Logo Kurier Iławski

Pierwsza strona
INFORMACJE
Opinie
Kurier Zdrowia i Urody
Papierosy
CENNIK MODUŁOWY
Ogłoszenia drobne
Ogłoszenia modułowe
Stopka
Wyszukiwarka
FORUM

Opinie
Dumne cztery pokoje burmistrza (oklaski)
Dekalog dla wyspy Wielka Żuława
Sezon na grzyby
Po co segregować odpady? Egzamin z dyscypliny
Czy teraz lubi się wracać do szkoły?
LGBT w radzie miejskiej Iławy?
Pozostały tylko obietnice
Epidemia paradoksu
Połowa wakacji minęła, nastroje raczej słabe
Burmistrz zamyka amfiteatr i ma spokój!
Nic się nie stało. Jedziemy!
Ciemność widzę!
Turystów może to nie irytować?
Śmieci nasze powszednie
Dziennik końca świata (7). Powrót do normalności
Ulica księcia Surwabuno
Ewa Wiśniewska, czyli „Powrót Smoka”
Na młode wilki obława…
Serdeczny szwindelek
Szkoda nas na szaszłyki, dlatego chłodźmy głowy!
Więcej...

Opinie

2007-10-17

Lekcja złego zachowania


Młodzież to prawdziwy skarb każdego narodu. Ktoś kiedyś tak powiedział, ktoś się z tym zgodził, a ktoś inny kompletnie zignorował. I dobrze, bo skoro młodzież to skarb, to niech robi, co chce. Dorośli i tak nie mają czasu na to, żeby myśleć o tym, co ich dzieci robią, bo mają swoje dorosłe problemy.


Tomasz Reich


Piątkowy wieczór to idealna pora do tego, żeby wyjść w miasto. W końcu można wyluzować, pobawić się, pogadać i napić. W końcu w piciu alkoholu Polacy są całkiem nieźli i przegrywamy tylko z Rosjanami. Trudno temu się dziwić, jesteśmy Słowianami, a nieraz wbrew temu, co dzieje się w polityce, więcej nas łączy niż dzieli. Nie, nie łudźcie się, że będzie tym razem o alkoholizmie. Każdy winien pić tyle na ile mu pozwala na to sumienie i w kwestia bardziej przyziemna finanse. Choć nie jest to najlepszy argument, bo bywalcy lubawskiego Pigalaka rzadko są trzeźwi.

Ale do rzeczy. Miejsc, w których spokojnie można usiąść z przyjaciółmi w Lubawie jest niewiele. Większość to zacne bary okupowane przez małolaty, rzadziej dorosłych, którzy nie mają czasu na chodzenie po knajpach, bo w końcu po tygodniu ciężkiej pracy zwyczajnie człowiek chce odpocząć. Pomijam już estetykę, asortyment i obsługę lubawskiej gastronomii, żeby nikogo nie obrażać. Widziałem miejsca ciekawsze, bardziej apetyczne. Jednej sprawy pominąć tylko nie wypada, a nawet nie uchodzi. Bywalców.

Otóż jednego piątkowego wieczora wybrałem się z bratem do miejsca, w którym „wypada bywać”, oczywiście z punktu widzenia miejscowej mapy rozrywki. Żeby nie robić nikomu reklamy, to owa knajpa mieści się w obrębie tzw. centrum handlowego. Wszedłem więc z bratem do środka owej modnej knajpy.

W piątkowy wieczór trudno było o intymność sprzyjającej rozmowie, bo tę już dawno zagłuszył gwar barowiczów i szum starych przebojów Kasi Kowalskiej. Zdumiewające jest to, że na prowincji nawet muzyka jest ta sama. Ma to swoje dobre strony, bo gdyby właściciel knajpy puszczał tę samą płytę z piosenkami w języku angielskim, bywalcy mają spore szanse zapamiętać słowa piosenki. Jak mawiali starożytni „Repetitio est mater studiorum”.

I tym razem nic mnie specjalnie nie zaskoczyło. Do chwili, w której podszedłem do baru. Tuż przy nim spotkałem miejscową gwiazdę. Była pewna siebie i w skuteczny sposób ściągnęła na siebie uwagę wszystkich gości lokalu. Nie pamiętam jej nazwiska, zresztą nie o to chodzi. Dziewczyna z dobrego domu, uczennica miejscowego ogólniaka, miała najwyżej 17 lat. Wcale nie przeszkadzało nikomu, że jest pijana, że pali papierosy. Co więcej, że robi to tuż przy barze, nad którym niczym menu w barze mlecznym wisiał znamienny napis: „Nieletnim alkoholu nie sprzedajemy”.

A jednak, żyjemy w wyluzowanym społeczeństwie, jak widać prowincja nie jest gorsza, więc też przymyka oko na wiele spraw. Miejscowa gwiazda ledwo trzymała się posadzki, przy barze otoczona wianuszkiem adoratorów, którzy w ramach społecznego awansu dali nogę na studia i już mogą bezkarnie i bez kontroli być dorośli.

Przyznam, że bywałem w różnych miejscach, ale z podobną sytuacją dotąd się nie spotkałem nigdzie, ani w Polsce, a tym bardziej za granicą. Otóż ta licealistka z „lepszego domu” bezwstydnie klęła z prawdziwą pasją. I trudno w tym pijackim bełkocie było doszukać się treści. Klęła i chłopaki mieli straszny ubaw, bo myślą sobie: „Równa z niej laska. Męska i zdecydowana w swym klnięciu”. Nie wiem, gdzie pobierała lekcje z łaciny podwórkowej. Trudno też przesądzać, gdzież uczono ją takich manier. Braku manier oczywiście.

Nie wdając się w drobiazgi, poszedłem ostrożnie do baru, żeby nie naruszyć konstrukcji towarzyskiej koterii, złożyć zamówienie. A ponieważ tego wieczora w knajpie ruch był całkiem spory, byłem zmuszony do wysłuchiwania tego niesmacznego bełkotu. Po kilku minutach stwierdziłem, że moim „dorosłym obowiązkiem” jest zwrócić owej panience uwagę, że przeszkadza swoim prowokacyjnym zachowaniem gościom, a co poszczególne słowa, kłują moje uszy. Psują mi nastrój.

Zaoferowana towarzystwem młoda gwiazda wpadła w osłupienie, jakim to prawem w ogóle zwracam jej uwagę, skoro ona jest taka dorosła. Co więcej jej to nie przeszkadza i nie zamierza wcale spuścić z tonu. Na co odparłem jej, że jeśli się nie uspokoi, to poproszę szefa tego baru o wyproszenie jej na zewnątrz. Ten argument dopiero ją nieco wyciszył. W końcu szlifowanie chodnika w jesienny wieczór nie jest przyjemne. Uspokoiła się. Podejrzewam, że nie na długo.

Zdumiewająca była bezczelność owej dziewczyny i smutna jest obojętność dorosłych. Pomyślałem sobie, gdyby to wydarzyło się na warszawskiej Pradze, gdzie dzieci piją równo, a starzy nie przebierają w słowach ani w zachowaniu, to pewnie wcale się bym nie zdziwił. Pomyślałem przez chwilę, że być może to był jednorazowy incydent. Nic bardziej mylnego. Po owej konfrontacji z barową gwiazdą, naszła mnie ochota na złapanie oddechu na zewnątrz. I nie musiałem wcale daleko iść, żeby spotkać się z kolejną grupką nastolatek. One również z prawdziwą pasją klęły. Nie mam żadnych wątpliwości, że były nie tylko widoczne, ale również słyszane na drugim końcu miasta. Tym razem przy całym zrozumieniu do ludzi, tolerancji i poszanowaniu tego, że kiedyś też byłem nastolatkiem, chwyciłem za telefon.

Zadzwoniłem na policję. Po kilku minutach łączenia się z centralą, policjant poderwał się z uśpienia. Odebrał rozmowę. Po krótkiej rozmowie dowiedziałem się, że tak naprawdę to nie można nic zrobić z tym, że ktoś zachowuje się głośno i niekoniecznie kulturalnie. I nieważne jest to, że krzyczą na ulicy dzieciaki. Policjant może zwrócić im uwagę, dorosły również. Tylko że dorosłych w miasteczku po 21:00 spotkać można raczej na ulicy rzadko. A małolatów wprost odwrotnie. Wieczorem to do nich należą ulice. Trochę to smutne. Pożegnałem się z policjantem.

Następnego dnia wróciłem do Warszawy. Pomyślałem sobie „nareszcie w domu”. Grzeczne dzieci, nie klną, ustępują starszym miejsca w metrze. I dorośli jakby czujniej obserwują ich zachowanie. Z dziećmi trzeba rozmawiać i rozmawiać. Niekoniecznie o tym, co zdarzyło się w Leśnej Górze. O nich samych – koniecznie.

TOMASZ REICH


  2007-10-17  

Z komentarzami zapraszamy na forum
Wróć   Góra strony
106613515



REDAKCJA:
redakcja@kurier-ilawski.pl


Zaproszenia: co, gdzie, kiedy?
informator@kurier-ilawski.pl


Biuro Ogłoszeń Drobnych:
ogloszenia@kurier-ilawski.pl


Biuro Reklamy:
reklama@kurier-ilawski.pl


Kronika Towarzyska:
kronika@kurier-ilawski.pl






Pierwsza strona | INFORMACJE | Opinie | Kurier Zdrowia i Urody | Papierosy | CENNIK MODUŁOWY | Ogłoszenia drobne | Ogłoszenia modułowe
Stopka | Wyszukiwarka | FORUM | 
E-mail: redakcja@kurier-ilawski.pl, reklama@kurier-ilawski.pl, ogloszenia@kurier-ilawski.pl
Copyright © 2001-2024 - Kurier Iławski. Wszystkie prawa zastrzeżone.