Ale nuda. Zachodnie serwisy klepią wciąż o tym samym. Kryzys długu, ratowanie tego i owego państwa z zapaści, spadki na giełdach. A u nas wybory. W ramach nieprowadzenia kampanii wyborczej zawitał nawet do nas sam Strażnik Żyrandola (jak określił prezydenta jeden z polityków). Jakby ktoś nie wiedział, to „żyrandol duży, sztuk 1” – jak stoi w ewidencji pałacu prezydenckiego, ma 156 żarówek. Ciekawe, czy to te ekologiczne, z toksyczną rtęcią, zalecane przez UE?
Poprzednio, również w ramach nieprowadzenia jakiejkolwiek kampanii, zawitał do nas prezydent Kwaśniewski. Akurat lało jak diabli, więc zamiast spijania lukru z ust „magistra” w postaci obietnic mieszkań dla młodych, zamiast dać się zmoczyć w amfiteatrze, przeczekałem pod daszkiem pobliskiej „trójki”. Co ciekawe, ostatnio we wiadomościach Euronews realizator dwa razy wyłuskał Kwaśniewskiego z tłumu na jakiejś konferencji. Szykuje się w końcu jakaś prestiżowa posadka czy co?
A te mieszkania to ciekawa rzecz. Obiecują je już od Gomółki i jakoś ciągle niedobór. Ale to tak jak z butami. Za komuny reżim sprawował pieczę nad fabrykami i na buty trzeba było polować. Buty wyszły spod kontroli i proszę, jaki teraz wybór. A nad poszczególnymi etapami budowy mieszkania i produkcją materiałów państwo wciąż trzyma pieczę. A z czego składa się mieszkanie? Głównie z piasku! A piasek kopie się w iławskim lesie, kierunek Nowe Miasto. W razie czego, pod lasami można uruchomić jeszcze ze trzy takie kopalnie. Więc w czym problem? Temat na artykuł, tyle że na dwie szpalty. Ale kto to by czytał?
Co do wyborów. Fajna sprawa z tą demokracją. Jak chcemy zaprowadzić ją w jakimś kraju, to mówimy tubylcom, że jak wrzucą magiczne karteczki do magicznej skrzynki, to wszystko będzie dobrze. W demokracjach bardziej rozwiniętych wrzucamy karteczki ze znaczkiem obok nazwiska. W demokracjach nowych stawiamy znaczek obok banana, krowy czy ananasa. I już lud ceduje władzę na wybrańców, którzy zrobią raj na ziemi.
Wybrańcy mają o tyle z górki, że za nic właściwie nie odpowiadają. No chyba, że chapną więcej niż status pozwala. Wtedy jak za cara, można dostać po łapkach. Ale jak sobie jeden z drugim zagłosuje za zadłużaniem narodu wraz z jeszcze nienarodzonymi wnukami czy wprowadzaniem prawa w interesie jakichś globalnych firm, to może spać spokojnie. Nawet bym sobie na jakiegoś zagłosował, ale w któryś z ostatnich wyborów oddałem celowo głos nieważny, a po sprawdzeniu na portalu komisji wyborczej okazało się, że w moim lokalu wyborczym wszystkie głosy były... ważne.
Nieważne, kto jak głosuje, ważne, kto liczy głosy – jak to się chlapnęło Stalinowi. Niedawno Państwowa Komisja Wyborcza (PKW) zrobiła jeszcze lepszy numer, sprawdzając podpisy pod niektórymi listami tak długo, że w końcu stwierdziła, że minął czas na ich rejestrację. Takiego numeru nie wymyśliłby nawet Kabaret Moralnego Niepokoju (KMN).
Gdzie te czasy, w których okres końca września oznaczał koniec ekscytacji problemami codziennymi. Odprawiało się dożynki czy też w okolicach pasterskich – święto powrotu zwierząt z gór i zapadało się w zimowy sezon bezczynności. Wiewiórki, nabrawszy tłuszczu i nazbierawszy orzeszków, zasypiały w dziuplach, a niedźwiedzie w gawrach. Chwilowe otwarcie oczu na noworoczne fajerwerki i spanko do wiosny. Ale niestety, nie ma tak dobrze.
Uczłowieczyliśmy się i trzeba za to płacić cenę całorocznej aktywności. Na szczęście procent z tej działalności odkładamy w ZUS-ie, który to, co prawda, całą kasę rozdaje szybciej niż pobiera, ale emerytury, widniejące jako zapisy księgowe, mają być wypłacane w przyszłości z dochodów z eksploatacji gazu łupkowego. Od siebie mogę dodać, że na podobnej zasadzie również z eksploatacji złóż złota w rzece Iławka.
Rzeka Iławka należy do Euroregionu Bałtyk, który właśnie jako powiat iławski zamierzamy opuścić. Szkoda mała, bo tych euroregionów jest koło sześćdziesięciu i zawsze można się przyłączyć do jakiegoś nowego. Dla odmiany, np. do euroregionu Bieszczady, z którym mamy tyle wspólnego, co z Bałtykiem.
Akcje firm zaczynają nurkować coraz bliżej dna, ale choć to jedna z głównych informacji serwisów, to co z tego? Ludzie, którzy kupując akcje, kierują się zdrową ekonomią, potrafią wycenić stan firmy i jej perspektywę rozwoju, czyli w ostateczności zysk z akcji stanowi mniejszość. Zresztą na 100% i tak się tego nigdy nie da oszacować, ale jakieś mgliste pojęcie można sobie wyrobić. Tymczasem większość uczestników rynku akcji nawet nie bardzo wie, jak to wszystko działa i daje się ponieść spekulacyjnym emocjom. Tak na zdrowy rozum to starannie wybrane akcje powinno się po kupnie wsadzić na 10, 20 lat do przysłowiowej „szafy” i wtedy sprzedać, nie martwiąc się w międzyczasie kursem. Ale że ludzie wolą szybko zarobić, to szybko tracą, dorzucając sobie dawkę niepotrzebnego stresu.
Ostatnia słynna strata w mieście Iławie to 300 tys. zł, podobno powierzone właścicielowi kantoru do obrotu. Kiedyś funkcję pomnażacza pieniędzy pełniły banki. Ale w czasach, gdy zwykły obywatel nie może sobie założyć banku, za to wszędzie mnożą się filie banków niemieckich, amerykańskich, francuskich, itd., które z braku rzeczywistej konkurencji nie oferują atrakcyjnych lokat, ludzie szukają jakichś rozwiązań na rynku mniej oficjalnym. Nie dość, że rządy podstawiają nogę małym przedsiębiorcom, którzy chcą wejść w finanse, to jeszcze pieniędzmi podatnika ratują giganty chylące się ku upadkowi. Wszystko stoi na głowie.
Ale to wszystko, choć w konsekwencji w długim terminie odbije się na portfelach i stopie życiowej, to są to problemy „telewizyjne”. Gdyby wyłączyć odbiorniki i bazować na tym, co jest za oknem, poczujemy coraz dłuższe okresy ospałości powodowane nadmiarem melatoniny. Światło telewizora, ekranu komputera, lamp LED niszczą tę substancję koordynującą nasz system snu i czuwania, pozwalając nam przez to na dłuższą aktywność. Tylko po co nam ta aktywność, skoro tak niewiele się dzieje. Nie lepiej iść spać?
KRZYSZTOF KURPIECKI