Oto mój subiektywny „Dziennik problemów miejskich” dla iławskich radnych. Odcinek pierwszy. Takie skojarzenie. Znalazłem w iławskiej bibliotece książkę. Zniszczona leżała samotnie na półce przy wejściu. Lądują tam egzemplarze, których już nikt nie potrzebuje. Można je wziąć do domu i przeczytać albo napalić w piecu.
No i znalazłem na półce „Dziennik tematów” Krzysztofa Kąkolewskiego. Ikona polskiego reportażu trafiła na półkę przy... ubikacji. Ha! Na bibliotecznej półce znalazłem dużo pięknych książek, które zniszczone ciągle poruszały i rozwijały. Książka nie musi mieć pięknej okładki, liczy się treść. A ta przecież nie ulega zniszczeniu.
Kąkolewski był w ostatnich latach zapomniany. Nie pojawiał się w telewizji, nie pytano go o zdanie. Mimo że przecież był fundamentem polskiego reportażu, wymazano go ze świadomości nowego pokolenia. Pozostawił po sobie książki, które ciągle poruszają i są wzorem reportażu.
„Dziennik tematów” bez wątpienia porusza. Wywiad z prostytutką jest zdumiewająco aktualny. Powstał w czasach jednego programu telewizyjnego, a jednak człowiek się nie zmienił. Prostytutka Kąkolewskiego mówi o niekochanych mężach, samotnych biznesmenach i przepychu, który ją pociąga. W książce mówi, że zarabia w godzinę tyle, co inni w miesiąc. Kąkolewski rozmawia, co trzeba podkreślić, z prostytutką lepszej kategorii.
„Dziennik tematów” to także obraz społeczeństwa Polski z czasów wczesnego Gierka. Ciekawie jest sięgnąć do przeszłości, która okazuje się zaskakująco aktualna. Jest to podróż tym bardziej przyjemna, że pisana bardzo dobrym językiem, bez słownika wyrazów obcych i zapożyczeń.
Mimo to Kąkolewski komuś przestał być potrzebny. To nie są dobre czasy dla intelektualistów i romantyków. Liczy się rozmiar konta, samochodu, domu.
W czasach PRL-u romantycy i intelektualiści dostawali pracę w bibliotekach i szkołach. Chowali się za biurkami w nieważnych urzędach. Dziś nawet w bibliotece nie ma romantyków. Wszystko musi na siebie zarabiać, nawet sztuka i poezja. W szkołach nie ma miejsca na plastykę i muzykę, kształcimy ignorantów, którzy będą wiedzieć, jak założyć bloga, ale nie będą umieli napisać nawet jednego posta.
Kto dziś w ogóle pisze? Przecież szkoły rozwiązują jedynie testy. Stworzenie tekstu dłuższego niż SMS przekracza możliwości przeciętnego gimnazjalisty. Nasza kultura sprowadza się do zdjęć. Na zdjęciach kolorowy, piękny świat.
Jedna z nauczycielek iławskiego gimnazjum jest „królową” internetowego światka na portalach Facebook i Instagram. Gimnazjaliści mogą się czuć zawstydzeni. Nauczycielka dziennie dodaje nawet kilkanaście postów. Z jej profilu wyłania się obraz wyłącznie uśmiechniętej osoby, która prowadzi szczęśliwe życie. Lokalna laleczka naszych czasów.
Tak internetowa kreacja pryska w bezpośrednim kontakcie. Ilu z młodych ludzi, którzy na Instagramie wyglądają pięknie, w rzeczywistości ma koszmarny trądzik, anoreksję, problemy rodzinne w domu i towarzyskie szkole? Świat tylko na wirtualnym profilu jest idealny.
Na tym tle niezawodnie szokuje pewien salon z Osiedla Podleśnego w Iławie. Pani, która zajmuje się stopami, regularnie dodaje zdjęcia prawdziwego świata. Na jej Facebooku można oglądać najnowsze odciski iławian, grzybice, wrośnięte paznokcie itp. Każde zdjęcie wzbudza oburzenie internetu. Jak to!? Jak można pokazać prawdę!? To nie miejsce na prawdę! To miejsce na piękno i obłudę! Okazuje się, że w butach (z literką N) stópka bywa zagrzybiała, a zakopane w piasku paznokcie ze zdjęcia z wakacji są wrośnięte. Staliśmy się tak fałszywi, że prawda nas boli.
Chciałbym, by profil na Facebooku i Instagramie założył na przykład poważany dermatolog Ryszard Zakrzewski. Ile grzybic byśmy zobaczyli, ile problemów, ile oburzenia by to wywołało! Cóż to byłby za krzyk!
Tak, tak... Zwykłe życie zostało zepchnięte do podziemia. Cierpienie można pokazywać jedynie po ciemku, a łzy mogą być jedynie łzami szczęścia. W internecie nikt nie umiera i nie choruje.
Książka Kąkolewskiego, w ogóle dawne książki pokazywały prawdę o życiu. Dziennikarze nie szukali sukcesów, ale potknięć. Dzisiejsze pokolenie jest zdemoralizowane internetem. Publiczne pokazanie upadku to szukanie taniej sensacji. Ale tylko nam się wydaje, bo ulegliśmy otumanieniu internetem. W prawdziwym życiu mało jest sukcesów. Ludzie chorują, piją, palą, upadają i przegrywają. To pokazał Kąkolewski i inni ówcześni pisarze i dziennikarze.
Smutne, że nasze rozmowy coraz bardziej przypominają posty na Facebooku. Co słychać? Bardzo dobrze! Wszystko się układa! Jest cudownie!
Brakuje nam szczerości. Nie chcę słuchać, jak jest dobrze. Od mówienia, że jest dobrze, nic się nie zmieni, to oszustwo. To amerykańska psychologia, która poniosła klęskę.
Niedawno media pokazały małżeństwo, które zasnęło w samochodzie upojone heroiną. Z tyłu siedział ich 4-letni synek. Media rozwinęły temat. Ujawniono, że w USA znacząco wzrasta spożycie heroiny. Przez lata mówiono: uśmiechnij się, jest dobrze. Jak widać, jest dobrze, mimo że jest bardzo źle.
Presja na sukces jest ogromna, musimy dobrze wyglądać, musimy daleko wyjechać na wakacje, musimy to wszystko pokazać. Facebook to dobre narzędzie społeczne, przede wszystkim do komunikacji. Jednak nie zastąpi zwykłej rozmowy, spojrzenia w oczy, gestów. Na Facebooku nie można milczeć, w zwykłej rozmowie – tak.
Milczenie jest na wyginięciu. Czy ktoś potrafi jeszcze milczeć? Umówić się na kawę i milcząc, patrzeć na jezioro?
Wróćmy jednak do spraw codziennych. Gdyby Krzysztof Kąkolewski miał zrobić reportaż z powiatu iławskiego, na co zwróciłby uwagę? Spróbuję zrobić dziennik tematów z powiatu iławskiego.
Na początek Iława. Na osiedlu Stare Miasto największym problemem nie jest wcale brak restauracji! Największym realnym problemem, którego nie potrafi załatwić tamtejsza radna Ewa Jackowska, jest brak miejsc parkingowych! Codziennie mieszkańcy walczą z przyjezdnymi o miejsca pod blokami. Do tego dołoży się za chwilę przedszkole. Rano i po południu rodzice tych dzieci będą walczyć o parking z uczniami „mechanika”, petentami ratusza i mieszkańcami osiedla. Nadciąga wielki korek!
Na drugim miejscu jest problem pewnej „drzazgi społecznej”, której również radna Jackowska również nie rozwiązuje. Otóż ta zakała daje się we znaki mieszkańcom od lat. Drzazga jednak siedzi mocno, mimo zaangażowania spółdzielni i władz miasta. Terror, którego doświadczają spokojni mieszkańcy, nie skończy się szybko. Pewne nadzieje są w budowie mieszkań kontenerowych, przeciwko którym radna zdecydowanie protestuje. Jak wyjąć drzazgę, nie wyjmując jej?
Za tydzień kolejne dzielnice w moim dzienniku tematów.
BARTOSZ GONZALEZ