Ponieważ moda ostatnio na spiski i układy, których dar dostrzegania mają albo ludzie w tarapatach, tracący możliwość innego wytłumaczenia swoich problemów (tudzież politycy Partii Drobiowej), stworzę tu dzisiaj nieformalny triumwirat. Kilka zmów i intryg też chyba przejrzałem, ku chwale wymienionych – ludzi czulszego węchu. Pod honorowym przywództwem burmistrza Iławy.
Leszek Olszewski
Spiskiem było zaproszenie papieża pierwotnie do Polski w czerwcu, podczas trwania mundialu, gdzie to sam gość rozglądałby się nerwowo podczas nabożeństw za telebimem albo dopytywał celebransów jak Niemcy radzą sobie z Kostaryką, bo zwariuje zaraz z niepewności. Watykańska zgoda na to była zasługą spiskujących kardynałów, tworzących nieformalny acz wpływowy „układ watykański” i podjęta została, gdy Benedykt smacznie spał któregoś dnia po sutym obiedzie.
Dokumenty poszły i potem trzeba było wszystko odkręcać na wstydliwych oczach Europy i świata, tłumacząc majową wizytę chęcią chwalenia łąk umajonych między Wisłą a Bugiem, co rzekomo było młodzieńczym marzeniem Ratzingera jeszcze przed wojną i teraz nadarzyła się jedyna może okazja by się ziściło. Doświadczany co rusz na różne sposoby, nierzadko smagany Benedykt robi co może by Układ ów jakoś rozgryźć i wytępić, ale ponieważ nikt nie chce mu w tym specjalnie pomóc musi tak trwać z zaciśniętymi zębami do swego zgonu.
Zrezygnowany, chociaż na zewnątrz pełen ciepła i uśmiechu. Benedykt – jak zaraz się przekonacie – jeszcze nie ma najgorzej przy przypadku kolejnego spisku, który jest wymierzony – a jakże – w osaczonego z wody, ziemi i powietrza burmistrza Iławy – niekoronowanego króla prześladowanych nawet w zestawieniu z Benedyktem, Saddamem H. czy Fidelem Castro, bo oni też ma się za ofiary Niewidzialnego.
Pan Jarosław M. aż dziw, że dotychczas nic nie wyczuł pośród tylu innych wywęszeń – chyba mu organ powonienia czasem tępieje od nadmiaru zadań. Jest to słabo zawoalowana zmowa ciemnych i ponurych sił wymiaru sprawiedliwości przeciwko jego kryształowej osobie ludzkiej. Zmowa, która nakazała kiedyś posłusznym sobie marionetkom w prokuratorskich, adwokackich i sędziowskich togach wymyślić coś na tego człowieka, a teraz wobec kompromitacji sfingowanego materiału usiłuje uczynić wszystko by nie dopuścić do wydania wyroku na nieszczęśnika.
A jedynym może być uniewinnienie i sute odszkodowanie za zszarganie chodzącej prawie że świętości. Pod pierwszym lepszym pretekstem – wszystko pasuje sądowi, by odesłać po raz enty zrozpaczonego pana M. z kwitkiem spod sali rozpraw. Tak to trwa z tygodnia na miesiąc, z miesiąca na kwartał i tak w koło Zygmunt. Wszystko zaś na czyje polecenie i pod czyim nadzorem – tego nie wie nikt, może nawet sam pomysłodawca woli o tym nie wiedzieć. Ja tu stawiam nieśmiało na „trop warszawski”. Jakieś gabinety ministerialne, może nawet okolice zamieszkiwane kiedyś przez pana Kwaśniewskiego, teraz zaś brata Kaczyńskiego – bo weź z niższych pułapów steruj w dowolną stronę sędzią, prokuratorem czy adwokatem? Nie sposób.
Metoda jest skuteczna a cel jeden, o ile go dobrze zdiagnozowałem. Metoda – bowiem ta celowa obstrukcja, pozwalająca przekładać rozprawy w nieskończoność, stwarza prasie, telewizji i innym mediom miesiącami okazję do pastwienia się non stop nad niewinnym i krystalicznym bardziej od kryształu człowiekiem. To musi przynieść plony i przynosi. Ludzie go już chyba nie polubią, co uczyniło chłopa na tyle nerwowym, że często publicznie nie jest w stanie wypowiedzieć jednego zdania w miarę poprawnym językiem.
Cel zaś jest odległy, ale nie słabiej widoczny. Udany ten raczej sabotaż, na poziomie prawie tajnych operacji Mosadu i CIA musi mechanicznie – nawet za cenę fałszu – postawić pod ogromnym znakiem zapytania przyszłość publiczną i wszelką dalszą karierę zaszczuwanego konsekwentnie burmistrza. A każdy wie, że z tą głową i teka głowy państwa nie stanowi dla niego wyzwania niewykonalnego. Może jedyną drogą, by go od tego odwieść stało się wmieszanie go w sprawę noszenia słupków z nazwami ulic po Lubawie o świcie?
I wszystko wskazuje na to, że mimo dowodów z kamery przemysłowej, że we wzmiankowanym okresie był on w Las Vegas w kasynie Palladium obstawiając „7” i „9” w ruletkę oraz zwycięstwo Roosevelta juniora w wyścigu pawianów na dachu kasyna, sprawa lubawska przylgnie do niego na wieki weków i spisek po raz kolejny odtrąbi swój triumf nad szarą jednostką. Wziętą sobie za cel i po raz kolejny wdeptaną w asfalt.
Co najgorsze – oprócz mnie – nikt mu nie wierzy, zresztą Fidel z Saddamem też na to utyskują, że pośmiać się z nich jest komu, a wlać w ucho jakieś słowo otuchy – weź szukaj z latarką po orbicie okołoziemskiej. Na deser jeszcze dwa spiski, świeże jak wspomnienie wczorajszego dnia. Spiskują dwie Cyganki chodząc po blokach (ostatnio Stare Miasto) i proponując ludziom zakup dywanów po cenie jak za słoik śledzi.
Pytanie rodzi się samo: dlaczego akurat teraz, dlaczego tu i dlaczego dywany? Na oko wygląda to, że są one wynajęte przez Łukaszenkę i białoruską bezpiekę. Cyganki – by nikt nie powiązał ich z Białorusią, dywany – by kojarzyć je bardziej z Turkami, Iława zaś – gdyż akt dywersji Łukaszenko planuje najpewniej w Ostródzie. A dlaczego sama Białoruś? Odpowiedź jest oczywista – bo nie Kuba i Korea Ludowa. Po prostu. O szczegóły wizji pytajcie burmistrza, on widzi więcej, ostrzej i z mniejszym prawdopodobieństwem zejścia na manowce w warstwie wnioskodawczej. Niemniej coś się dzieje, bądźcie czujni!
Na koniec zaś zdemaskujemy spisek, który ukazał światu istnienie „układu iławskiego” nawet w zaświatach, czego przykrym dowodem kilkanaście grobów na nowym cmentarzu. Dziwnym zbiegiem okoliczności gros pochowanych tam to bardzo młodzi ludzie, wyraźną zaś mniejszość stanowią osobnicy po umownej 70-tce. Nie jest to normalne, a jak nie jest normalne, to jest nienormalne. Skoro zaś jest nienormalne, to ciężko to zrozumieć. Jak coś ciężko zrozumieć, to albo mało rozumiemy lub też wokół ktoś coś miesza.
O szczegóły na wizji pytajcie...
Leszek Olszewski