Miało być spokojnie, a tu... Drzewa gubią liście. Jesień coraz bezczelniej grasuje po parkach i podwórkach. Słońca jakby mniej, ale w tym roku jesienią będzie wyjątkowo gorąco. Ptaki szykują się do lotów, a politycy do wyborów.
Tomasz Reich
„Spotkamy się znowu i będziemy rozmawiać. Każdy z nas przyniesie ze sobą te stare książki i będziemy czytać wiersze. I wspominać” – powiedział Edward Pokojski podczas jednego ze spotkań autorskich, które miałem w Lubawie. Do Miejskiego Ośrodka Kultury w listopadzie 2005 roku przyszło około 30 osób. Pan Edward był również. Lubawianie przyszli, choć w telewizji być może pokazywano ulubiony serial. Przyszli, choć pogoda tego popołudnia nie była najlepsza.
Po prostu: lubawianin
Pan Edward przyszedł do lubawskiego gimnazjum też pod koniec stycznia tego roku. Wtedy już nie czuł się najlepiej. Ale przyszedł, bo obiecał. I chciał. Pamiętam jego uśmiech. Pamiętam, że przychodził też na wcześniejsze spotkania autorskie, gdy byłem nastolatkiem. Bo cokolwiek by nie napisać, to Edward Pokojski był zawsze blisko lubawian, jak mało kto interesował się tym, co dzieje się w mieście Lubawie. I praktycznie do ostatnich dni swojego życia pozostał Przewodniczącym Rady Miejskiej w Lubawie. Pozostał sobą i wierny miastu, które kochał.
A Lubawę kochał bardzo. Od zawsze. Zmieniały się układy polityczne, nazwy ulic, instytucji, ale Edward Pokojski pozostawał przy swoim mieście i jego sprawach niezmiennie. Kilkanaście dni temu odszedł na Drugą Stronę...
Na jego pogrzebie byli wszyscy, którzy mogli przyjść. Lubawa pożegnała Go w sposób dostojny. I chciałoby się napisać coś sensownego na temat tego wydarzenia. Tylko czy słowa mogą wyrazić wszystko? Nie zawsze. To co jest najbardziej pewne, to fakt, że Lubawie i jej mieszkańcom będzie brakowało bardzo Edwarda Pokojskiego. I za to, że był wśród nas przez tyle lat – wszyscy Jemu dziękujemy.
Wyjątkowa asertywność
Pomysł był prosty. Holenderska stacja telewizyjna BNN podała na początku wakacji informację, że na jej antenie zostanie pokazany program Big Donor Show, gdzie uczestnicy mieli walczyć o nerkę do transplantacji. Dawcą miała być śmiertelnie chora kobieta, która przy pomocy telewidzów miała zadecydować o tym, kto dostanie jej organ.
Program wzbudził ogólnoświatowe oburzenie. Zewsząd posypały się negatywne komentarze o twórcach programu, nawet z ust liberalnych Holendrów. Zdaniem większości przeciwników programu „Big Donor Show”, szefostwo stacji BNN przekroczyło wszelkie granice przyzwoitości. No i co dalej...
Twórcom programu udało się osiągnąć zamierzony cel. Oburzenie, niesmak, a z drugiej strony dyskusja o problemach lekarzy, którzy mają w Holandii ogromne kłopoty z pozyskaniem narządów do transplantacji.
Na szczęście już kilka minut po wyemitowaniu programu okazało się, że w tym kontrowersyjnym reality show biorą udział zdrowi aktorzy, ale dzięki medialnej manipulacji tego wieczora przed telewizory zasiadły miliony Holendrów, którzy dowiedzieli się od twórców widowiska o poważnym problemie, z jakim zmagają się tamtejsi lekarze.
Zastanawiam się nad tym, czy o chorym Przemku Mellerze z Iławy muszą pisać gazety? Przecież nie potrzebuje on pomocy finansowej, a czegoś o wiele bardziej cennego. Jak się okazuje – bezcennego! Potrzebuje krwi. Być może pomysł stacji BNN, to recepta na ludzką niechęć i powszechną znieczulicę.
Jeśli tak dalej pójdzie, to widzowie będą decydować kto ma dostać pomoc od lekarzy, a kto nie. Bo w końcu kompletnie nikogo nie obchodzą problemy sąsiadów, nie obchodzi cudzy los. W ciągu kilkunastu lat wyuczyliśmy się skrajnej asertywności i mówienia innym: „nie”.
Przemek Miller potrzebuje krwi, potrzebuje też ciepła i zrozumienia. To dobrze, że są tacy ludzie jak Tomasz Michalski z Iławy, któremu się chce organizować pomoc dla chorego chłopaka. Ale takich osób jak Przemek jest w Polsce więcej. Codziennie ktoś traci dużo krwi w wypadkach i lekarze, którzy walczą o życie pacjentów stają w dramatycznej sytuacji, bo brakuje im krwi. Brakuje też chętnych do jej oddawania.
Dlaczego tak się dzieje? Zadaj sobie pytanie, co się stanie, jeśli komuś, kogo kochasz przytrafi się podobna sytuacja. Będziesz czuł się bezradny? A może zadzwonisz do gazety, żeby zainteresować sąsiadów?
Powtórka z rozrywki
Na forach internetowych już sypią się pytania o to, czy ktoś z Lubawy wystartuje w jesiennych wyborach do sejmu? Chętnych brakuje. Wcale się nie dziwię, bo Lubawa wydaje mi się – z perspektywy Warszawy, a nawet malutkich, podobnych Lubawie miast – miasteczkiem wybitnie uśpionym. Szkoda, że wciąż obowiązuje tu zasada „lepiej się nie wychylać”.
Inna sprawa, że do zorganizowania kampanii wyborczej potrzebna jest ogromna kasa... a tej nikt nie chce wyłożyć bezinteresownie, przez co Lubawa – jak zwykle – jest zepchnięta na polityczny margines. A szkoda, bo tylko reprezentant z Lubawy może wiedzieć i czuć potrzeby tego miasta. Obawiam się, że w tym roku znowu zabraknie odważnych. Po prostu zabraknie postaci dużego formatu.
W Iławie jest inaczej, ale to w końcu stolica powiatu, całego regionu. Więcej mieszkańców, więcej chęci. I dobrze, bo nieważne kto jest z jakiego ugrupowania. Ważne, że chce i czuje misję brania odpowiedzialności za Polskę. Bo wybory, to także nasza odpowiedzialność.
Na koniec przytoczę słowa Tomasza Lisa, który kilka dni temu opuścił po trzech latach telewizję Polsat. Nieważne na kogo będziesz głosował. Ważne, żebyś wziął odpowiedzialność za kraj, w którym żyjesz. Idź do wyborów.
Tomasz Reich