Ponieważ nie należę do ludzi, których można nagiąć i wiele osób (wiem) ceni to sobie, non stop ostatnio napotykam na prośby i monity, by wyrazić jakiś swój publiczny sąd w kwestii wyborów samorządowych, a najbardziej tych na burmistrza. Prosicie, by nie owijać w bawełnę, tylko jasno wypowiedzieć się, kto może narobić tu dużo pozytywów i przede wszystkim nadrobić ostatnie cztery stresowe lata? Poruszę więc temat od strony wykładu kawy na ławę.
Leszek Olszewski
Primo voto jednak mała demaskacja. Kilka dni temu czytałem o czymś jakby żywcem wyciągniętym z tutejszych realiów. Prezydent jakiegoś Sanoka, Siedlec czy innej podobnej dziury wykupił za pieniądze ratusza stronę w lokalnej prasie, by zamieścić tam swoją fotkę z listą – ile to miasto przez ostatnią kadencję zyskało dzięki niemu. Na to odezwała się babka z fundacji Batorego z głosem, że to zwykłe oszustwo i olbrzymie nadużycie, bo cokolwiek by tam nie zaszło, absolutnie nie jest to zasługa jednej osoby. Istota władzy samorządowej bowiem to nie jedynowładztwo – jakiś neocarat XXI wieku.
Skoro jednak prezydent bierze całość na siebie, to powinien też – w ramach rachunku przyzwoitości – wykupić stronę za tydzień ponownie i firmować swoją osobą listę rzeczy, których nie udało się załatwić, tudzież zakończyły się niepowodzeniem, zaniechaniem albo inną klapą. Iława też doczekała się serii podobnych płatnych panegiryków, mam nadzieję tylko, że nikt nie dał się na nie nabrać, bo akurat bieżący burmistrz z powstaniem choćby obwodnicy miejskiej ma mniej więcej tyle wspólnego co dochodzący do zdrowia Fidel Castro z wiecznie młodym kaczorem Donaldem.
Nieudolna propaganda zawsze się zbłaźni, razi jednak w tym wypadku jej nachalność i naiwna wiara, że mieszkają tu ludzie w dużej mierze niespełna rozumu. Tacy, którym wystarczy posłuszny periodyk czy kilka płatnych ogłoszeń, by czarne uznali za białe, a wspomnianego Fidela za anioła, bo tak sam siebie lider przedstawia. Prawda w kontekście Iławy jest naga – przez cztery lata z miasta wizytówki w regionie, grodu sterowanego ponad dekadę przez sensownego, mądrego człowieka i jego ekipę dialogu i kompromisu, przemieniła się ta w zapuszczoną i pozbawioną wszelkiej ikry skłóconą mieścinę w PGR-owskim stylu.
Procesy sądowe, pozwy, aferalne programy o mieście w telewizjach, kłótnie i awantury zastąpiły tu na stałe codzienny pozytywny rytm pracy organicznej – i te na szczęście żenujące 4 lata się kończą. Szanse na reelekcję bowiem bieżącego głównodowodzącego miastem są mniej więcej takie, jak Grucho Marxa na zostanie pośmiertnie papieżem. Mimo jak najbardziej opartego na faktach hasła wyborczego, jakim się posiłkował w swej przykrej kampanii: „Iława nie zwalnia”. Dokładnie, albowiem stoi w miejscu, zwalniać więc z pewnością nie jest w stanie.
Wstrzymam się naturalnie od personaliów, z tej chociażby przyczyny, że trochę kandydatów wyskoczyło jak króliki z cylindrów i nie znajduję w sobie jakoś dość ciekawości by dowiedzieć się co to za jedni. Ale uwaga i achtung! Niektórzy z nich to „kandydaci partyjni”, odpryski polityczne a tych się wystrzegajcie jak pijak alkomatu. Upartyjnione to mają prawo być rząd i parlament, a nie podrzędna wioska w podgatunku Iławy. Ze swoją normalną codziennością, nastawioną – jak już pisałem – na współdziałanie wszystkich ludzi sensownych, dobrej i mądrej woli.
W innym wypadku kreacja padnie – jeśli wybierze się bowiem gościa z prawa, to będzie miał od razu, na „dzień dobry” zadeklarowanych wrogów z lewa, jak wygra „lewy”, to prawica kłody będzie mu rzucać pod obcasy od poniedziałku do niedzieli i tak wkoło Zygmunt. Skala krajowa daje tu wystarczająco żenujący spektakl i kto chce mieć „kretyniadę” tutaj niech szuka swego faworyta takim właśnie sumptem. Partie chłopskie chyba na burmistrza miasta się nie wyprawiły, ale jakby co – też zwróćcie uwagę na rysujący się dysonans.
Bo jak profesor nie nadaje się za bardzo na sołtysa, tak i vice versa schemat mieni się chybionym. Papierowym, ale mocnym faworytem zostaje więc z pewnością kandydat grupujący dzięki swojemu programowi i charyzmie, a ponad wszelkimi podziałami – ludzi różnych prywatnie poglądów i orientacji ale skupionych wokół jednego celu. Tego mianowicie, by przywrócić miasto na dawne tory funkcjonowania pod względem przejrzystości, sposobu i poziomu sprawowania władzy.
To priorytet i ludziom powinno się błyskawicznie dać znać, że jak my wygramy – normalność wraca. Nie ma na to lepszego dowodu potwierdzającego niż wspomniani wyżej ludzie z otoczenia kandydata. Najlepiej szeroko znani i szeroko lubiani – jacyś lekarze, prawnicy, pedagodzy, sportowcy, artyści. Niech każdy przybędzie skąd chce, skoro leży mu na jelicie i wątrobie zakończenie miejscowej „epoki wstydu”.
Jestem bardziej za zgodą i przymierzem ludzi trzeźwo myślących, niż tą skupioną ślepo wokół jakiejś idei – np. IV czy XII RP, zakazu aborcji, nakazu chodzenia w mundurkach w szkole itd. Tam bowiem niewykluczone, że dociągnie do imprezy element nastawiony do meritum stricte karierowiczowsko, tudzież z chorowitą obsesją na umyśle, które to grupy nasze kryterium eliminuje raczej co do sztuki.
Miejmy więc nadzieję, że przez ostatnie 48 miesięcy elektorat okoliczny wydoroślał na tyle, że drugi raz we wiadomo co nie wdepnie. Ja osobiście proszę ludzi młodych o dojście do urny, bo potem babki po 85 lat decydują jak ma wyglądać kraj, region czy radny Rady Miasta. Nie ma się potem co dziwić, że wszystkich cholera bierze na wybraną sforę, a zamiast potrzeb ludzi młodych na tapecie są znów jakieś zastępniki w stylu jaką ulicę przemianować na jaką etc. Iławą winien rządzić ktoś relatywnie młody i rzutki, obojętnie mężczyzna czy kobieta.
Ktoś umiejący mówić – bo to w pewnym wieku przyznacie – pożądana umiejętność. Człowiek potrafiący dyskutować, przekonywać do swoich racji, uśmiechać się naturalnie oraz taki, który nie daje powodu do śmiania się z siebie za swoimi plecami. Kto więc pasuje do tej układanki?
Oceńcie spokojnie sami.
Leszek Olszewski