Szczególnie w mniejszych miastach obowiązuje selekcja negatywna. Mierni, ale wierni zajmują różne stanowiska, również w kulturze, blokując kreatywnych i niewiernych. Szansę na rozkwit ograniczają urzędnicy, którzy podejmują decyzję o tym, jak wygląda polska rzeczywistość. Począwszy od polbruku, który jest symbolem trzeciego świata i zalał nasze miasta, przez stylizowane słupy latarni, do programu galerii artystycznych, jakości telewizji i gazet.
Kilka tygodni temu pisałem, że 40 lat temu w Iławie pokazano wystawę znanego fotografika Czesława Wasiłowskiego. Zdjęcia wisiały w domu kultury przy ul. Kościuszki. Na fotografiach artysta pokazał kolorowe biusty kobiet. Jak to możliwe, że przy ówczesnej cenzurze, wszechobecnej Służbie Bezpieczeństwa, pod czujnym okiem partii pokazano nagość?
Miejski Dom Kultury mieścił się zaledwie kilkanaście metrów od komitetu miejskiego PZPR. Dziś taka wystawa w Iławie jest nie do pomyślenia. Może w prywatnej galerii, ale na pewno nie w publicznym miejscu finansowanym przez urzędników.
Widocznie wolność powoduje autocenzurę.
Z braku partii i Służby Bezpieczeństwa wymyśliliśmy dziś własną, wewnętrzną autocenzurę. W podobno wolnej Polsce urzędnik rozważa w swoim wnętrzu, czy jego decyzja spodoba się zwierzchnikom, czy wpisze się w ogólny nastrój, czy dopasuję się do obowiązującej narracji.
W PRL takich rozterek nie było, istniały ciała nadrzędne, które pełniły rolę sumienia. Cenzura, przewodniczący organizacji partyjnej, gremium, plenum, forum, rada, kolektyw, itd. Jednostka była zwolniona z ciężaru podejmowania decyzji.
Jak widać po sztuce, PRL był o lata świetlne dalej w tym względzie niż dzisiejsza, wolna Polska. Wystarczy sięgnąć po osiągnięcia fotografików, którzy liczyli się na światowych salonach. Dziś, mimo że wszyscy fotografują, nie udaje się zdobywać nagród.
Mimo zalewu pięknych zdjęć na Facebooku, nikt z Iławy się nie przebił. Mamy tylko Czesława Wasiłowskiego i Krystynę Janusz, która niedawno ponownie sięgnęła po zapomnianą technikę ręcznego malowania zdjęć. Fotografka idzie pod prąd, bez komputera, stworzyła piękny kalendarz dla olsztyńskiego uniwersytetu. Większość naszych fotografów zabiega jedynie o polubienia w internecie.
Burmistrz Iławy Adam Żyliński zatrudnił niedawno Bożenę Cebulską (kojarzoną z aferą korupcyjną w Olsztynie), licząc, że pomoże mu sięgnąć po unijne fundusze w Urzędzie Marszałkowskim. Ruch kadrowy okazał się kontrowersyjny. Łukasz Tulwiński z Ruchu Narodowego wystosował do burmistrza list otwarty w tej sprawie. Działacze zwracają uwagę, że Cebulska ma postawione zarzuty w sprawie o korupcję.
Żyliński mówi, że ta sprawa go nie interesuje, a Cebulską uznaje za osobę o wysokich kompetencjach. W tej sprawie postępowanie prokuratury jest esencją problemów polskiego wymiaru sprawiedliwości. Sprawa ciągnie się już kilka lat, sąd nie rozpoczął procesu, a wszystkie osoby dotknięte tym oskarżeniem żyją w zawieszeniu. Winni czy nie?
Dla mnie ciekawe jest coś innego w tej sprawie. Gdyby na przykład taki wielki Dawid Bowie musiał przejść przez polskie urzędy, nie wydałby nawet jednej płyty.
Pokazałem kiedyś swoje zdjęcie pewnemu lokalnemu urzędnikowi, który zwrócił uwagę, że jest nieco krzywe. Urzędnik ten dokonał aborcji na wstępie i nie pozwolił się urodzić ciekawemu projektowi. W ten sposób morduje się dziennie setki interesujących inicjatyw, które nie mieszczą się w małych głowach niektórych urzędników.
Na ratunek powinien przyjść sektor prywatny. Czasami się udaje. Ludzie, którzy nie mieszczą się w formalnych ograniczeniach różnych urzędów, odnajdują się w nieograniczonym świecie działalności prywatnej.
Dlaczego Bożena Cebulska, mając tak wysokie kompetencje, ogromną wiedzę o funduszach unijnych, nie założyła własnej firmy konsultingowej? Wyjechać do Gdańska, Warszawy albo Wrocławia i zarabiać miliony, zamiast kilkunastu tysięcy na urzędniczym stanowisku?
Zawsze mnie to nurtuje, dlaczego urzędnicy, którzy tracą stołek, nie odnajdują się w rzeczywistości. Bez służbowego telefonu, samochodu, sekretarki i biurka są bezradni jak dzieci. Pokażcie, co potraficie! Skoro, jak zapewnia Adam Żyliński, pani Cebulska ma tak dużą wiedzę, to dlaczego nie odnalazła się w sektorze prywatnym? Czy to kolejny przypadek osoby, która z zawodu jest urzędnikiem? Bez stołka nie da się pisać wniosków o dotacje?
Dziwna i smutna jest polska rzeczywistość. Człowiek pozbawiony funkcji staje się nikim. Szarzeje i traci swoje zdolności. Powrót do urzędu napełnia twarz kolorem, oczy nabierają blasku, wracają kompetencje. Znowu można działać!
Urząd miejski, jak mówi pewien pan, stał się przystanią dla różnych osób ze skomplikowanym życiorysem. Czy społeczeństwo na tym zyska, czy jest to jedynie kolejna odsłona konfliktu ze starostwem?
Bożena Cebulska została (wszystko na to wskazuje) „wycięta” przez kolegów z Platformy Obywatelskiej, którzy na podstawie mglistego i przeciąganego postępowania prokuratury uznali, że nie może pełnić swoich obowiązków. Żyliński uznał inaczej i wyciągnął rękę. Oby tej ręki po raz kolejny nie stracił.
BARTOSZ GONZALEZ