Nowym kierownikiem wydziału promocji iławskiego ratusza został Piotr Ambroziak. Moim zdaniem jest to wybór słuszny. Ze wszystkich kandydatów startujących w konkursie Ambroziak miał największe kompetencje. Czy można było podjąć inną decyzję? Każdy inny wybór wzbudziłby kontrowersje, że konkurs został ustawiony.
Nikt inny nie miał większego doświadczenia. Piotr Ambroziak pracował już na tym stanowisku, kiedy burmistrzem był Jarosław Maśkiewicz. Pracę zaczął chwilę po słabych obchodach 700-lecia nadania praw miejskich, posługuje się językiem niderlandzkim, co dobrze rokuje naszym interesom w Holandii. Jego osobiste, dobre relacje z samorządowcami w mieście partnerskim Tholen są szczególnie istotne. Ten wybór daje szansę na holenderskie inwestycje w Iławie. Burmistrz mógł postawić na nieznane, mógł dokonać innego wyboru, ale czy mógł ryzykować?
Jest jednak inna strona tej nominacji. Polityczna.
Piotr Ambroziak to kontrkandydat obecnego burmistrza w zeszłorocznych wyborach samorządowych. Uzyskał trzeci wynik. Pozostawia to wątpliwości, czy Ambroziak powinien szukać pracy u Żylińskiego? Jeśli ktoś tu popełnił polityczny błąd, to właśnie nowy kierownik wydziału promocji iławskiego ratusza. Swoją decyzją pozbawił się politycznej przyszłości. Adam Żyliński postąpił rozsądnie, sięgnął po część iławskich wyborców, którzy głosowali na Ambroziaka. Teraz również oni mają swój głos w ratuszu. Głos mocny, choć samotny, bo z listy Piotra Ambroziaka do rady miasta nie dostał się nikt.
Czy jednak w ogóle warto się zajmować fotelem kierownika wydziału promocji? Czy mieszkańcy osiedla XXX-lecia albo Podleśnego zauważyli, że przez ostatnich kilka tygodni stanowisko kierownika wydziału promocji było puste? Z pewnością nie, dla większości mieszkańców naszego miasta istnienie tego wydziału jest niezauważalne. Z punktu widzenia codziennych spraw mieszkańców ten wydział to strata pieniędzy podatników. Mam nadzieję, że zamiast zajmować się promocją, wydział skoncentruje się na poszukiwaniu inwestorów zagranicznych, którzy stworzą nowe miejsca pracy. Zresztą, co tu promować?
W sobotnie popołudnie przeszedłem się ul. Niepodległości w Iławie, od ronda przy poczcie do Starego Miasta. Po prawej minąłem dawną galerię sztuki, obecnie siedzibę stowarzyszenia artystycznego. Miejsce znane od lat, wiele osób swój pierwszy kontakt ze sztuką współczesną miało w dawnej galerii... Wielka szkoda, że miejsce to umarło.
Wygląda na to, że Iławskie Centrum Kultury nie ma koncepcji na to miejsce, nie ma tej koncepcji również stowarzyszenie prowadzące tam działalność. Jak przeczytałem na zamkniętych drzwiach, lokal jest czynny od 10 do 14. Życie artystyczne toczy się raczej wieczorami a nie rano przez cztery godziny. To świetne miejsce na miejską galerię sztuki czynną również wieczorami. Może klubokawiarnia, ze spotkaniami artystycznymi, wernisażami do późnych godzin, dyskusjami, które trwają dłużej niż cztery godziny i niekoniecznie rano? Może tu powinien się przenieść wydział promocji i zmienić swój profil z biurowego na kawiarniany?
Po lewej minąłem pusty park miejski, pełny równie pustych kawiarni. Zasłoniłem oczy, by nie patrzeć na fontannę – żabę. Na ile się orientuję, postmodernizm w sztuce już dawno się skończył. Żaba jednak na przekór światowym trendom co roku przybiera nową warstwę coraz bardziej pstrokatych kolorów. Proponuję żabę przepiaskować i zostawić w spokoju.
Doszedłem do galerii Na Wprost. Chodzę na niemal każdy wernisaż w tej galerii. Każda wystawa jest wydarzeniem kulturalnym, okazją do dyskusji i poznania nowych osób. Galeria od wielu lat prowadzi konsekwentną politykę artystyczną, pokazując malarstwo współczesne na najwyższym poziomie. Wątpię, by w naszym województwie było drugie takie miejsce. Edward Baranowski zażartował kiedyś, że nie jest właścicielem galerii, ale raczej galernikiem. Cieszę się, że są w naszym mieście ludzie z ideą, którzy nie będąc na miejskim etacie, upowszechniają kulturę.
Idąc dalej przeszedłem obok rzędu zamkniętych sklepów i doszedłem do ratusza. Sobota, urzędnicy mają wolne. Informacja turystyczna również w weekendy zamknięta. Popatrzyłem chwilę na plakaty wywieszone w oknie nieczynnej informacji i poszedłem na Stare Miasto. Sklep spożywczy, dwa sklepy z odzieżą używaną, pusty lokal po delikatesach, kilka innych sklepów oczywiście zamkniętych i restauracja.
Jeśli mieszkańcy nie mają co robić, po co zachęcać turystów do przyjazdu? Myślę, że w tych wszystkich dyskusjach o promocji i turystyce ginie to, co najważniejsze – mieszkańcy. Miasto nie może żyć od jednego festiwalu do drugiego, od jednej niedzieli do kolejnej. Każdy dzień w Iławie musi być wyjątkowy, przede wszystkim dla mieszkańców! Wydział promocji to tylko kilka etatów, najlepszymi ambasadorami Iławy są jej mieszkańcy.
Jeśli dziś ktoś mnie zapyta, po co przyjechać do naszego miasta, nie znajduję odpowiedzi. Jest jezioro, trochę ryb, jeśli ktoś lubi wędkować, kino, galeria handlowa... To samo, co wszędzie.
Tymczasem Iława jest miastem z charakterem! Przez wiele lat po naszych ulicach chodził znany pisarz Zbigniew Nienacki. W „czerwonym” kościele jego Pan Samochodzik rozwiązał zagadkę złotej rękawicy! Pisarz często jadł w restauracji Czapla i Hotelowa, na kawę chodził do Marago. Czy dowie się tego turysta? Nie.
Przez lata przez Iławę biegły również ścieżki poety Edwarda Stachury. Tego również żaden z turystów się nie dowie. Takich faktów, atrakcyjnych dla całorocznego turysty, jest więcej, ale są one starannie ukryte. Zresztą, podejrzewam, że wkrótce nawet samo miasto zostanie ukryte przed turystami za pomocą ekranów akustycznych wzdłuż torów. Zdaje się, że rozmowy z urzędnikami kolejowymi nie układają się najlepiej.
Mieszkańcy nie mogą stać się dodatkiem, czymś zbędnym. Miasto musi dbać przede wszystkim o codzienne sprawy, a na drugim miejscu o samopoczucie turystów. Zadowoleni mieszkańcy najlepiej zareklamują nasze miasto.
BARTOSZ GONZALEZ