.
Zimy nie ma, momentalnie więc udrożnią tam okolicę, będzie jak wjechać, wyjechać, zostawić samochód, nie martwiąc się, że jakaś hiena przyczepi się, że „tutaj parkować nie można” proponując 200 zł mandatu. Zawsze powtarzałem – najpierw stwórzcie do czegoś warunki, a potem egzekwujcie surowość przepisów – czy to w kwestii, że rowerzyści jeżdżą po chodnikach, bo brak ścieżek rowerowych, lub też faktu, że ktoś parkuje przy zwrocie płyty tuż przy wypożyczalni DVD, a nie 700 metrów dalej, bo tam najbliższy dozwolony parking.
Miasto powinno być wygodne do życia, funkcjonowania generalnie, nie wahajcie się więc gdy zajdzie taka potrzeba do posunięć na pozór drastycznych, chociaż te przyblokowe trawniki miejskie od osiedli na Kościuszki po Podleśne to parodia zieleńców, a ile można dobrego uczynić puszczając tam jakiś skrót chodnikowy czy pasek asfaltu. Głupie na pozór minirondo przy „budowlance” ile dobrego, zwłaszcza w godzinach szczytu robi? Jego pomysłodawca – radny Andrzej Pankowski – powinien otrzymać od miasta patent na chodzenie i patrzenie co jeszcze można usprawnić – tym jednym posunięciem pokazał bowiem, że posiada dar absolutnie na prowincji (osobliwie wśród braci urzędniczej) deficytowy, mianowicie elementarną spostrzegawczość umiejącą błyskawicznie połączyć kwestie zauważonego problemu z najprostszą drogą ku jego rozwiązaniu.
Kto wie, może to znów on, podobnie jak kiedyś Zorro zadziałał w okolicach przedszkoli? Zorra też mało widziano, a dużo świadczyło, że jest i czuwa… Wypada więc siedzieć, patrzeć i czekać! Nie psujmy ludziom roboty, skoro tyle jej mają!
LESZEK OLSZEWSKI