Czy historia ziemi, na której mieszkamy, zaczyna się dopiero w XIV wieku? Wtedy to właśnie ktoś piśmienny wpisał Ylavię w dokumentację. Ale jaki jest sens wiązania początku historii z aktywnością jakiegoś starodawnego biurokraty? Historia naszych ziem zaczyna się od początku świata i o jeden dzień wcześniej. Szkopuł w tym, że nikt nie wie, jaka ona była.
O ile podróże w przyszłość są już codziennością (jak wyliczają specjaliści od teorii fizycznych, podczas 8-godzinnej podróży samolotem przemieszczamy się w czasie o 10 nanosekund do przodu), to z podróżami w przeszłość jest trudniej. No chyba że ktoś opanował praktycznie przeciąganie tunelu czasoprzestrzennego w pobliże gwiazdy neutronowej. Ale o to nie podejrzewam nawet rządowych cudotwórców, co to za pomocą lewarowania (dźwignia finansowa) będą wyciągać kraj z kryzysu. Więc co do przeszłości niespisanej, musimy polegać na wykopaliskach i wyobraźni.
No więc wiadomo, że na Dolnym Śląsku wykopywano kości pitekantropów sprzed prawie miliona lat. Wyobraźnia od razu podsuwa nam myśl, że skoro 2 miliony lat temu praczłowiek wyruszył z Afryki, w milion lat dotarł na Śląsk, to może i dalej w ciągu 100 tysięcy lat udało mu się dotrzeć do Iławy? Chyba trzeba zapytać mieszkańców Prabut lub Nidzicy, skąd u nich w herbach widnieje dzikus z liśćmi w miejscu majtek. Jeśli to nie jest wizerunek pitekantropa, to może choć neandertalczyk, który zostawił nieco śladów 200 tysięcy lat temu, między innymi pod Krakowem.
Nie wiem za bardzo, czemu na naszych terenach nie odkrywa się pozostałości po dawnych gatunkach ludzi i zwierząt. Bywało tu co prawda więcej lodu niż na Śląsku, ale bez przesady. Można by choć znaleźć jakieś hełmy Wandali czy Gotów, którzy pałętali się po okolicach w I wieku naszej ery. A tu prawie nic.
Oj, szwankuje u nas kopalnictwo. Znajduje się tylko niewybuchy, z rzadka jakiś skarb czy butelkę po piwie z miejscowych, przedwojennych browarów. No i wynurkowano średniowieczny most. Miejscowi „dinozaurolodzy” (o ile istnieją) nie mają się czym chwalić. Na Śląsku wykopano niegdyś dwumetrowy szkielet gada sprzed ponad 200 milionów lat i nazwano go, w wolnym tłumaczeniu na polski: Śląskozaurem. Przydałby się i nam jakiś Jeziorakozaurus.
Fakt, mamy legendę o smoku z Wielkiej Żuławy, ale brakuje tu choćby symbolicznej, wykopanej kości. Z drugiej strony nie przeszkadzałoby to w zrobieniu na wyspie jakiegoś „Święta Smoka” letnią porą. Chińskich sklepów w mieście dostatek to i lampiony o smoczej tematyce znalazłyby się w dobrej cenie. Chociaż robienie takich świąt może być dla organizatora ideologicznie niebezpiecznie. Bo wiadomo, pogaństwo, wiara w demony. Ostatnimi czasy komuś coś się ubzdurało i mnóstwo osób zaczęło zwalczać publicznie, z pozycji religijnych, popowo-karnawałową modę Halloween. Nie wiem, co mają wygłupy na podstawie bajek wspólnego z religią? Dla mnie to dość sympatyczne, że ludzie się bawią, przebierają. Kto się śmieje, ten dłużej żyje. A czasu na zadumę zimą i jesienią znajdzie się dość.
Żeby było bardziej po pogańsku, czyli atrakcyjniej dla turystów, na wspomnianym święcie można zrobić krąg podobny do tego w Stonehenge, ale ułożony z tzw. bab pruskich. Baba pruska to taki niedorobiony pomnik kamienny pochodzący sprzed kilkuset lat i podobno wykopywany czasem w okolicy Iławy i Bartoszyc. Niestety, ktoś przespał sprawę marketingowo i pruska baba staje się maskotką Olsztyna, nie naszą. Jakby ktoś nie wiedział, co to za podobizny pogańskich bóstw sprzedają w kramach na Starówce w Olsztynie, są to właśnie wspomniane baby.
Prusowie podobno składali czasem także ofiary z ludzi. Dowodem tego miałaby być, znaleziona w pobliżu jeziora Silm (niedaleko Kamionki), czaszka dziecka ukryta w ułożonym na kamiennym bruku naczyniu. I kto tu mówi, że Halloween jest nietutejszym zwyczajem?
Zresztą tak na poważnie, to różne walki ideologiczne, światopoglądowe mają na celu rzeczy konkretne, czyli władzę i pieniądze. Emocjonalnie do nich podchodzą ludzie nieobeznani z tajnikami władzy i o ich aktywację w celu poparcia konkretnych interesów chodzi. No, a weź tu wybieraj pomiędzy interesami Kościoła, biznesem miejscowych watażków religijnych czy politycznych, popieraniem wpływów niemieckich czy pomaganie imperialistom ze wschodu w skłócaniu narodu. Sam, jak już, to wolę wspierać niszowe interesy miejscowych patriotów, czyli jak to się określa na salonach: „faszystów”. Słowem – bliższa koszula ciału.
Skoro już nie udaje nam się wykopać czegoś wybitnie zadziwiającego, to może zrobimy krok w przód i coś zakopiemy? Na takiej zasadzie jak zamieszczenie plakietki z nagą parą i systemem słonecznym w sondzie Pioneer 10. Dla znalazcy w odległych przestrzeniach kosmosu. My w Iławie możemy zakopać coś dla przyszłych archeologów. Co mogłoby najlepiej charakteryzować nasz okres? Przychodzą mi do głowy kable komunikacyjne, odbiorniki i nadajniki. Po kulturze ceramiki sznurowej, kulturze kurhanów zachodniobałtyjskich nastąpiła kultura ciągłej komunikacji. W porównaniu do wspomnianego wcześniej pitekantropa, dawka informacji, na którą natykamy się każdego dnia, jest większa niż ta, którą przyswoił on sobie przez całe życie. Niestety ograniczenie polegające na tym, że obiektywnie pod względem budowy od tego wczesnego przedstawiciela naszego gatunku niewiele nas różni, sprawia, że nie potrafimy tych wszystkich informacji przeanalizować. Ale z czasem pomogą nam komputery, które ostatecznie zawładną nie tylko myśleniem, ale i decydowaniem. A my już z całkowitym spokojem będziemy mogli się cofnąć rozwojowo do czasów człowieka jaskiniowego. No a później będziemy już tylko historią.
KRZYSZTOF KURPIECKI