Każdy człowiek przechodzi w swoim życiu momenty, które zapamiętuje do końca życia. Historia, o której zaraz napiszę poniżej, jest dla mnie niesamowitym doświadczeniem. Jest czymś, czego na co dzień nie da się zrealizować…
Karolina Aleksandra Żabińska
Ubiegłego roku, późną wiosną wspólnie z przyjaciółmi wybraliśmy się na długo oczekiwany koncert rockowy koło Olsztyna. Z Iławy wyjechaliśmy dzień wcześniej, aby zająć dobre miejsca przy scenie i rozbić się na polu namiotowym. Na dworcu spotkaliśmy się kilkanaście minut przed odjazdem. W pociągu było duszno i ciepło, wagony przepełniały się tłumami niespokojnych ludzi. Spoglądając od czasu do czasu w okno, mogłam delektować swój wzrok pięknymi widokami. Czułam się, jakbym uciekała od cywilizacji do „przestrzeni niezatrutej”.
W końcu dotarliśmy na miejsce. Niestety, od stacji musieliśmy jeszcze iść spory kawałek. Pogoda, jak to wiosną, bywała zmienna. Zaczęło padać. Zmieniające się barwy liści poprzez deszcz podkreślały ulotność chwili, która była tak niezwykle ważna. Słońce niewinnie wychylało się zza półprzezroczystych chmur, przebijając się przez gałęzie, dotykając ziemi ciepłymi promieniami. Deszcz zmobilizował nas i z jeszcze większym zapałem przygotowywaliśmy się do hucznej przedkoncertowej imprezy. Na polu namiotowym było sporo młodych ludzi, którzy tak jak my radośnie podchodzili do życia. Kiedy rozpakowaliśmy swoje bagaże i rozstawiliśmy namioty, wieczorem urządziliśmy wielkie ognisko dla wszystkich osób oczekujących na koncert. Wspominać można by było wiele.
Niebo rankiem przejaśniło się. Słońce zaczęło coraz mocniej świecić. Atmosfera, jaka panowała przed koncertem, była niesamowicie przyjemna. Okolica, w której się znajdowaliśmy, była przepełniona, jak pamiętam, zielenią. Wiele razy chciałabym powrócić w to miejsce. Nadszedł wieczór, czas koncertu, który rozpoczął się z wielką klasą. Stałam tuż przy scenie, śpiewałam, tańczyłam i bacznie obserwowałam wokalistę, który imponował mi pod każdym względem. Grane były moje ulubione piosenki, byłam taka szczęśliwa! Zauważyłam, że wokalista również czasami na mnie spogląda! Hmm... może to tylko mój wymysł? Byłam tak zafascynowana nim, że nie zwracałam uwagi na innych muzyków z zespołu, jednak dobrego nigdy za wiele.
Koncert dobiegał koniec. Kiedy przestali grać, wraz ze swoją grupą przyjaciół postanowiliśmy za wszelką cenę zdobyć plakaty z autografami, które osobiście rozdawali członkowie grupy wokalnej. Pobiegliśmy na drugą stronę sceny bardzo szybko. Cała się trzęsłam, było mi tak gorąco, kiedy ten słynny wokalista wręczał mi plakat z imiennym autografem. Poprosiłam go o jedno zdjęcie, które pragnęłam sobie z nim zrobić. Zgodził się! Nawet nie macie, drodzy czytelnicy, pojęcia, jaka byłam szczęśliwa!!! Pierwszy raz tak mocno szalałam z radości. Szkoda było opuszczać to miejsce. Wracając pociągiem do domu, nie mogłam zmrużyć oka w przeciwieństwie do moich przyjaciół, których przy stacji końcowej nie mogłam dobudzić. Wspomnienia mam naprawdę piękne. Każdemu życzę takiej radosnej, pełnej szczęścia wiosny.
KAROLINA ALEXANDRA ŻABIŃSKA