Idziemy wybierać burmistrza i radnych. Wybór nie będzie łatwy, spośród wielu kandydatów trzeba wybrać najlepszych i samych prawdziwych, spośród tych, którzy walcząc o najważniejszy stołek w wytwornym gabinecie na I piętrze nowego iławskiego ratusza, gotowi będą nam przedstawić tak fantastyczne programy, że żadne szczerozłote pióro nie zdoła ich nam wytłumaczyć.
Wiesław Niesiobędzki
Musimy więc z rozmysłem decydować na kogo oddamy swój głos. Licząca 700 lat Iława to nie hetka, pętelka, by ją powierzać pierwszemu lepszemu, który dobrze gada, gładko obiecuje i do tego ładnie wygląda. Dokonując wyboru, wybieramy człowieka od którego będzie zależał nie tylko rozwój Iławy, ale też nasza i naszych bliskich przyszłość. Ta zaś nie bierze się z niczego, jej źródłem i uwarunkowaniem jest zawsze przeszłość.
Od najwcześniejszych czasów rozwojowi gospodarki naszego miasta sprzyjały okresy pokoju i dobrej współpracy Zakonu oraz Księstwa Pruskiego z sąsiednią Polską, gdy miasto mogło utrzymywać niezakłócone wojnami kontakty gospodarcze z chłonnymi rynkami: Grudziądza, Torunia, Brodnicy, Malborka i Gdańska. Szczególnie pomyślnym był wiek XIX, gdy dzięki dogodnym połączeniom wodnym, drogowym i krzyżującym się w Iławie magistralom kolejowym, miasto miało dostęp do rynków zbytu nieomal całego Cesarstwa Niemieckiego.
W tej sytuacji wręcz niezrozumiałym jest, że Iława, która po 1945 roku otrzymała, przez całe wieki nieosiągalne, warunki sprzyjające nieskrępowanym kontaktom handlowym, gospodarczym i turystycznym ze wszystkimi miastami dawnej Polski oraz Prus Wschodnich i Zachodnich, a dzisiaj także z odgrodzonymi kiedyś kordonem granicznym miastami państwami wchodzącymi w skład Unii Europejskiej – zamiast cieszyć się dobroczynnymi tego skutkami, grzęźnie w strukturalnym wręcz marazmie i nie potrafi wejść na ścieżkę trwałego wzrostu gospodarczego.
Wojna i powojenne zniszczenia oraz późniejszy peerelowski okres gospodarki nakazowo-rozdzielczej niczego tu nie tłumaczą. Wszak w tamtym okresie w doszczętnie zniszczonym przez Armię Czerwoną mieście pieczołowicie odbudowano jego stare dzielnice centralne, rozbudowano przedmieścia: ostródzkie, zalewskie i lubawskie, potrojono liczbę szkół podstawowych i średnich, wybudowano całkiem nowe osiedla, takie jak: Centralne i Podleśne.
Po upadku PRL, pod rządami wolnej gospodarki rynkowej, wydawać się mogło, że Iława szybko stanie się bogatym i pomyślnie rozwijającym się miastem zamieszkiwanym przez zadowolonych i szczęśliwych mieszkańców. Tak jednak o dziwo nie jest, bowiem Iława – niewątpliwie jedna z bardziej atrakcyjnych miejscowości regionu – od wielu lat przeżywa kryzys bezrobocia i zazdrości powodzenia takim miejscowościom, jak na przykład leżącej pomiędzy Ostródą a Olsztynem osadzie leśnej Stare Jabłonki, położonemu na Mazurach (nad niewielkim Jeziorem Czos) Mrągowu, czy leżącym nad wielkimi jeziorami mazurskimi Mikołajkom, Giżycku, Węgorzewie albo Rucianemu.
Dlaczego tak się dzieje? Co jest tego przyczyną i kto jest temu winien? Jedni mówią, że wina leży po stronie włodarzy miasta, którzy z tych czy innych przyczyn nie chcieli lub nie potrafili stworzyć warunków, by w miejsce likwidowanych po 1990 zakładów pracy mogły powstać nowe tworzone przez inwestorów zewnętrznych.
W dodatku ci sami włodarze, nie byli w stanie wykorzystać niespotykanych gdzie indziej możliwości turystyczno-rekreacyjnych wynikających z położenia miasta nad najdłuższym w Polsce jeziorem, połączonym dodatkowo kanałem Iławsko-Ostródzkim z Elblągiem, Gdańskiem i Zalewem Wiślanym. Tłumacząc przy tym, że wszystkiemu jest winne fatalne i peryferyjne położenie Iławy z dala od bezpośrednich i dogodnych połączeń drogowych z Warszawą.
Być może miastu lepiej by się wiodło, gdyby Iława – zgodnie ze swoim naturalnym otoczeniem geograficzno-politycznym, historycznymi związkami gospodarczymi i trasami komunikacyjnymi łączącymi ją z Powiślem – należała nie do województwa warmińsko-mazurskiego, lecz wchodziła w skład województwa pomorskiego lub przynajmniej kujawsko-pomorskiego. Wszak mieszkańcy tych regionów – w przeciwieństwie od olsztynian zapatrzonych w swoje 11 niewielkich jeziorek oraz leżące na trasie Warszawa-Olsztyn jeziorka – już od dawna są zafascynowani Iławą i Jeziorakiem. Wystarczy, gdy przyjdzie lato, policzyć przejeżdżające i parkujące w Iławie samochody z rejestracją Bydgoszczy, Kwidzyna, Grudziądza, Torunia, Malborka oraz Gdańska. Także Jeziorak, jego wyspy, zatoki i przystanie pełne są jachtów żaglowych i łodzi motorowych, noszących znaki rejestracyjne tych miast...
Biorąc to pod uwagę można zakładać, że władze wojewódzkie Pomorza lub Kujaw byłyby o wiele bardziej skłonne niż warmińsko-mazurskie kierować do miasta nad Jeziorakiem środki służące rozwojowi tutejszej bazy turystyczno-wypoczynkowej.
Gwoli sprawiedliwości zauważyć jednak trzeba, że ten punkt widzenia decydujące znaczenie miał do 1989 roku – w czasach gospodarki opartej na widzimisię partyjnych władz wojewódzkich lub centralnych. Wtedy, w tamtej rzeczywiści, olsztyńskie władze wojewódzkie całą swoją uwagę oraz środki inwestycyjne kierowały na rozwój stolicy województwa oraz miast i ośrodków położonych nad Śniardwami, Mamrami, Niegocinem i innymi wielkimi jeziorami mazurskimi. Tam bowiem najbliżej, a do tego „po drodze” było do Olsztyna towarzyszom z KC i warszawskich sfer rządowych. Tam także najprzyjemniej i najbardziej owocnie spędzało się czas na wspólnych z nimi polowaniach oraz biesiadach.
Tego rodzaju tłumaczenie nie wyjaśnia jednak wszystkiego, nie daje odpowiedzi na wszystkie wątpliwości oraz pytania dotyczące trudnej dzisiaj sytuacji naszego urokliwego miasta Iławy.
Nie za wszystko da się też obwinić miniony 17 lat temu ustrój planowo-nakazowy. Od tego czasu bowiem bardzo dużo miast – o wiele bardziej niegdyś od Iławy zaniedbanych, a do tego nie mających tak atrakcyjnych jak Iława warunków naturalnych – zdążyło się podnieść, rozwinąć i tym samym zapewnić swoim mieszkańcom pracę, dobre zarobki oraz godziwe życie.
Tylko tu, nad Jeziorakiem jest jak po wojnie: cicho i spokojnie. Tu nadal mamy te same stare poniemieckie plaże oraz przystanie. Ciągle narzekamy na brak chociaż jednego przyzwoitego, pojemnego hotelu i całodobowej eleganckiej restauracji, a poza jednym zakładem Bi-es nie powstało w mieście ani jedno większe i w miarę nowoczesne przedsiębiorstwo, które mogłoby dać zatrudnienie szukającym pracy iławianom zwalnianym z upadającego IZNS-u, zwijających skrzydła MM-ów, Ekodrobu, ziemniaczanki czy węzła kolejowego PKP.
Kogo więc i co należy winić za to wszystko, czego nie mamy i czego Iławie brakuje do tego, by z podupadłego miasta niewykorzystanych szans mogła zmienić się w prawdziwą stolicę powiatu – z dynamicznie rozwijającą się gospodarką i atrakcyjnym zapleczem turystyczno-rekreacyjnym?
Myślę, że niejeden z nas przypomniałby sobie kilka nazwisk i umiałby palcem wskazać na być może grafa Finckensteina, który mieszczan iławskich miał za nic i wprost „wszarzami” nazywał, lub może Ulricha von Jungingen, że pod Grunwaldem przegrał, albo króla Szwecji Gustawa Karola, że Iławę przez miesiąc okupował i że wszystkiego ograbił, czy na ostatek Władysława Gomółkę, który jako minister Ziem Odzyskanych naszą Iławę do województwa olsztyńskiego tak fatalnie przylepił...?
Lista jest otwarta, można ją kontynuować, wszak w Iławie wielu rządziło i wielu o jej losach decydowało. To jednak nic nie da i nigdzie nas nie zaprowadzi. Bowiem czasy, gdy władza wszystkim wszystko dawała, lepiej wszystko wiedziała, za wszystko odpowiadała i o wszystkim decydowała, skończyły się w 1989 roku.
Obecnie od 17 już lat żyjemy w wolnym i demokratycznym kraju, a wolność polega na tym, że sami o sobie decydujemy i sami też odpowiadamy za siebie. Dlatego nie wskażę po imieniu żadnego konkretnego człowieka, którego należałoby obciążyć winą za to, że mamy w Iławie tak właśnie, jak mamy. Prawda bowiem jest taka, że wszyscy jesteśmy winni.
Wszyscy mieliśmy i nadal mamy wolny wybór i kto chciał, ten wybierał jak chciał, a kto nie chciał, ten w domu plecy grzał. W rezultacie mieliśmy i mamy takich a nie innych włodarzy, którzy tak a nie inaczej Iławą rządzili i tak a nie inaczej nas urządzili. Sami więc sobie ten los zgotowaliśmy. A skoro tak, nie wolno narzekać, trzeba zacisnąć zęby i z tym żyć, innego wyjścia jak na razie nie ma. Jednak tylko na razie, drodzy wyborcy iławscy... Na razie, bo!
Bo oto już wkrótce, w niedzielę 12 listopada, będą nowe wybory i nasza odzyskana w 1989 roku wolność oraz demokracja dadzą nam szansę nowego, oby właściwego, wyboru. Rzecz w tym, żebyśmy jej nie zmarnowali i nie dali się omamić pięknie brzmiącymi słowami różnej maści starych i nowych dobroczyńców.
Nie wierzmy żadnemu dobrodziejowi, który obiecuje, że nam cokolwiek da – pracę, mieszkanie albo szkołę. Kto tak mówi jest kłamcą i manipulatorem. Szkoła życia uczy, bowiem, że mamy to tylko, na co każdy sam sobie zapracował. Trzeba, więc pytać takiego dobrodzieja. Skąd weźmie pieniądze na realizację swoich obietnic? W jakim terminie i przy pomocy jakich specjalistów się ze swych obietnic wywiąże?
Nie dajmy się też nabrać na ich przynależność do partii takiej czy innej lub ugrupowania mającego pięknie brzmiące nazwy i przywódców wpatrzonych w wielkie zamiary i idee zbawienne. Nam przecież nie o zbawienie chodzi, czy o partię i jej przywódców charyzmatycznych, lecz o nasze własne dobro i naszego miasta pomyślny rozwój. Do tego zaś potrzebna jest nie partia taka albo inna, lecz jeden konkretny człowiek pracowity, energiczny i przedsiębiorczy, który w swoim życiu swoją własną pracę i pomysłem coś osiągnął i czegoś dokonał.
Nie wiecie skąd takiego wziąć? Szukajcie a znajdziecie!
Popatrzcie na swoich proboszczów chociażby z parafii Brata Alberta, Lipowego dworu czy Nowej Wsi. Tam jeszcze kilka lat temu były tylko szczere pola. Dzisiaj w nowych kościołach modlą się wierni i kwitnie życie religijne. A przecież nie mają oni, ci proboszczowie, ani urzędników licznych, zastępców, sekretarzy, księgowych czy chociażby sztywnego budżetu. Mają za to swoją wiarę, są wytrwali, pracowici i przedsiębiorczy. Co zaś najważniejsze, mają Was – swych parafian wiernych. Wystarczyło, że umieli dotrzeć do Was, wyjaśnić w czym rzecz, zmobilizować do czynu i w czynie tym skutecznie przewodzić.
Weźcie sobie więc ich na przykład i nie pozwólcie sobie wmówić, że burmistrzem Iławy nie może być zwyczajny, przedsiębiorczy, a do tego kompetentny człowiek. Nie wierzcie zwłaszcza nikomu, kto będzie ściemniał, że burmistrzem musi być taki, który się poświęcał walcząc z komuną. Takiego od razu należy pytać: czy on walczył dla nagród i stanowisk czy z poczucia obowiązku i patriotyzmu? Jeśli dla orderów i stanowisk, to do Moskwy droga prosta, a jeśli z poczucia obowiązku i miłości ojczyzny, to będzie zbawiony.
Pytajcie też kandydatów na burmistrza i radnych: co myślą o odzyskaniu przez miasto prawa własności do połowy Jezioraka, za który miasto w 1822 roku zapłaciło 2333 talary grafowi zu-Dohnie? Trzeba pytać o Jeziorak – zwłaszcza teraz, gdy do swoich dawnych właścicieli wracają odebrane im jeszcze przez cara lub władze pruskie dobra kościelne i obiekty zakonne – i dawni właściciele otrzymują należące do nich do 1945 roku lasy i jeziora, pałace, kamienice, zamki, fabryki, browary itp.
Dlaczego wszędzie w Polsce ma się rozwijać kapitalizm i reprywatyzacja, a tylko tu – w regionie iławskim – po staremu ma kwitnąć socjalizm i zyski z gospodarki wodnej na Jezioraku, należącym do 1945 roku na prawach wieczystej dzierżawy do Iławy, ma czerpać państwowa Agencja Nieruchomości Rolnych? Wszak dochody z gospodarki zasobami Jezioraka, wpływające do kasy miasta, mogą sprawić, że Iławę będzie stać na budowę i utrzymanie atrakcyjnych, strzeżonych przez ratowników plaż, przyzwoitych przystani i portów żeglarskich oraz kupno sprzętu dla WOPR-owców.
Może wtedy – w wyniku wielu dociekań i pytań – uda się dokonać właściwego wyboru i wreszcie doczekamy dnia, że miastem będą rządzili ludzie kompetentni, dynamiczni i przedsiębiorczy, którzy swoją wytrwałą pracą, umiejętnym zarządzaniem i właściwym doborem współpracowników przyczynią się do rozwoju gospodarczego Iławy, a tym samym stworzą warunki do tego, żeby każdy z nas mógł własną pracą i zapobiegliwością, bez oglądania się na taką czy inną partię i jej wspaniałego przywódcę, osiągać swoje własne cele i realizować swoje własne zamiary.
Wiesław Niesiobędzki