Wynik iławskich wyborów jest powszechnie znany i na sposoby różne komentowany. Zważywszy własną, wrodzoną chyba tendencję do czynienia sobie wrogów, nie mogę i ja pokusie tej autodestrukcyjnej się oprzeć, by z tematem tym nad wyraz aktualnym nie móc się zmierzyć.
Andrzej Kleina
Pytanie pierwsze, pryncypialne i wręcz podstawowe. Czy gdyby na placu boju pozostał był Jarosław Maśkiewicz, to jak wyglądałby kandydatów bój ostatni? Czy brak Maśkiewicza w ringu wyborczym spowodował, iż jego elektorat, o ile takowy istniał, przerzucił głosy na Włodzimierza Ptasznika?
JAROSŁAW MAŚKIEWICZ
Z niezwykłym zainteresowaniem zapoznałem się z wypowiedzią Jarosława Maśkiewicza, która w rzeczy samej jest bardzo ważnym dokumentem w „sprawie”, jaką jest przede wszystkim kategoria intelektualna i charakterologiczna byłego burmistrza. Powiedział Maśkiewicz co następuje:
„Szanowni mieszkańcy Iławy. Przez ostatnie 4 lata miałem zaszczyt kierować iławskim ratuszem i dbać o jak najwszechstronniejszy rozwój miasta. Jestem przekonany, że z tych obowiązków wywiązałem się dobrze. Iława może się dzisiaj pochwalić gospodarnością, racjonalnością wydatków i atrakcyjnością warunków dla inwestorów nawet tak olbrzymich jak szwedzka IKEA. Ostatnie 4 lata były nieustannym atakiem na mnie przez grupę osób związanych z jedną z iławskich gazet (!). Podtekstem była tzw. sprawa lubawska. Dzisiaj kiedy sprawa się skończyła niekorzystnym dla mnie orzeczeniem (?) pragnę jednocześnie podkreślić, że nie czuję się winny, działałem w dobrze rozumianym interesie społecznym, przed sądem mówiłem prawdę. Decyzja sądu zamyka mi możliwość ubiegania się o ponowną kadencję, dlatego przepraszam wszystkich tych, którzy wiązali z moją osobą swoje wyborcze nadzieje. Moich sympatyków (?) proszę, głosujcie na ludzi z poza iławskiego układu (?), czystych nie ulegających wyborczym koniunkturom, dystansujących się od lokalnej gazety, której wydawca i zarazem redaktor naczelny został niedawno skazany prawomocnym wyrokiem sądu karnego. Nie będzie im prosto kierować Iławą, ale dają nadzieję na jej uwolnienie od nie zawsze jasnych lokalnych powiązań i interesów. Dziękuję mieszkańcom za słowa życzliwości (?), ale także za rzeczową krytykę. Chcę jeszcze raz podkreślić, nie zmarnowaliśmy tych 4 lat. Wbrew temu co niektórzy usiłują Wam wmówić – Iława nie zwalnia”.
Pytanie podstawowe: czy rzeczywiście głosy elektoratu Maśkiewicza zgodnie z jego życzeniem przeszły na Włodzimierza Ptasznika? Czy rzeczywiście elektorat Maśkiewicza istniał? I jak był on liczny? Sądzę, iż elektorat Maśkiewicza istniał i był wcale niemały. Czy miał Maśkiewicz szansę wybory wygrać? Tego już nigdy się nie dowiemy. Zapewne za 4 lata spróbuje, będzie miał wtedy dopiero 61 lat, czyli o 3 mniej, jak dzisiaj lubawski burmistrz Edmund Standara...
I tak na marginesie niejako, dla czystości słowa. Wypowiadając się o redaktorze naczelnym, powiada exburmistrz, że został on „skazany wyrokiem sądu karnego”. Mówiąc o sobie powiada natomiast tylko „o decyzji sądu”. Jest to świadome nadużycie. W sprawie Maśkiewicza sąd nie wydał decyzji, bo tym się sąd nie zajmuje. W sprawie Maśkiewicza, Sąd Okręgowy wydał wyrok. Po prostu...
I jeszcze jedno. Sąd nie zajmował się „podtekstem, jakim była tzw. sprawa lubawska”. Sąd ważył fakty. Ważył fakty w trywialnie prostej sprawie karnej. Aż cztery lata ważył!
Nie można też nie zauważyć, iż w wypowiedzi Maśkiewicza widać z kilometra racjonalizację, czyli mechanizm obronny polegający na reinterpretacji czy przewartościowaniu sytuacji i doświadczeń związanych z zamianą ulic w Lubawie w taki sposób, że stają się one mniej dotkliwe i przykre („działałem w dobrze rozumianym interesie społecznym”).
ALEKSANDRA SKUBIJ
Zdaniem Janusza Ostrowskiego, negatywny elektorat Aleksandry Skubij, z właściwą sobie intuicyjnie wrodzoną łatwością, wychwycił jeden z siedmiu grzechów głównych, a mianowicie grzech pychy kandydatki. A skoro tak, należy bezwzględnie i wręcz pośpiesznie zastanowić się, co pycha znaczy?
Dość interesującym wydaje się opis zastosowany przez Krzysztofa Szybika. Powiada on:
„Pycha polega na przecenianiu siebie i swojej wartości, pysznym jest ten, kto nie jest zadowolony ze stanu w którym się znajduje i pragnie wyższego stanowiska, większego uznania, lepszego miejsca w społeczeństwie, czy wśród kolegów. Po prostu pysznym jest każdy, kto się uważa lepszym od innych”.
Dodam od siebie – bez powodu!
Sądzę (zdając sobie sprawę, że narażam się w tym miejscu specjalistom), że w jakiejś mierze można pychę porównać do nieadekwatnej samooceny, gdzie poziom aspiracji przewyższa zdecydowanie poziom wykonania. Czy elementy wadliwej samooceny wystąpiły u Aleksandry Skubij? Wydaje się, iż na pierwszy rzut oka tak.
W momencie wytypowania przez PO Włodzimierza Ptasznika jako kandydata na burmistrza, Aleksandra Skubij nie zważając na to, iż łamie niepisane prawo lojalności partyjnej, wysunęła swoją kandydaturę, tworząc stary-nowy zespół ZGODA i ROZWÓJ. Jest rzeczą oczywistą, iż w tej sytuacji, kiedy PO „wzięło” Iławę w całości, nastąpi bardzo prawdopodobne relegowanie Aleksandry Skubij z tego wszystkiego, co kojarzy się z władzą. Wygrani koledzy ukarzą ją bezwzględnie za ostentacyjną niesubordynację, za poczucie nieadekwatnej misji, za „pychę” również.
Czy Aleksandra Skubij mogła wygrać i dlaczego tak się nie stało? Czy posiada kompetencje niezbędne do prowadzenia przez różne wiatry statku o nazwie Iława? Sądzę, iż gdyby wybory toczyły się w gabinetach władzy przy drzwiach zamkniętych i gdyby Skubij umiała skutecznie zneutralizować Adama Żylińskiego i jego wpływy, prawdopodobnie zostałaby burmistrzem. Ponieważ o wyborze od 4 lat nie decydują „kadry”, a demokratyczna „ulica” (z cały negatywnym niestety również bagażem tego pojęcia), musiała Skubij postawić pod ocenę powszechną i publiczną, swoje dotychczasowe samorządowe, ale nie tylko dokonania. Cóż zatem postawiła na szali?
Zdaniem Janusza Ostrowskiego, z którym nie można się nie zgodzić, „ulica” wychwyciła bezwzględnie to, iż:
„Kojarzono kandydatkę z UKŁADEM iławskich elit skupionych wokół firmy IPB. Mówiono o skrajnym braku kompetencji, o chybionej inwestycji w szpital, o wymuszanych przetargach na korzyść jednego z wykonawców w inwestycjach prowadzonych przez starostwo, o braku należytego nadzoru nad tym i owym, o zakusach prywatyzacji jednej ze szkół, o likwidacji DPS w Suszu. Lista jest dłuuuga”.
A skoro tak, to wniosek jawi się pierwszy, iż w sytuacji poddania osądowi publicznemu dokonań samorządowych kandydata, wszelkie jego porażki, nieskuteczność, niejednoznaczne decyzje, będą niezwykłym balastem ciągnącym go na dno wyborczego niebytu. I odwrotnie, co miało miejsce w Lubawie. Dokonania władzy, jej materialne osiągnięcia, bez wnikania w szczegóły finansowe i organizacyjne, skutkują pozytywnymi decyzjami wyborców.
Tak więc Aleksandra Skubij postawiła na szali sporo „niedoróbek” jej przypisywanych. Nie potrafiono o tym publicznie wyborcom powiedzieć, wytłumaczyć „dlaczego”, wykazano lekceważący stosunek dla „mądrości ulicy”. Postawiono na niezwykle mało (w mojej ocenie) przekonujący program wyborczy zawierający zbiór banalnych ogólników (choćby ten o stadionie).
Nie raczono reagować na pytania, trudne pytania zadawane choćby na Forum Kuriera. „Władza” po raz kolejny wykazała nie tylko grzech pychy, ale również lekceważący stosunek do wyborcy. Krótko mówiąc, mimo pozornie skutecznego, poprzez zalanie Iławy banerami, ulotkami, spotkań kandydatki, działania „pijarowskiego”, wyborcy nie usłyszeli podstawowej kategorii jaką jest uzewnętrznienie motywacji kandydatki, a więc krótkiej wypowiedzi dlaczego chce być burmistrzem.
I jeszcze jedno: co umie, żeby burmistrzem zostać... Uroczy uśmiech, fantazyjne fryzury, gustowne okulary, wręcz urokliwy sexapeall kandydatki to jednak zdecydowanie za mało. Tym razem wyborcy na „mydełko Fa” nabrać się nie dali...
Jestem też przekonany, iż elektorat kobiecy był w większości negatywnie do kandydatki nastawiony. Skąd taka pewność? Intuicja to zapewne, a może i trochę wiedzy posiadam na temat preferencji (erotycznych też, ale to inna wszak bajka). Będąc w otoczeniu kandydatki, poinformowałbym ją skutecznie, że należy przekonać kobiety przede wszystkim, że głosując na nią, głosują na siebie... Czy sztab kandydatki poszedł w tym kierunku? Nie zauważyłem, czyli powątpiewam.
WŁODZIMIERZ PTASZNIK
Czym ujął dla odmiany wyborców Włodzimierz Ptasznik? Kto stał za jego sukcesem? Kto był motorem napędowym tej swoistej kuli śnieżnej, która w Iławie zaistniała? Odpowiedź jest tylko jedna. Włodzimierza Ptasznika nie wykreował Adam Żyliński, Maciej Rygielski i spółka.
Włodzimierza Ptasznika wykreował mój kolega redakcyjny Bartosz Gonzalez (daleko do umiejętności Bartka w tej dziedzinie oficjalnemu kreatorowi Aleksandry Skubij – Marcinowi Woźniakowi). Czy żart to prostacko krotochwilny, czy z powagą to głoszę? Poddaję się pod osąd Wysokiemu Trybunałowi Czytelników...
Jedno jest pewne, że niezbyt korzystny felieton Bartka o Ptaszniku wywołał reakcję innych publicystów Kuriera i „tak się to zaczęło” jak ongiś o orkiestrach dętych śpiewała Halina Kunicka. Ptasznik „zaczął żyć”, wszedł na afisz, na usta. Uważam przeto, że w ramach gratyfikacji z podziałem łupów związanych, Bartka winien Włodzimierz Ptasznik ustanowić medialną tubą magistratu. Gdyby pan Włodzimierz szukał kierowcy – z przyjemnością Mu służę...
Przedstawienie w Kurierze więc osoby Ptasznika jako gościa z dużą klasą, wykształconego, posiadającego stosowne kompetencje (cokolwiek miałoby to znaczyć) wywołało dyskusję na Forum Kuriera. A potem dalej. Zadziuałał mechanizm reakcji łańcuchowej.
Z dość enigmatycznej postaci, bo tak był początkowo postrzegany, publikacje w Kurierze nakręciły spiralę plotki, zaczęto w Iławie nazwisko Ptasznika przez wszystkie przypadki odmieniać. A to, że języki zna obce, ba, uczony to człowiek co dziekanem nawet był, posiada duże doświadczenie, gotowość do merytorycznych kompromisów.
Bardzo ważne było i to, a może przede wszystkim było to, iż był człowiekiem obcym w tym specyficznym i cokolwiek zatęchłym od ciągle tych samych nazwisk światku. Jest bardzo prawdopodobne, że jako „inny”, jako człowiek z „zewnątrz” uczyni starania zintegrować lokalną społeczność, totalnie podzieloną w ostatnich latach.
Zdaniem Janusza Ostrowskiego, „wyborcy głosujący na kandydata Ptasznika zachowali się w sposób racjonalny. Wybrali „towar” prima sort”. Wyrażam podobne przekonanie.
Wyborcy wybrali towar, a nie kolorowe, błyszczące opakowanie. Czy towar ten spełni oczekiwania wyborców? Sądzę, że absolutnie tak, z tym, że mam świadomość (i tu użyję pewnego żargonu quasi naukowego), że ma Ptasznik do dyspozycji zmienne zależne, nad którymi posiada kontrolę, wystąpią jednak również zmienne niezależne, które będzie musiał okiełznać...
ZASADA PETERA
Zasada ta głosi, że z biegiem czasu każde stanowisko pracy zostanie objęte przez pracownika, który nie ma kompetencji do wykonywania swych obowiązków. Któż zatem pracuje?
Pracę – odpowiada dr Laurence Peter – wykonują ci, którzy nie osiągnęli jeszcze swojego szczebla niekompetencji. Tak to na ogół jest, że ludzie w ciągu swego życia kilkakrotnie awansują, przesuwając się z niższego szczebla kompetencji na wyższy. Na nowym stanowisku, kompetencja kwalifikuje ich do dalszego awansu. I dlatego, ostatecznym awansem ze szczebla kompetencji na szczebel niekompetencji jest pozostanie na nim.
Cóż z tej lapidarnie zacytowanej zasady wynika w kontekście remanentu powyborczego w Iławie powierzchownie przeze mnie dokonanego?
Ano to przede wszystkim wynika, że zarówno wszystko jeszcze przed Aleksandrą Skubij i Włodzimierzem Ptasznikiem. Pani Aleksandra, nie osiągnęła jeszcze być może swojego szczytu niekompetencji zostając burmistrzem, wszak na stanowisku wice starosty wykonywała skutecznie swoją pracę (mimo sporej listy zarzutów), czyli stanowisko przekraczające jej kompetencje dopiero przed nią...
Włodzimierz Ptasznik w hierarchii zawodowej był dziekanem wydziału na uczelni rolniczej, co w mej subiektywnej, co naturalne, ocenie, jest stanowiskiem wcale nie niższym od funkcji burmistrza 35-tysięcznego miasta.
Innymi słowy, Ptasznik pełnić będzie funkcję poniżej swoich kompetencji, czyli wszystko dopiero przed nim. Niewykluczone, że osiągnie szczyt niekompetencji zostając kiedyś senatorem... Czy sztuka to jednak senatorem zostać? Wszak ogier Kaliguli nim był skutecznie.
Jedno jest dla mnie pewne. Nastały w Iławie czasy dla rolników. Rolnika z wykształcenia na stanowisku burmistrza zastąpił kolejny rolnik. Fama też głosi, że stanowisko „starosty” wygrani rolnikiem też obsadzą. O rany! Ale to Iława zacznie plony czterech zbóż uzyskiwać rekordowe. O mleku nie wspominając...
Andrzej Kleina