Kto by pomyślał... Posłanka SLD Joanna Senyszyn dostała niedawno paczkę. W środku był sznur i krótki list: „Bardzo żałuję, że twoja matka Ciebie nie wyskrobała, bo o jedną łachudrę byłoby mniej. Masz tu linkę i wiesz co z nią masz zrobić. Ze stalinowskim pozdrowieniem – Skrobacz”.
Andrzej Kleina
Joanna Senyszyn to jedna z najbardziej barwnych i zarazem kontrowersyjnych postaci polskiej polityki. Swoimi wypowiedziami doprowadza konserwatystów do furii. Najbardziej podczas parady równości, w której sparafrazowała słynne słowa papieża Polaka, mówiąc: „Niech ta parada odmieni oblicze ziemi, tej ziemi”.
Mimo że jestem absolutnie bezbarwny, niezbyt kontrowersyjny, język prezentuję prosty, a mimo to otrzymywałem przeróżne w swym życiu anonimy. Ostatnio – w dużej kopercie biały proszek (imitacja wąglika?) i list o treści następującej: „Słuchaj psi synu! Bardzo żałuję, że twój stary zamiast zlać się na trawę, zrobił ciebie. Przyjdzie na ciebie niedługo czas!”. Policji nie poinformowałem, zacząłem częściej chodzić natomiast na siłownię...
W weekend otrzymałem e-mail od naczelnego Jarka Synowca, a w nim list anonimowy do redakcji, będący (w mniemaniu twórcy) polemiką z moim tekstem o nadaniu imienia kardynała Dziwisza szkole we wsi Kazanice.
„Każdy sądzi i ogląda świat przez pryzmat siebie. Dlatego zostawię pseudointelektualne wypociny panów Klejny (pierwsza próba pomniejszenia mnie poprzez świadomą manipulację przy nazwisku) i Synowca – bez komentarza. Nie zasługujecie Panowie na niego. Żal mi Was, ale bardziej tych, na których próbujecie wieszać psy. Przypuszczam, że żaden z Was nie pofatygował się, by porozmawiać z kimś, kto bezpośrednio zna sprawę nadania szkołom w Kazanicach imienia kardynała Stanisława Dziwisza”.
Cóż! Czy można dyskutować z kimś, kto kompletnie nie zrozumiał mego tekstu, a ponadto mówi w swym liście językiem nieprecyzyjnym, pełnym słów-kluczy? Mój tekst nie był informacyjnym. Mój tekst był felietonem, więc subiektywnym widzeniem wydarzenia, do czego bezwzględne ma prawo „felietonista”, nawet w cudzysłowie. Anonimowy autor, nawet średnio tylko wykształcony i odrobinę oczytany, winien znać różnicę pomiędzy felietonem a materiałem informacyjnym. Okazuje się, że jednak nie zna, ale zapewne w seminarium tego nie uczą... Albo uczą mrużyć oczy...
„Obserwuję i znam tę szkołę od kilku lat. Nie tylko szkołę, ale i kazanickie środowisko. To ludzie bardzo religijni. Religijni do pozazdroszczenia. Są wierni wartościom przekazywanym przez pokolenia, z dziada pradziada rdzennych Polaków. Czy jest w tym coś złego? Czy raczej godnego w podziwu w dzisiejszym świecie – pełnym fałszu, pogoni za błyskotkami i łatwością życia?”.
Nie interesowało mnie środowisko wiejskie jako takie, jego religijność (nie posiadam narzędzi do mierzenia religijności i leży to poza moimi zainteresowaniami poznawczymi), ich wartości, pedagodzy, ksiądz dobrodziej i jego gosposia będąca katechetką. Interesowały mnie tylko dwie sprawy: młodzież, którą – w moim przekonaniu zmanipulowano (pisałem o tym poprzednio bardzo oględnie i elegancko) i naznaczony pychą kardynał Dziwisz. I tylko tyle! Nie zajmowałem się religijnością, ani wartościami tych „rdzennych Polaków”, mówienie więc o tym teraz jest prostacką, wręcz prymitywną manipulacją, której dopuszcza się świadomie ktoś, kogo tego uczą...
„Wiem, że o nadaniu imienia szkole decydowała nie sama młodzież. Także rodzice około 200 uczniów tej placówki. Wybory patrona były powszechne i demokratyczne w tej niedużej wsi. Do Kardynała pojechała nie tylko społeczność uczniowska i nauczyciele. W Krakowie na spotkaniu z przyszłym patronem byli także reprezentanci organizacji strażackiej, gospodyń wiejskich i sporo rodziców (w tym znajoma, od której wiele usłyszałam o tym jakże ważnym dla Kazanic wydarzeniu). Ksiądz i katecheta niewiele mieli wspólnego z ostateczną decyzją, bo tę podjęła brać uczniowska”.
Informacja faktograficzna na której bazowałem, pochodziła z witryny państwowej TVP3, która informowała, że wybór imienia kardynała Dziwisza to nie decyzja dyrekcji a młodzieży. Młodzieży! Okazuje się więc, że „telewizja kłamie”. Oto bowiem okazuje się, że decyzję podejmowała nie tylko młodzież, a współbrzmieli z nią nauczyciele, strażacy i gospodynie wiejskie, wielkie nieba! Ksiądz dobrodziej i katecheta trzymali się jednak od tego z daleka... Ale ja przecież delikatnie powątpiewałem w autonomiczność decyzji młodzieży.
„Ci, którzy w owej szkole uczą to dobrzy nauczyciele i jeszcze lepsi wychowawcy. Świadczą o tym pokolenia absolwentów. A kalumnie wobec pedagogów na łamach Waszego pisemka to tylko kolejny akt naruszania i tak nadwątlonego ostatnio imienia przedstawicieli oświaty. Zapominamy powiedzenia: Obyś cudze dzieci uczył”.
Nie wyrażałem żadnej opinii o środowisku nauczycielskim tej szkoły, natomiast łączenie jakości pracy i wychowania nauczycieli z kolejnymi pokoleniami uczniów opuszczających mury tej szkoły, jest tezą infantylną i bałamutną, jest wręcz formą sylogizmu. Kurier nie jest gazetką ścienną, nie jest też „pisemkiem”, nie zajmuje się kolportażem kalumnii, a jedynie krytycznym przedstawianiem pewnych nagannych zjawisk i faktów. I osób też.
„Zaś mówienie o kardynale Stanisławie „pomagier Jana Pawła II” mnie osobiście uraziło. Być prawdziwym przyjacielem, tak oddanym służbie drugiemu człowiekowi, to rzeczywisty wzór do naśladowania. I nie ma nic złego w tym, że młodzież na takim autorytecie chce się oprzeć. A mówić o kimś, że popełnił grzech pychy – bez znajomości faktów i najwyraźniej bez żadnej obserwacji poczynań człowieka – to tylko wielka ignorancja. Panowie, wiele straciliście. I myślę, że nie tylko w moich oczach”.
Niedobrze się stało, iż w tekście gazetowym, chochlik (?) nazwał kardynała „pomagierem”. Nie ma tego określenia w tekście internetowym. Jest mi przykro z tego powodu. Z treści anonimowego listu wynika, że kardynał Dziwisz jest autorytetem, dlatego i tylko dlatego, ponieważ był prawdziwym (zbędne słowo) przyjacielem, tak „oddanym służbie drugiemu człowiekowi, że stanowi wzór do naśladowania”. Nie chcę autorytetu do naśladowania, którego pryncypialną wartością osobową jest tylko formą podporządkowania drugiemu w relacji dominacji (submisji). Zbyt mało więc oferuje anonim, ażeby mnie przekonać, że kardynał Dziwisz jest właściwym człowiekiem na tablicy.
Anonim ten – mimo pewnych insynuacji, manipulacji, celowych przemilczeń istotnych problemów, nadinterpretacji – jest w zasadzie elegancki. Nie każe mi się utopić, wskoczyć na drzewo, czy też Matkę moją nie nazywa słowem zaczynającym się na „k”.
Jeśli tolerancyjność oznacza brak rygoryzmu i pobłażliwość, to jestem niebywale tolerancyjny wobec anonima. Anonima cechującego się dużą dozą lęku przed światem zewnętrznym i dlatego schowanego za maską... Ale... Jego prawo, jego wybór. W białej masce i ciemnym stroju jest mu do twarzy...
ANDRZEJ KLEINA