Podczas spaceru z psem zacząłem się przyglądać okolicznym drzewom. Natchnęły mnie ciekawymi przemyśleniami. Na przykład, niezależnie od władz miejskich, liście szumią zawsze tak samo.
Bartosz Gonzalez: Ciągle witam się z Kurierem
Banalne, a mimo to cenne spostrzeżenie pokazuje, że większość czasu i energii skupiamy na rzeczach niewiele znaczących. Polityka ma znaczenie coraz większe dla samych polityków, a coraz mniejsze dla ludzi na ulicy. Dzienniki telewizyjne w minionym tygodniu rozpoczęły się od informacji o zmianie premiera. Czy naprawdę jest to istotne? Polubiłem Kazimierza Marcinkiewicza. Sprawia na mnie dobre wrażenie. Niestety moje życie jest niemal całkowicie niezależne od jego istnienia.
Idąc po truskawki zastanawiam się, czy ktoś mógłby zmienić np. to że cena owoców w Iławie jest wyższa od ceny w Warszawie (niestety to prawda). Chciałbym też wyjaśnić sprawę cen paliwa, dlaczego jest u nas takie drogie? Marzę o wyremontowaniu iławskiego Starego Miasta itp. Kto spełni moje marzenia? Niestety, raz na kilka lat podejmuję decyzje o tym, kto będzie spełniał moje marzenia.
Ostatnio zdecydowałem, że dobrym czarodziejem zostaną przedstawiciele pewnej partii i jeszcze pewien pan. Oczekiwałem za dużo. Myślałem, że poukładają rzeczywistość w jakąś sensowną całość. Moje życie mija tak samo jak przedtem i niewiele się zmieniło od ostatnich wyborów. No więc w nadchodzących wyborach samorządowych nie dam się nabrać. Sam spełnię swoje marzenia, a poprę kogoś ładnego albo inteligentnego, a może jakąś kobietę.
Myślę, że powinienem głosować niezależnie od rozczarowań. To, na kogo zagłosuję tym razem, nie będzie wynikiem analiz politycznych i oczekiwaniem na spełnienie snów. Chciałbym, by burmistrz Iławy ładnie mówił, miał dobrze skrojony garnitur i przynajmniej robił dobrą minę do złego budżetu. Pewnie zastanawiacie się, co mi się stało. Niedawno pisałem o konieczności przemyślenia decyzji, zanim na karcie do głosowania postawimy krzyżyk. No tak, to ważne. I to są właśnie moje przemyślenia.
Co z tego, że na papierze „budżet jest świetny”, a „wskaźniki najlepsze w ciągu ostatnich lat”?!... (też na papierze). Chodniki są ciągle tak samo nierówne, a „Lato w amfiteatrze” tak samo nudne. Nie wiem na czym to polega, ale sukces ekonomiczny miasta nie przekłada się na moją codzienność. Liście szumią tak samo. I tylko powietrze jest coraz bardziej zanieczyszczone. No więc jeśli nie można zmienić tak wielu rzeczy, to przynajmniej niech burmistrzem zostanie... jakaś ładna kobieta.
Kilka lat temu niemal wszyscy moi sąsiedzi wymienili sobie drzwi. Teraz szara klatka schodowa wygląda jak przedsionek szlacheckiego dworku. Moje drzwi są podrapane i poobgryzane przez 10-letniego springer spaniela. Czasami nawet się wstydzę, bo na oknie zaległy mi się jaskółki i nie wygląda to najlepiej, ale codziennie budzą mnie już od wielu lat i bez nich nie umiem sobie wyobrazić lata. No i te okna... Drewniane, przepuszczające co większe podmuchy wiatru. Ruszające się zasłonki przypominają mi o tym, że w minionej epoce fabryki czasami nie wykonywały „planu”. No, ale mieszkanie zaczyna się od drzwi i właściwie pełnią one tylko funkcję użytkową. Drzwi oddzielają nas od świata i pozwalają na chwilę intymności. I tu refleksja. Widziałem niedawno osiedle w Czechach. Zwiedzałem jeden z bloków i zdumiony zauważyłem, że ani jedne drzwi nie były wyposażone w dwa zamki. Po prostu klamka i jakiś niepozorny zamek. Nie były to drzwi stalowe ze specjalnymi zamkami.
Nasze drzwi mówią o polskim społeczeństwie ciekawe rzeczy. Bardzo się boimy zewnętrznego świata. Zakładamy podwójne drzwi z kilkoma zamkami. Strach przed tym, co się dzieje w naszym otoczeniu coraz bardziej nas zamyka przed innymi ludźmi. Nie interesuje nas to, że za ścianą sąsiad po raz kolejny bije żonę albo gwałci córkę. Nasz świat kończy na stalowych drzwiach. Ulegamy złudzeniu, że jesteśmy bezpieczni. Super drzwi zapewnią ci spokój podczas pracy, wieczorem na ulicy, a nawet w dyskotece. Może lepiej zmienić świat na bezpieczniejszy niż drzwi...
Kilka dni temu, chcąc kupić to, czego mężczyźni czasami potrzebują w sytuacjach intymnych, uświadomiłem sobie, jak bardzo trudno jest wymówić pewne słowa. Wieloosobowa kolejka w aptece zniechęcała mnie do zakupu. Zastanawiałem się czy wszyscy będą słuchać i co sobie pomyślą. Najchętniej pokazał bym kartonik palcem i poprosił o właśnie te. Niestety potrzebnego pudełeczka nigdzie nie było. Nie miałem czego pokazać. No więc musiałem powiedzieć o co mi chodzi.
Wiele lat temu, moja przyjaciółka, poprosiła mnie o kupno tamponów. Szedłem do kiosku i zastanawiałem się jak „to” kupić. Proste czynności, czasami są bardzo skomplikowane. Czy mówiliście ostatnio, swojej dziewczynie (chłopakowi), że ją (jego) kochacie? Spróbujcie. Pewne słowa naprawdę trudno powiedzieć. Dużo łatwiej napisać, więc może następnym razem napiszę w telefonie o co mi chodzi i pokażę w aptece. Prezerwatywa jest dla wielu osób ciągle słowem, którego wymówienie zaciska niewidzialną dłoń na gardle. Podobnie jak „kocham cię” itp.
Rozmowy o intymności nie przychodzą nam łatwo. Nie umiemy mówić o swoich potrzebach, wątpliwościach, nawet o radości. Tymczasem dla udanego związku to bardzo ważne. Rozmowa, nie tylko o sprawach delikatnych, ale o codziennych problemach, daje poczucie bliskości. Jednak tak często dwoje ludzi, po powrocie do domu, żyje osobno. Narastająca frustracja i pogłębiający się dystans doprowadzają w końcu do rozstania. Gorące uczucie gaśnie z każdym milczącym dniem...
Moje przejście do Kuriera wywołało u wielu osób wątpliwości. Już wyjaśniłem swoją decyzję, chciałbym jednak dodać kilka zdań. Możliwości, stworzone mi przez redaktora naczelnego Jarosława Synowca, są odczuwalnie większe i mam dużą satysfakcję, że dołączyłem do tak świetnego zespołu redakcyjnego. Czuję się znakomicie w nowym miejscu i mam mnóstwo energii. Pracuję dla czytelników Kuriera i mam nadzieję, że moja praca przyczyni się do rozwoju tygodnika i zadowolenia czytelników.
Aaa! Tu jednak, w Kurierze, liście nie szumią tak samo jak wszędzie...
Bartosz Gonzalez