Niesłychane! Słuchaczami wartościowej konferencji naukowej z okazji 710-lecia miasta Iławy były w zdecydowanej przewadze pluszowe fotele. Sala kina wypełniła się historią regionu, w którym żyjemy. Zabrakło niestety ludzi. Wiem czemu tak się dzieje. Przyczyna jest porażająca. Przyjrzyjmy się.
Wśród zaproszonych gości był m.in. minister Piotr Żuchowski, przedstawiciele samorządu z holenderskiego Tholen i szereg naukowców. Wystąpieniom przysłuchiwało się również kilku radnych miejskich.
Na sali zabrakło mieszkańców. Z pewnym zaskoczeniem odnotował to burmistrz Adam Żyliński. Zaskoczenie całkiem zaskakujące, bowiem konferencja rozpoczęła się o dziewiątej rano. Jedynie bezrobotni, emeryci i renciści dysponują czasem w piątkowe przedpołudnie. Konferencję zorganizowano chyba przede wszystkim dla samych naukowców.
Szkoda, że interesujące wykłady trafiły w pustkę sali kina. Była to szansa dla mieszkańców na poszerzenie wiedzy.
Wśród uczestników był m.in. prof. Stanisław Achremczyk, dyrektor Ośrodka Badań Naukowych w Olsztynie. Do Iławy przyjechali również z niego inni naukowcy. Rzadko się zdarza, by za darmo można było uczestniczyć w tak ciekawym wydarzeniu. Niestety organizatorzy zapomnieli albo nie wiedzą, że przeciętny człowiek w piątek rano pracuje i nie może wziąć wolnego, bo chce posłuchać prof. Achremczyka. Na to spotkanie można było zaprosić uczniów szkół średnich, a następnie zrobić im sprawdzian z lokalnej historii. Można było również konferencję transmitować na żywo do iławskich szkół. Niestety wiedza, zamiast do młodzieży, trafiła do pluszowych foteli.
Może trafnie powiedział jeden z uczestników, że ci, co powinni być, to przyszli... Za rok nikt nie będzie pamiętał słabej frekwencji, za to w życiorysach naukowców pojawił się kolejny punkt w karierze. Każda konferencja, odczyt, publikacja to krok w stronę awansu: z magistra na doktora, potem habilitacja i profesura nadzwyczajna, a w końcu zwyczajna. Ile po drodze trzeba zaliczyć pustych sal i pluszowych foteli, ile zapisać kartek, których nikt nie przeczyta?
Po raz kolejny sięgam po mądrość inżyniera Mamonia z filmu „Rejs”. Kto za to płaci? Pani płaci, pan płaci, wszyscy płacimy za to, by naukowcy mogli porozmawiać z pluszowymi fotelami.
Następnego dnia po konferencji odbyła się w kinie kolejna wycieczka historyczna Michała Młotka i Dariusza Paczkowskiego. Darmowe, popołudniowe spotkanie z historią przyciągnęło jak zwykle kilkudziesięciu mieszkańców i turystów. Dziwne, że organizatorzy wycieczki poświęcili sobotnie popołudnie dla miłośników historii. Mogli przecież zorganizować wycieczkę w piątek o dziewiątej, a sobotę spędzić z rodzinami, np. zbierając grzyby. Przecież najlepiej pracuje się społecznie w godzinach pracy.
W takich chwilach sięgam myślami daleko. Od kiedy kilka miesięcy temu ciśnieniomierz pokazał, że za bardzo się wszystkim przejmuję, muszę uciekać. Czasami trzeba uciec bardzo daleko od wszystkiego, co nas przytłacza i denerwuje. Nie każdy może uciec, nie każdy chce i nie każdy musi.
Ucieczki wewnętrzne są najlepsze. W każdej chwili można się zanurzyć w wewnętrznych oceanach. Nic to nie kosztuje, nikogo nie krzywdzi. Wrócić do rzeczywistości można w każdej chwili. Takie wycieczki są możliwe, o ile ma się w ogóle osobowość. Można powiedzieć, że każdy człowiek coś jednak ma w środku. Nie każdego jednak stać na sięgnięcie w głąb własnych emocji. Łatwo sprawdzić.
Czy potrafimy siedzieć przez dwie godziny w ciszy, nic nie robiąc? Bez radia, telewizora, Internetu? To bardzo trudne. Jak podają naukowcy, duża część młodzieży brytyjskiej budzi się w nocy, by sprawdzić aktualności od znajomych na Facebooku. Ja sam, rano, z zaklejonymi oczami sprawdzam najnowsze wiadomości z mojego kręgu. Uważam, że nie ma niepotrzebnej wiedzy. Chłonę wszystkie drobiazgi jak gąbka. Myślę, że umysł człowieka jest tak pojemny, że jedno życie to za mało, by go wypełnić wiedzą.
Z drugiej strony obserwuję kult ignorancji. Modnie nic nie wiedzieć albo uważać, że się cokolwiek wie. Jak mówili starożytni myśliciele, wiedza to przede wszystkim świadomość jej braku. To nie jest ignorancja, to pokora wobec złożoności świata a jednocześnie chęć jego zrozumienia. Tej chęci nie dostrzegam u młodzieży. Mam wrażenie, że młodzi ludzie rozkoszują się własną pustką.
Jeszcze kilkanaście lat temu po ulicach Iławy chodzili ludzie o bardzo widocznych poglądach. Punki, skinheadzi, depesze... Była młodzież oazowa a nawet ateistyczna. Każdemu raczej o coś chodziło. Dziś obowiązuje dogmat samospełnienia. Młodzieży nie widać na manifestacjach, nie wiemy, o co im chodzi. Przeciwko czemu są, czego oczekują? Czy chodzi jedynie o samospełnienie, cokolwiek to oznacza? Na zewnątrz młodzi wyglądają bardzo przeciętnie, kolejny tatuaż już nie wyróżnia. Kolorowe trampki i podarte jeansy również są bardzo powszechne. Zresztą co się za tym kryje? Chęć upodobnienia się do innych i lęk przed byciem innym?
Może współczesna młodzież jest dużo słabsza od tej sprzed lat. Mało jest osób naprawdę oryginalnych, które idą pod prąd. Mało osób stać na bycie sobą, choć wszyscy o tym mówią. Posiadanie białego telefonu znanej firmy to żadna oryginalność, skoro niemal każdy, kogo stać, ma taki telefon. Czy wśród młodzieży jest ktoś, kto potrafi w ogóle nie mieć telefonu?
Z jednej strony jesteśmy jako społeczeństwo coraz lepiej wykształceni, z drugiej strony jakość tego wykształcenia jest coraz niższa. Współczesny maturzysta równa się absolwentowi zawodówki sprzed lat. Jest jakaś kulturowa luka w społeczeństwie. Dlaczego nie ma nowych punków, anarchistów kontestujących system? Dlaczego nie ma nowych faszystów? Czy wszyscy młodzi chłopcy chcą być metro-seksualno-bezpłciowymi niby mężczyznami w modnych butach z literką N?
Brakuje fermentu, który kiedyś był bardzo widoczny w społeczeństwie. Stoimy posłusznie w szeregu i nikt nie chce się wychylić. Kupiono nas telefonami, samochodami i paszportami. Każdy, komu się nie podoba ustrój, może wyjechać.
Ze smutkiem obserwuję brak młodzieży w organizacjach społeczno-politycznych. Kim będą w przyszłości dzisiejsi młodzi ludzie? Lemingami, których jedynym sensem życia jest spłata kolejnej raty niespłacalnego kredytu w szwajcarskich frankach?
BARTOSZ GONZALEZ