Złodzieje z terenu powiatu iławskiego mają zwykle mało wspólnego z finezją sławnego włamywacza Arsèna Lupin czy precyzją kasiarza Henryka Kwinto. Ba, daleko nawet im do Egona Olsena. Choć jakiś czas temu pewni lokalni delikwenci wsławili się tym, że nie zatankowali samochodu przed akcją, przez co ten im zgasł w trakcie ucieczki. Jeden z najpopularniejszych patentów miejscowych złodziei to nakraść przewodów elektrycznych, opalić nad ogniem z izolacji i sprzedać za parę groszy w skupie złomu.
Podobnie na złom miał iść kradziony krzyż mosiężny, pokrywa studzienki, kratki ściekowe, klocki hamulcowe z pociągów, rury i tym podobne. Powodzenie wśród amatorów cudzej własności mają też takie obiekty jak działki, piwnice, pomieszczenia gospodarcze, skąd można wynieść łupy w postaci wędki, fotela bujanego a czasem nawet elektronarzędzi. Wspólnym mianownikiem takich „akcji” jest to, że przestępcy działają najczęściej pod wpływem alkoholu, a dochód z takiego przedsięwzięcia to ostatecznie kilkadziesiąt, najwyżej kilkaset złotych. Straty poszkodowanego są zazwyczaj dużo większe.
Schemat z tego rysuje się prosty. Kilku wstawionych już typów, którym brakuje na flaszkę, kombinuje naprędce plan, który w założeniu ma szybko przyczynić się do osiągnięcia upragnionego celu – czyli podbicia sobie promili alkoholu we krwi. Najczęściej się udaje, tyle że za kilka godzin do kaca rozsadzającego głowę dołącza dobijanie się do drzwi policji. Otwierają, a tu dzielnicowy stoi i kręci głową, wzdychając „I po co to panu było, panie Iksiński?”. No właśnie, po co to było?
Ekonomicznie rzecz biorąc, taki delikwent motywowany niedopiciem: to raz – wymierne straty ofiary, dwa – strata czasu policji i sądu, trzy – koszty więziennictwa, bo przy recydywie nawet za takie rzeczy idzie się siedzieć, cztery – straty dla rodziny przestępcy, pięć – straty dla gospodarki kraju, bo zamiast wytwarzać przychód, siedzi sobie w celi. I wszystko dlatego, że brakowało do flaszki!
Patrząc od strony mieszkańców Iławy, taka przestępczość to czysty zysk. Dzięki temu, że mamy zakład karny, finansowany przez budżet centralny, kilkaset osób ma zapewnione miejsca pracy, a osadzeni to czasem i miasto posprzątają, i okoliczny las. Ale nam Polakom, sumując to wszystko – ludzie, którzy zdecydowani są kraść, by zarobić kilkadziesiąt złotych, nie kalkuluje się.
To co zrobić? Po prostu pozbawić ich motywacji. Jasne, że trzeba to zrobić systemowo, czyli zmienić sposób działania państwa. Czy mając wybór, taki potencjalny przestępca wybrałby pójście do pracy i zarobienie w godzinę na 5 flaszek, czy dalej kradłby przewody? Z teorii i praktyki wynika, że w takiej sytuacji tak głupie i niskodochodowe czyny karalne nie są popełniane. No bo po co? Oczywiście na całym świecie są przestępcy, ale doprowadzenie do sytuacji, że ludzie kradną, bo im brakuje do flaszki, naprawdę zasługuje na podziw. Można powiedzieć, że trzeba zagnać bandytów do roboty. Ale zmuszanie ludzi do pracy za siłę nabywczą równej płacy minimalnej (najczęstsza kwota wypłaty w Iławie) się, moim zdaniem, nie godzi. Ostatnio rząd podniósł płacę minimalną, co poskutkowało np. obcięciem premii pracownikom, z uwagi na zwiększony koszt pracodawcy. Czyli pracownicy po tej operacji zarabiają mniej. To realny przykład z jednej z iławskich firm. Ale w telewizji wygląda fajnie – troskliwy rząd podniósł płace. Ale że dzięki temu zmniejszył siłę nabywczą pensji pracowników i zaszkodził gospodarce, to mało kto wspomina.
Ostatnio czytałem coś na temat kryzysu, który zbiera żniwo w Portugalii. To drugi kandydat do bankructwa, po Grecji. Przytoczono dane, jak to kryzys zwiększył tam bezrobocie, zmniejszył dochody, ludzie uciekają za granicę, aby tam pracować nawet za stawkę godzinową równą cenie kawy. Halo, halo!!! Tu w warmińsko-mazurskim mamy gorsze wskaźniki i większy kryzys od kilkudziesięciu lat. I co? A nic, miejcie sobie.
Inny artykuł – tłumaczący, że Niemcy mają silną gospodarkę dzięki temu, że między innymi w tamtejszych lokalach kupuje się piwo wyprodukowane przez piwowara kilkaset metrów dalej, a usługi bankowe dostarczane są przez firmy z korzeniami w lokalnych społecznościach. No i tu zgoda. U nas jakby ktoś chciał robić i sprzedawać piwo na małą skalę, czy prowadzić usługi bankowe dla znajomych i sąsiadów, to by się od wymiaru sprawiedliwości nie opędził. To znaczy może, ale spełniając normy zrobione pod korporacje. Czyli bez dużej kasy i prawników się nie obejdzie. A skąd ma to mieć zwykły Polak? I tym sposobem na piwie zarabiają tu głównie cztery międzynarodowe koncerny, a na bankowości – zagraniczne banki. Przypadek czy skuteczny lobbing?
Co to ma wspólnego z niskodochodową przestępczością? A to, że nie da się na lokalnym rynku zarobić, bo wydawane przez ludzi pieniądze przechwytywane są przez dobrze zorganizowane przedsiębiorstwa, najczęściej zachodnie. I nie da się tego powstrzymać inaczej, jak przez wprowadzenie zasad wolnego rynku, żeby ktoś mógł w końcu zacząć z nimi konkurować. Ale to zrobią dopiero, jak nie będzie wyjścia i system znów tak zaryje czołem o beton, że ludzie nie będą mogli zaspokajać swoich najbardziej podstawowych potrzeb jak w latach 80.
Jeden iławianin, któremu tu nie odpowiadała praca na budowie za minimalną stawkę, zaczął dorabiać sobie handlem narkotykami. Złapali go i odsiadka. Po wyjściu co? Znowu wracać na budowę i zarobić na przetrwanie, piwo i abonament na tv? Wyjechał na Zachód, pracuje sobie w fabryce i przestępczość mu się nie opłaca, bo to i owo może kupić sobie za wypłatę. Tak na marginesie, to globalną walkę z narkotykami też przegraliśmy. Wydano na to dużo kasy i okazało się, że ta cała walka nie przynosi niczego oprócz szkód społecznych.
To może jak już państwo broni się rękami i nogami przed tym, aby zwykli ludzie zarabiali uczciwe pieniądze, to trzeba choć znieść podatki na najtańszy alkohol. Kto chce, niech chla do bólu. Produkcja alkoholu to groszowa sprawa, a przestępczość związana z niedopiciem zniknie. Można sprzedawać wódkę po 3 zł za pół litra np. każdemu, kto zrzeknie się ubezpieczenia zdrowotnego. Że to wbrew konstytucji? A żądanie przez służbę zdrowia dowodu ubezpieczenia od pacjentów jest z konstytucją zgodne? Nikt już się tym najważniejszym dokumentem nie przejmuje. A zresztą jego lektura nasuwa spostrzeżenie, że był napisany przez podchmielonych nadzorców niewolników, którzy chcieli z jednej strony, żeby naród trzymać za pysk, ale żeby to jednocześnie sympatycznie wyglądało. Gdyby Pan Bóg w ten sposób napisał Dekalog, zaregulowalibyśmy naszą cywilizację na śmierć, na długo przed narodzinami Chrystusa.
KRZYSZTOF KURPIECKI