Troszkę upałów raptem za nami, a już pierwsze objawy przegrzania mózgowia u niektórych występują. Dobitnym tego dowodem pozornym jestem ja sam. Wiem, wiem... nie tak łatwo bowiem dać wiarę temu, co piszę. I niezwykle też łatwo można popaść pod pręgierz zarzutu „poparzenia”.
Andrzej Kleina
Plotka głosi (a, że dziennikarzem nie jestem, to i kolportować ją dalej mogę bez obaw, co niniejszym czynię), że burmistrz lubawski Edmund Chroniczny terminy pomylił i wyprawić zechciał bal wnuczce z okazji przyjęcia do 1. komunii świętej... cały dzień wcześniej!
Dezorganizacja, a nawet – zaryzykuję twierdzenie – dezintegracja, dająca poczucie dyskomfortu psychicznego, któremu towarzyszy napięcie i niepokój, Edmunda Standarowego naszego chyba dopadli (typu: da kasę województwo na stadion, czy nie da; wybiorą ponownie na urząd, czy nie wybiorą, uderzy sekretarz Maciej Radtke zza węgła, czy nie uderzy?). Do kościoła też dzień wcześniej dotarł i siedział nieborak sam w pustej świątyni, dziwując się zapewne, dlaczego innych dzieci i rodziców jeszcze nie ma...
Daleki jestem od przypinania się do spraw osobistych burmistrza. Incydent ten jednak, doskonale wkomponowuje się w coraz większe jego odrealnienie i coraz większe zagubienie w czasie i przestrzeni. Burmistrz coraz bardziej groźnym więc jest dla otoczenia, ale pocieszające jest to, że los Lubawy w rękach jest wyborców... Wyborców światłych, mądrych, umiejących obserwować i dokonywać analiz. Widzących grę najbliższego otoczenia burmistrza, z jego „asem” atutowym, sekretarzem Maciejem Radtke na czele... Widzących skundlenie lokalnej prasy i niezbyt czytelne powiązania magistratu z lubawskim biznesem. A tak na marginesie. Czy ta triada – władza, biznes (czyli LSK) i prasa („Głos Magistracki”) – czegoś Państwu nie przypomina?
„Głos Romana”, kolejna tuba burmistrza, przypomniał, iż wicemistrz olimpijski, ziomek nasz silny z Lubawy Jacek Fafiński otrzymał onegdaj prezent od miasta w postaci działki budowlanej. Aktualnie zaś martwi się, a burmistrz wraz z nią, że mistrz nie buduje domu w Lubawie, mimo iż budowę lat temu wiele rozpoczął. Burmistrz głos nawet wydał, mówiąc: „Wezwałem państwa Fafińskich do tego...” i tu już pierwszy komentarz uczynić należy.
On, czyli burmistrz, przeszłość sekretarza partyjnego posiadający, chałupy wręcz pomylił, i państwa Fafińskich na dywanik jak sekretarz niegdysiejszy wezwał. On ich wezwał, bo chce, żeby porządek zaprowadzili na tym terenie, syna własnością będącym, a przynajmniej płot postawili. Bo, on innej roboty strategicznej żadnej nie mając i maniery sekretarza „kumitetu” miejskiego nadal posiadając, będzie piętnował bumelantów, chuliganów, nicponi i inną swołocz, a jak ich zabraknie, to muzykantów, cyklistów, strażaków i bezdomnych... I tych też, co plany zmienili życiowe i z Lubawą żadną miarą kojarzeni być nie chcą. Po prostu...
„Co z działką mistrza?” – gazetka usłużna gromko pyta. Jego to, czyli Mistrza Jacka i tylko jego sprawa (na tym, między innymi „wolność” jednostki polega). Na pewno nie burmistrza, u którego coraz bardziej arbitralność widać, a i autokratyzm, bezwzględność, a także dążenie do narzucania swej woli otoczeniu (wszystko to razem do kupy, stanowi o despotyzmie).
„Nie można tu zastosować żadnych sankcji” – martwi się burmistrz – „a jedynie upominać i prosić o zachowanie porządku”. A on, były sekretarz komunistyczny w totalitarnym bagnie, burmistrz aktualnie – nie przywykł przecie prosić...
Na sesji lubawskiej rady miejskiej czwórka zgoła „nieboraków ludowych” wystąpiła, próbując wymusić na burmistrzu mediów podziemnych podstawowych instalację. Wyjaśnił im uczenie Kieruzel Stanisław, wiceburmistrz Lubawy (z Iławy pochodzący), że takich ulic jak ichniejsza w Lubawie jest sporo, i dlatego „obrzeża będą załatwiane stopniowo”. Budują się ludziska na peryferiach i żądania, jak w centrum, później stawiają. Kanalizacji się im zachciewa, cholera... gazu, oświetlenia, a i kawałka chodnika też. A przyroda sama, bujna, zgoła inna, jak w centrum, nie wystarczy?
Nie zauważają, że burmistrz, jak sam o sobie stwierdził, „szerzej musi patrzeć”, o pracy dla kobiet musi myśleć, bo się jeszcze zbuntują i dzieci rodzić przestaną. I Lubawa wyludnieje... Kto wtedy sport będę uprawiał na stadionie tym nowym?... Kto cielsko swe w basenie krytym w przyszłości zamoczy?... Nie zauważa, albo zauważyć nie może czwórka mieszkańców ze Składowej, że on, czyli burmistrz Standara Edmund, życie swe poświęcił dla czynienia dobra innym i oni, w trudnym dla niego (bo przed wyborami) politycznie okresie, kłody mu pod nogi zdecydowali się rzucać. Kto za tym stoi?...
Gdzie był Czesław Pszczółkowski wcześniej, wykrzykujący burmistrzowi teraz, że na tej ulicy od 60 lat nic nie zrobiono? Przecież burmistrz Standara już w 1983 roku ster Lubawy dzierżył. Czy nikt z tej ulicy do siły przewodniej, partii naszej, rodzicielki kochanej, robotniczo-chłopskiej w tamtym czasie nie należał? Dlaczego już wówczas nikt do Standary nie uderzył? Media załatwić! Swojski to chłop przecie, na pewno by pomógł... Tyle lat czekać, psia krew, i dopiero w 15. roku burmistrzowania Standary, krótko przed wyborami, obrzeża się wyciąga? A ostrzegałem nie raz, że różni dewianci wychodzić z nor zaczną, i czepiać się będą, i kąsać... I niniejszym to czynią, i czynić będą.
Podczas tej samej sesji, radny Janusz Pszczoliński trudne pytania związane z budową stadionu zadawał. A i takie na przykład, czy prawdą jest, że basen zasypano gruzem z rozbiórki stadionu. Usatysfakcjonowała radnego zapewne odpowiedź dyrektora OSiR Jacka Różańskiego, który z tupetem odparł, że on nic o tym nie wie. Ba, on gruzu w basenie żadnego nie widział. I basta. I milczeć mi tu… Mnie odpowiedź ta nie satysfakcjonuje, bo infantylna ponad normę jest (czego nie ma w zmyśle, tego nie ma w rzeczywistości?).
Skoro Różański gruzu nie widział, to czas może najwyższy okulistę zmienić? Bo ja gruz widziałem!
I winien go też widzieć Pszczoliński (należy może azymut spacerów przekierunkować?), a nie idiotyczne pytania zadawać. I nie odpowiedź jest istotna dla Pszczolińskiego, jak doświadczenie uczy, a sam fakt zadania pytania, i częstokroć autonomiczna nań odpowiedź. Dlaczego Pszczoliński kolejnego pytania nie zadał, gdzie w takim razie został wywieziony gruz z rozebranego stadionu? O gruzie z szatni na basenie nie wspominając...
Andrzej Kleina