Szanowni czytelnicy, organizuję zbiórkę laptopów dla radnych powiatu iławskiego. Jeśli ktoś chciałby pomóc naszym samorządowcom, laptop można zostawić w iławskim starostwie. Skąd taka zbiórka, kiedy jest tyle innych potrzeb? Radny Jarosław Maśkiewicz zapytał przewodniczącego rady powiatu Michała Młotka, czy jest możliwość kupienia radnym laptopów służbowych. Ma to ponoć „znacząco usprawnić pracę, komunikację i przynieść oszczędności”.
Do obsługi poczty elektronicznej nie jest potrzebny bardzo zaawansowany sprzęt. Za ewentualny zakup laptopów zapłacą tak czy inaczej podatnicy. Pomyślałem więc, że można zorganizować zbiórkę odpowiednich urządzeń dla radnych. Może to być sprzęt nawet kilkunastoletni, stacjonarny komputer z ekranem kineskopowym, telefon obsługujący internet, niepotrzebna lodówka z dostępem do internetu także się przyda. W końcu chodzi tylko o odczyt dokumentów tekstowych, po to by treści uchwał nie drukować na drogim papierze.
Po co właściwie istnieje rada powiatu? Czy jest to kolejny przystanek dla karierowiczów, zawodowych dyrektorów, spokojna przystań w drodze na emeryturę? Trzeba policzyć, jakie oszczędności mogłaby przynieść likwidacja rady, a przynajmniej ograniczenie jej liczebności.
To dopiero początek kadencji. Jak widać, niektórym radnym nie wystarcza samorządowe wynagrodzenie i nie posiadają oni sprzętu umożliwiającego odczyt dokumentów elektronicznych, społeczeństwo więc musi pomóc! Pomożecie?
Inicjatywa radnego spotkała się z przytomną odpowiedzią przewodniczącego Młotka. Czy społeczeństwo zrozumie taki wydatek, kiedy jest wiele innych potrzeb? No ale jeśli to ma przynieść oszczędności? Po tym długim wstępie dochodzimy do sedna problemu.
Dlaczego radny Jarosław Maśkiewicz nie może do odczytu dokumentów skorzystać z prywatnego sprzętu? Czy istnieją przepisy tego zabraniające? Co na ten temat zdrowy rozsądek? Sprawa jest skomplikowana. Jesteśmy przyzwyczajeni, że znajomi podają nam numer służbowy albo prywatny, że sami mamy po kilka adresów poczty elektronicznej, służbowe, prywatne, zapomniane, itd. Na zakupy jeździmy służbowym samochodem, Pendolino również na fakturę.
Sfery prywatna i służbowa są tak pomieszane, że nawet piękne domy na Lipowym Dworze to wbrew pozorom wcale nie gniazdka rodzinne, ale formalnie zakłady pracy, a rachunki za prąd są rozliczane jako koszta działalności gospodarczej.
Czy jeśli powiat wyda pieniądze podatników na laptopy, to ma pewność, że na tym sprzęcie nikt nie będzie oglądał filmów na YouTube, zdjęć wnuczków, sprawdzał prognozy pogody i siedział na Facebooku? Jeśli więc na służbowym sprzęcie sprawdza się przepisy na maseczki odmładzające i podgląda życie gwiazdek na Pudelku, to na prywatnym można poczytać materiały do pracy. Laptopy oczywiście można kupić, nawet bardzo drogie, ale najlepiej niepełnosprawnym uczniom, z biednych rodzin.
PRL miała bardzo rozbudowany aparat inwigilacji, a SB to tylko jedna z wielu służb. Dużo mniej wiemy o wywiadzie i kontrwywiadzie wojskowym. Wszystkie te służby miały jednak podobne zadania. Pilnowały socjalizmu.
Polska ludowa to kraj, w którym jeździły pociągi, telewizja edukowała, na mieszkanie czekało się krócej niż dzisiaj spłaca się kredyt, a mundur milicjanta nie przypominał ubrania robotnika. Tego wszystkiego m.in. pilnowały tajne służby. Swoje zadania jednak wykonywały źle, albo... same zlikwidowały PRL. W wielu sprawach ówczesna Polska była normalniejsza od współczesnej. Słyszę już te westchnienia, że przecież teraz jest dobrze, jak nigdy nie było.
Od kilku lat po Iławie chodzą grupy mieszkańców i turystów wsłuchane w słowa Dariusza Paczkowskiego i Michała Młotka. Są to wspaniałe wspomnienia o cudownym mieście i czasach, które jednak zniszczyli sami Niemcy, rozpętując wojnę. Czy po socjalistycznej Iławie też zostały wspomnienia? Mieszkańcy pamiętają głównie zakłady pracy i dużo lepszą atmosferę. Coś jeszcze?
Kilka dni temu odwiedziła mnie koleżanka. Pierwsze, co powiedziała, to że chce coś zjeść, najchętniej lokalnego. Tak jak nad morzem są smażalnie ryb, tak i w Iławie, mieście nad jeziorem, być powinny. Niestety, przychodziły mi do głowy tylko restauracje. A zwykła smażalnia? Pamiętam, była kiedyś przy stadionie, ale to przeszłość. Rybitwy od wielu lat już nie ma, tak jak baru Tramp i wielu innych miejsc. Dziś w Iławie podaje się m.in. kebab, pizzę, spaghetti... bo smażona ryba to relikt PRL. Szkoda. Jedyny smak socjalistycznej rzeczywistości to popularne frytki, bułka z grzybami i zapiekanka. Dostępne od lat w tym samym miejscu – u „Żydka”. Na szczęście.
Mówi się, że w PRL był przerost zatrudnienia. W „Życiu Iławy” z lipca 1983 roku trafiłem na ciekawą informację. Kierownik wydziału ogólnego Urzędu Miasta w Iławie Krystyna Milczarek pisze, że w urzędzie są 43 etaty. Zatrudnionych było 41 osób, wykształcenie wyższe miało 11 osób, średnie 27, a podstawowe 3. Z notatki tej wynika też, że z 29 pracowników ze stażem dłuższym niż 3 miesiące 10 było członkami PZPR, 7 należało do Stronnictwa Demokratycznego, a jedna osoba należała do Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego. 11 pracowników ratusza było bezpartyjnych.
W 1983 roku nie było już powiatów, jeden urząd z 41 pracownikami zajmował się tym, czym dzisiaj zajmują się starostwo powiatowe, urząd gminy i ratusz miejski. Dodajmy, że w tamtym czasie nie było jeszcze powszechnie dostępnych komputerów ani internetu, pisma urzędowe tworzyło się odręcznie albo na maszynie do pisania. Telefony mieli nieliczni. Jednak wszystko działało! Tę puentę dedykuję radnemu Maśkiewiczowi.
BARTOSZ GONZALEZ