Na moim osiedlu od pewnego czasu stoi sobie tabliczka z unijnymi gwiazdkami. Na jednym z bloków wywieszono też podobnej treści karteczki. Przeczytałem, o co chodzi. Mianowicie Unia dorzuciła 400 tysięcy złotych do poprawy warunków technicznych i estetyki wyglądu budynków należących do spółdzielni. Unia maluje nam mieszkania. Fajnie. Niedługo na klatkach schodowych pojawią się ulotki z informacją – papierki po cukierkach uprzątnięto dzięki wsparciu z Brukseli.
Niedawno widziałem też w telewizji jakiś test o Unii Europejskiej. Program zgromadził pokaźną ilość celebrytów i gości w trzech studiach w różnych miastach. Ostatni telewizyjny test, jaki obił mi się o oczy, to był narodowy sprawdzian współczynnika inteligencji. Niestety kiedyś z nudów spróbowałem rozwiązać test inteligencji w „Wyborczej”. Jako że po zakreśleniu rozwiązań w dwóch pierwszych zadaniach i sprawdzeniu odpowiedzi wyszło mi, że nie trafiłem, nawet nie kontynuowałem testu i zadowoliłem się stwierdzeniem, że mam IQ=0. Nie jest to oczywiście najlepszy wynik. Jednak w porównaniu do ludzi, którym udało się wmówić, że inteligencję mierzą jakieś zadanka na kartce i to w dodatku zadanka, których rozwiązywania trzeba się uczyć, aby mieć w miarę przyzwoity wynik, nie jest aż tak źle.
A wracając do testu o UE, to nie byłoby to nic takiego, gdyby tę hucpę urządziła sobie telewizja prywatna. Ale nie, to propagandowe show urządziła sobie oczywiście publiczna. Czego można było się dowiedzieć? Mianowicie, według TVP, podobno Unia więcej nam daje, niż do niej wpłacamy. Rozumiem, że takie banialuki można było opowiadać 10 lat temu, przed referendum przedakcesyjnym. Ale teraz takie stwierdzenie ledwo dopina się, licząc oficjalny bilans finansowy przepływów. A gdy weźmiemy pod uwagę koszty wdrażania, regulacji unijnych, koszty pozyskiwania funduszy i współfinansowanie nieracjonalnych inwestycji, to grubo dopłacamy do tego „interesu”. Na szczęście domaganie przez TVP płacenia abonamentu przez osoby, które nie mają z nimi spisanej umowy, okazało się bezprawne, więc może telewizja publiczna w obecnym kształcie padnie w końcu z takim hukiem, jak bank Lehman Brothers. Czego jej życzę, bo potrzebne nam są prawdziwie publiczne media, a nie propagandowo-rozrywkowa papka.
Z ciekawości sprawdziłem, ile do naszego nowego mostu w Iławie dorzuciła Unia. Wygląda na to, że nic. Więc chyba warto postawić jakąś tabliczkę z dumnym orłem i informacją, że to powstało całkiem za nasze. Byłaby to jakaś nowa atrakcja turystyczna.
Inna ciekawostka związana z dotacjami z Unii. Znajoma osoba dostała dofinansowanie na biznes. Jedną z pozycji w wydatkach zatwierdzone było urządzenie elektryczne za kilka stówek. Pech w tym, że w czasie pisania wniosku urządzenie było na rynku, a w momencie przyznania funduszy już nie. Znalazło się natomiast gdzieś u sprzedawcy na portalu aukcyjnym w Anglii. Problem rozwiązany? Ależ skąd. Biurokratom unijnym nie wystarcza, jako dowód zakupu, kwit z europejskiej firmy, więc oficjalnie nie można tego kupić w ramach przyznanych środków. Poza tym firma z UE nie ma tzw. Euronipu, czyli numerka, który uprawnia ją do wypisania ważnej faktury VAT-owskiej innej firmie z Europy. Zatem nie dość, że trzeba gadżet wprowadzić do obrotu w Polsce, żeby następnie odsprzedać go oficjalnie beneficjentowi dotacji, to jeszcze trzeba zapłacić podwójnie VAT. Jakby nie było dość bzdur to zakupy, na które jest dotacja, należy robić w ustalonych terminach. Inaczej trzeba pisać jakieś uzasadnienia.
Nie dość, że płacimy za ten unijny dobrobyt „miliardy”, to eurodobroczyńcy sieją propagandę w środkach przekazu utrzymywanych z polskich podatków i jednocześnie zmuszają nas do zachowań dalekich od zwyczajowych dla wolnych ludzi. Do czego ma to prowadzić?
Nie lepiej wrócić do początkowej idei Unii Europejskiej – swobodny przepływ ludzi, towarów, kapitału i usług? To wszystko, czego nam potrzeba. Oczywiście, jak to często bywa w różnych systemach, na które ludzie wspólnie łożą swoje pieniądze, są i tacy, co z cudzego czerpią garściami i tacy, co tylko na to płacą. Za tym, aby system istniał jak najdłużej, są (a jakże!) ci, co na tym korzystają. Ale większość płaci bez żadnych z tego profitów. Do tego tumaniona jeszcze przez tę pierwszą grupę. Nieco sprytniejszą.
Z uwagi na to, że roboty torowe w okolicy idą pełną parą, nie udało mi się dotrzeć zwyczajową ścieżką w moje ulubione „okoliczności przyrody”. W związku z tym zmieniłem trasę i dotarłem nad sympatyczne, leśne jeziorko, uczęszczane przez wędkarzy. A tam ładne mostki, wykonane we własnym czynie przez wędkarzy, jeden nawet z obrotowym krzesłem w stylu „fotel prezesa”. I na leśnym tle żadnych unijnych gwiazdek. Jak miło. Da się swojej społeczności zrobić dobrze swoim własnym wkładem? Da.
Niektórzy coś robią materialnie. Inni ideowo. Dzięki zaangażowaniu mieszkańców Iławy, którzy postanowili wziąć część demokracji we własne ręce, będziemy może mieli referendum. Chodzi o to, czy potrzebna nam jest straż miejska. Jak dotąd nie miałem okazji wyrobić sobie zdania na ten temat. Brakuje debaty, w której obie strony przedstawią jasno swoje argumenty mieszkańcom. Może ktoś takową zorganizuje, choćby w internecie?
A najważniejsze w tym wszystkim jest to, że po dekadach peerelowskiego zamordyzmu, po latach marazmu III RP, zaczyna budzić się społeczeństwo obywatelskie. Tu i tam w Polsce zaczynają powstawać różne oddolne inicjatywy. Ten kraj zaczyna mi się naprawdę podobać. Myślę, że ma przed sobą kolosalną przyszłość.
Są oczywiście i zagrożenia. A mianowicie tłumy, które będą chciały iść na skróty i do rządzenia będą chciały wybrać jednego wodza, który zapewni im beztroski dobrobyt za pomocą gładkich słów i wydawania ustaw z nowymi regulacjami. Wódz i ścisłe reguły to niezła rzecz, ale na wojnę. A gromadka wodzów z administracją zajmującą się sprzątaniem obejść mieszkańców to już w ogóle przygłupi i tragiczny ekonomicznie pomysł.
Może niektórzy lubią, jak im Unia maluje mieszkania czy sprząta podwórko. Niestety minusem takich rozwiązań jest to, że dobroczyńca każe sobie za tę „bezpłatność” płacić. I to niewiele zmienia, że płatność nie jest bezpośrednia, tylko przez łańcuszek instytucji. Wychodzi jeszcze drożej.
KRZYSZTOF KURPIECKI