Niemcy ponoć nie lubią tzw. śpiących policjantów, czyli wybrzuszeń sztucznie formowanych na jezdni, bo po to drogi są równe i nowe, by na nich nie podskakiwać jak – za przeproszeniem – na przyczepie leciwej ciężarówki. Państwo tego wysłuchało i masowo montuje kamery na szlakach miejskich i osiedlowych. Mandat goni mandat. Ale reguły akceptują obie strony.
Leszek Olszewski
Polska ze swym pustym portfelem niestety preferuje pierwszą opcję, ale dobre i to. Tyle, że gdzieniegdzie „policjantów” śpi trzech na kilometrze, w mniej zaś fartownych rejonach, drogi wewnątrzosiedlowe ciągną się kilometrami i nic. Jak ktoś na nich śpi, to jest to z pewnością prywatna osoba i czyni to na własne ryzyko wymiany życia doczesnego na wieczne. Przykład zaczerpnąłem oczywiście iławski.
Przy ogromnym wysiewie zwłaszcza młodych szaleńców za kółkiem (o czym pisałem niedawno), zapomniane te ulice i uliczki są nierzadko prawie, że torem treningowym Formuły1, o czym naocznie się przekonałem goszcząc w przeciągu kilku dni dwukrotnie w okolicach iławskich ulic Prusa i Słowackiego. Nie zraźcie się owymi dwoma „nic nie mówiącymi” nazwiskami, ludzie tam mieszkają naprawdę godni uwagi.
Może nie wspomnę o tych sensownych, pochylmy się zatem nad jednostkami biednymi – to jest tymi, którym Pan Bóg ze Świętą Rodziną zdecydował się nie przydzielać z okazji urodzin mózgu. Teraz udowadniają to na tysiąc sposobów – to się odezwą, kupią gazetę, dosiądą samochodu, zagłosują – różnie. Stosunkowo łatwo więc idzie konkretny przypadek wyłowić, a po kilkunastu sekundach utwierdzić się w spostrzeżeniu i za to z kolei Panu Bogu należą się gorące słowa podziękowania.
Zdziwiło mnie bardzo, gdy za oknem na uliczce, która kończy się polem, a 50 metrów za nią biegnie podobna – równoległa – co jakiś czas szybami wstrząsał odgłos ryczącego na zewnątrz silnika. Prędkość musiała być zawrotna, skoro w zakręt wchodził straceniec z piskiem opon. I tak, co kilka minut ten sam as, albo ktoś podobny urządzał sobie moto-rodeo, bo ponoć młodych Niki Laudów w okolicznych domach nie brakuje.
Horror dla uszu, przypadkowych przechodniów, zwierząt domowych a w końcu – kojącej ciszy, tak zbawiennej dla układu nerwowego po dniu pracy. Okazuje się, że wyścigowa półpętla dla gminnych desperados, a raczej idiotos ma swój początek u zjazdu z iławskiej autostrady Lipowego Dworu w ulicę feralnego Słowackiego. Potem 250 metrów prosto z górki, pisk opon i być może pod domem.
Genialna rozrywka godna tytanów intelektu! Pogratulować rodzicom latorośli, szkoda, że nie rozmnażają się co rok! Apeluję stąd – w ramach zreasumowania tematu, by jak najprędzej wybudować tam punkty kontrolne, tamujące nadpobudliwych przed rozwijaniem pod domami rajdowych prędkości, to chyba jedyny sensowny sposób, by spokój Pański zagościł tam z powrotem pod domostwami. Inne środki – wiem na pewno – nie pomogą, skoro sam byłem świadkiem jak jeden z automobilowych furiatów tłumaczył starszemu panu, który ledwo uszedł z życiem, że każdy jeździ jak potrafi, więc na pewno przez Słowackiego nigdy wolniej pędził nie będzie.
Argumentacja – przyznajmy – jak z piaskownicy, niemniej charakterystyczna pod kątem dotarcia do jednego czy drugiego silnikowego zabijaki. Może kompleksy w ten sposób upuszcza, jakieś bieżące niepowodzenia – kto wie, ale póki nie ma ofiar, czas podjąć działania prewencyjne, bo osioł nawet jak go prosić na kolanach by stał się istotą ludzką – na pewno pozostanie osłem nadal. Takie jego niezbywalne zamulone prawo.
Skandalem obyczajowym zakończyło się hucznie ogłaszane otwarcie InterMarche, które to chciały uświetnić tłumy. Niestety powitały ich głuche drzwi. Lakonicznie wywieszono kartkę, że winni nie są po stronie marketu. Czemu nie wyjaśniono, że nawalił wykonawca budowlany ze Śląska?
U wejścia dodatkowo straszyła tekturowa podobizna… Krawczyka przebranego za muszkietera, co – przyznam – odstręczyło mnie do pojawienia się tam kiedykolwiek. Ale jaki kraj, tacy muszkieterowie – to zdanie napisałem tydzień temu i teraz triumfuję. Potwierdziło się bowiem w kontekście śmiesznego pana od nieskomplikowanych piosenek dla gawiedzi w całej rozciągłości.
Mogli jeszcze dodać do towarzystwa Leppera oraz jakiegoś bohatera polskiego serialu, bo jak już w bój, to we trzech, a takiemu kolażowi i Atos z Aramisem oraz Portosem nie zdzierżyliby. No chyba, że z niewielką pomocą d’Artagnana, ale to już nieładnie, bo równowaga siadła. Co się jednak stało, że półki pękają, Krawczyk stoi a interes leży – nie mam pojęcia. Nie wiem nawet jak dywagować, by nie popaść w synkretyzm.
Może kasjerki przeszkolono tylko pod kątem wydawania reszty ładnie odzianej klienteli? A tu za szybą jaskiniowcy w tańszej garderobie. Jak by nie było, mój prywatny Diamentowy Gwóźdź w kategorii „papa roku” ma InterMarche. Za nadruk wejściowy „muszkieterowie”, Krawczyka w tej chlubnej roli, szumne otwarcie podwojów...
Ostatnia sprawa, jest mniej bezsensowna niż przedostatnia – i chwała jej z chałwą za to. Iława – jak wiadomo – po fundusze unijne sięga za obecnej władzy jak Saddam po Konwencję Genewską z czasów pojmania amerykańskich marines w pierwszej wojnie z USA. Ale trudno – nikt siebie nie przeskoczy. Można natomiast w tej mieścinie trochę pomyśleć nad ulepszeniem realiów, zwłaszcza tych czyniących życie ciasnym.
Fatalnie jawi się szlak komunikacji asfaltowej w tyglu ulic Westerplatte i Konopnickiej. Krawężniki mają tam miejscami po pół metra wysokości, drogi są jednokierunkowe, gdzieś na środku nich parking, trakty chodnikowe przypominają leje, a po bokach kwitną gnijąc komunistyczne zieleńce o szerokości autobusu. Zerwanie tego i zmiana logistyki okolicy potrwa może z miesiąc, po czym będzie się tam chciało jeździć, chodzić, może nawet fruwać.
Stare płytki chodnikowe można oddać do Muzeum Socjalizmu w Pałacu Kultury, poprosić może nawet na otwarcie wielebnego, by kropnął tu i tam i będzie słodko. O co w imieniu zwłaszcza mieszkańców wypraszam. Do dzieła panowie!
Leszek Olszewski