Zygmunt Wyszyński, mój szlachetny kolega z działu „Opinie” w Kurierze – z nieukrywanym żalem do iławskich radnych miejskich skierowanym, wypowiedział myśl odwołującą się do ich szczątkowej męskości: „Gdybyście od początku kadencji pokazali, że macie jaja to wielu tych przykrych spraw można byłoby uniknąć. Pomyślcie, czy nie mam racji”.
Andrzej Kleina
Zaiste wielkim jest złudzeniem pogląd, że „posiadanie jaj” świadczy o męskości; rozumianej nie jako zdolność do prokreacji, a iście – w znaczeniu symbolicznym bądź co bądź – odwaga cywilna.
Zdaniem Stacha, a poglądu tego nie mogę nie podzielić, pies liże się po jajach, nie dlatego, że je ma, nie dlatego, że musi, a przede wszystkim dlatego, że może (i tym różni się od swego pana). Czego, być może, o radnych iławskich (ale nie tylko) powiedzieć nie można. Bo nie sztuką jest posiadać jaja, ale nimi potrząsać!
Niemniej pan Zygmunt Wyszyński problem poruszył kosmicznego wymiaru. I byłoby to niezmiernie śmieszne, gdyby nie było aż tak ogromnie smutne.
„Narodowi i kobiecie nie wybacza się owej chwili nieopatrzności, kiedy lada awanturnik mógł na nich dopuścić się gwałtu” – pisał dr Karl Marx. Z tym, że kobieta ma do stracenia cnotę (o ile ją jeszcze posiada). Naród odpuszczę, bo mogę narazić się na skarcenie przez Janusza Ostrowskiego, żem ignorant. Podpowiem zaś czytelnikowi, że teraz o lokalnych władykach nieudolnych mówię (przy założeniu, że tacy w okolicy występują...).
Chciałbym też nieśmiało zwrócić uwagę czytelnikom, iż milowymi krokami kolejne wybory samorządowe się zbliżają i starzy-nowi mamić nas będą swoimi „osiągnięciami”, czy wręcz „sukcesami”. Pamiętajmy przeto, że pogląd, to nic innego jak ogląd, poprzedzony maleńką literką „p”. Przyglądajmy się im więc bacznie, ażeby lada awanturnik nie dopuścił się na nas gwałtu. Bo trwa on, aż 4 lata... A aborcja, jak to referendalna aborcja... Praktycznie niemożliwa!
Trzepać, czy nie trzepać – oto pryncypialne pytanie użytkowników, a raczej decydentek trzepaka, który stał się gwiazdą betlejemską artykułu Marcina Michalskiego. I myślę, że jak sprawa spornego trzepaka trafi (zgodnie z sugestią gadającej głowy magistratu iławskiego inż. Henryka Lisaja) „na komisję merytoryczną Rady Miejskiej i konsultacje z mieszkańcami bloków” (z jaką płcią, panie Lisaj, chce pan gadać, z jaką?), to – zgodnie z sugestią Zygmunta Wyszyńskiego o „braku jaj iławskich radnych” – problem przez co najmniej 2 lata nie będzie nawet ruszony. Moim zdaniem Henryk Lisaj gada więc od rzeczy. Jest to ostatnia rzecz, którą należałoby uczynić.
Panowie użytkownicy trzepaka (często wbrew własnej woli), winni natychmiast założyć Komitet Ochrony przed Trzepakiem, ażeby nie dać się zdominować (ale nie tylko) przez własne połowice, wykorzystujące ich do ponadnormatywnych, często ponad siły, prac domowych.
W głowach się naszym miłym paniom przewraca. Fryzury tylko (w głowie), manicure, pedicure i takie inne też... A odkurzacze to co? Na złom?! Lepiej pędzić „swojego” na trzepak z dywanem? Nieludzkie to takie wręcz nieludzkie. I krótkowzroczne też. A jak się taki jeden z drugim zacznie z kumplami przy trzepaku spotykać? I jabole zaczną skręcać ze dwa, albo i trzy? Na głowę jedną! I zaczną z tymi dywanami trzy razy w tygodniu latać? Ileż taki współczesny pers trzepań wytrzymać może?
I później jeszcze listy taka jedna z drugą do naszej pani psycholog Katarzyny Echt zacznie pisać:
„Nazywam się Ania, ale dla zmylenia proszę napisać, że jestem Maria. Nie dość, że mój się przy tym trzepaku rozpił, kiedy trzy razy w tygodniu z nim latał, a ja głupia myślałam, że na stare lata, taki czyścioszek się z niego zrobił, to jeszcze bardziej brudny przynosił niż wynosił. Bo, wie pani, pani magister, nim doszedł te 100 m do bloku, to się z 5 razy wyp...ł. A po pół roku, było po dywanie. Zmęczenie materiału. I co ja mam teraz zrobić. Już lepiej, jak by za babami latał!”.
Krótko mówiąc trzepak należy (moim i Stacha zdaniem też) zlikwidować natychmiast – jako wroga publicznego, mogącego rozbijać rodziny. I te inteligenckie, i te mniej również. Uzależnienie nie wybiera. Niech pan, panie Lisaj, ma tę świadomość! Bo poniesie pan moralną odpowiedzialność!
A poza tym, ile to problemów jeszcze innych przynieść może taki trzepak. Bo to rzeczywiście inżynier wiceburmistrz Lisaj ma rację. „Jeżeli wspólnota (plemienna) postawi trzepak na naszym gruncie i ktoś sobie skręci rękę, to my będziemy za to odpowiadać, a powinien ten, do kogo należy trzepak”.
Niechybnie tak może być. Chyba, żeby trzepak ubezpieczyć. W jakiejś zachodniej, najlepiej firmie. Żeby w euro wypłaciła, jakby co...
Podobnego zdania jest poważny kierownik poważnego wydziału z magistratu Krzysztof Zakrzewski. W temacie nie ubezpieczenia, co oczywiste, a skręcenia.
Co na to szaman wspólnoty plemiennej Jarosław Maśkiewicz? – bo się jeszcze nie wypowiedział elokwęęęntnie. A wybory się zbliżają, i żeby trzepak nie był języczkiem u wagi. Wyborowej! Tfu! Wyborczej! Bo nie jest sztuką ronda i inne cuda za nie swoje budować. Sztuką jest trzepak postawić. W dwie godziny. Albo go zlikwidować. Jak na prywatnym podwórku. Bez komisji merytorycznej!
„Krowy wydojone?” – śpiewał lat temu wiele bard. Można by więc zanucić na nutę dowolną: Dywany wytrzepane? Mózgi wywietrzone? I pomyśleć wspierając się na łokciu: co by tu jeszcze spieprzyć!...
Andrzej Kleina